#6i5WL

Jestem z moim chłopakiem od dwóch lat, znamy się znacznie dłużej. Od jakiegoś czasu powoli poznajemy swoje rodziny dalsze niż rodzice i kot. Ostatnio zaprosiła nas na obiad jego babcia, nazwijmy ją Monika. Jest to typowa babuleńka, z zamiłowaniem do pieczenia ciast, kolekcjonowania bibelotów, spędzania czasu z koleżankami na herbacie, no i podejrzliwości. To ostatnie zepsuło mi solidnie krew.

Siedzimy sobie, rozmawiamy, jest przyjemnie, ja nawet przestałam się stresować. W pewnym momencie temat schodzi na rodziców, prosi, żebym pokazała ich zdjęcie, bo nigdy nie widziała. Pokazuję jakieś na telefonie, ona marszczy brwi, patrzy to na mnie, to na telefon. Uśmiech znika, twarz wykrzywia jakby grymas. Po dłuższej chwili, kiedy to ja już powoli mam zawał serca, oznajmia triumfalnym tonem: Ty adoptowana jesteś.

Mnie serce staje. Dlaczego? Bo to prawda. Zostałam przygarnięta z domu dziecka, gdy miałam niespełna rok, matka biologiczna prawdopodobnie oddała mnie tuż po porodzie, więc siłą rzeczy jej nie pamiętam. Ci, których nazywam rodzicami, naprawdę dla mnie nimi są. O tym fakcie wiedzą poza moją najbliższą rodziną tylko trzy osoby, w tym chłopak. Chcemy to utrzymać w tajemnicy, bo licho wie, jak rodzina zareaguje.

Patrzymy więc na siebie spłoszeni, rozpoczyna się mniej więcej taka rozmowa:
[C]hłopak: Babciu, skąd ten pomysł?
[B]abcia: No popatrz na nią, w ogóle do nich nie podobna.
[J]a: Nie, to takie zdjęcie, proszę zobaczyć na rysy twarzy ojca, mamy bardzo podobne.
[C]: O, a uśmiech jak matka.
[B]: Nie, nie, inny kolor włosów masz.
To akurat prawda, ojciec nie ma ich wcale, wcześniej niemal czarne, matka tak samo, ja ciemny blond.
[J]: Bo matka farbuje, normalnie ma inne. Kolor mam po babci.
[B]: Nie, wy jacyś niepodobni do siebie jesteście. Na bank nie jesteś ich dzieckiem, popatrz na mojego (dajmy na to) Maćka, on jak ojciec.
Fakt, są do siebie bardzo podobni, ale czy to powód?
[C]: Babciu, daj spokój, jakieś dziwne rzeczy wygadujesz.
[B]: A, ja swoje wiem.

Dość szybko wyszliśmy po tym, on mnie uspokajał, że spokojnie, ona tak miewa, o sprawie zapomni. Niestety nie zapomniała. Gdy tydzień później byłam u niego i byli też jego rodzice, matka pół żartem, pół serio zapytała, czy jej syn chodzi z podrzutkiem. No, super żart... Na szczęście tym razem udało mi się zachować zimną krew i zaprzeczyłam. Gdy ojciec się o tym dowiedział, zrugał ją, potem babcię, która nie zdążyła puścić informacji dalej. A że zna się chyba z połową starszej części osiedla, to mogłabym być mocno wytykana - ot, mentalność małomiasteczkowa. W sumie smutne.
Nafesa Odpowiedz

Co za stara...
Nie przejmuj się nią i pamiętaj, że bycie adoptowanym nie jest powodem do wstydu! A nazywanie kogoś podrzutkiem? To rodzina chłopaka powinna się wstydzić! Naprawdę ich zachowanie jest tak bezczelne, że nie mam słów.

Suneku Odpowiedz

A nie mogłaś wprost powiedzieć babci, że ma rację? Nie rozumiem o co tyle zachodu. To jakiś wstyd czy coś?

kapelusz Odpowiedz

Pewnie babsztyle nazywający dzieci adopcyjne "podrzutkiem" pierwsze by "broniły życia" każdego nienarodzonego dziecka, bo "przecież możesz oddać do adopcji". A adopcja jest ok, póki nie spotkasz kogoś adoptowanego, czyli, w durnym mniemaniu takiej ciemnoty - gorszego. Ehhh :/

daveeast Odpowiedz

rodzina Twojego chłopaka jest upośledzona. Mamy XXI wiek. Adopcja to nie wstyd tylko powód do dumy. Masz przy sobie ludzi, którzy Cię wychowali i obdarzyli bezgraniczną miłością - to są Twoi rodzice.

Lulka232

Adopcja to ani wstyd, ani powód do dumy. Jest to coś normalnego.

Jamama Odpowiedz

Babci kij do tego, a rodzice są wspaniali, bo Cię zaadoptowali i pokochali. Nie lubię jak ludzie maja coś do tego, że ktoś jest adoptowany. Co to za różnica? Przecież to twoji rodzice Cię wychowali, kochali, dbali. Więc dlaczego masz czuć się z tym gorzej. Tylko dlatego, ze geny was nie łącza? Pomimo, ze łączy was o wiele więcej?

Lajlaa Odpowiedz

Bez sensu zaprzeczalas. Nie ma się co wstydzić tego, a wyszlas na kłamczucha po prostu. Co Cię obchodzi kto co sobie pomyśli?

Dodaj anonimowe wyznanie