#8Zxfg
"Prz...prze...przepra...szam ppppana" (dosłownie tak rzekł ten głos) "czy jest tu gdzieś chude mleko, bo ja... he, he, he... ślepa jestem cytra, nie widzę, he, he, he".
Z trudem kojarzę, co to jest cytra, a z jeszcze większym wysiłkiem dociekam, skąd ten głos dochodzi. Schylam się niemal w kabłąk, a tu kilka centymetrów dalej, na wysokości mojej przepony, sterczy takie małe, wystraszone coś, co uśmiecha się durnowato do stosu srajtaśmy, plecami zwrócone do lodówek. Myślę sobie: narąbana lepiej niż ja. Ale delikatnie odwracam pannę, a panna ślepa. Dosłownie. Oczka zamglone bynajmniej nie od procentów.
Wytrzeźwiałem w kilka sekund. No... może nie do końca, ale znacznie. Dziewczyna zdezorientowana, przestraszona, zmieszana, śmiejąca się nerwowo. Im więcej gadała i śmiała, tym większy przerażenie było po niej widać. Blada jak papier, buzia jak u szkieletu - mokry sen nekromanty. Załadowałem jej to mleko do koszyka. Podziękowała bardzo zmieszana, uciekła do kasy. Poszedłem za nią. Mało się nie zabiła w drodze do i od płatności.
Przed sklepem czekał na nią mały, czarny terier. Siedział sobie grzecznie bez smyczy. Złapał zębami pannę za zwisający pasek od torebki i tak prowadził, niczym cień.
Tamtej nocy przyszedł przymrozek, złapał błyskawicznie - mimo wysiłków psiaka musiałem łapać panią kilka metrów dalej, bo by głowę rozbiła o chodnik. Była sztywna ze strachu. Oznajmiłem, że odprowadzam ją i psa do domu. Skończyło się na tym, że wypiliśmy połowę zaopatrzenia na imprezę siedząc na ławce w okolicznej zieleni, a drugie pół u niej w mieszkaniu.
Krasnoludek ślepł przez postępującą, atakującą całe ciało chorobę. Jeszcze niedawno, licząc od tamtej nocy, widziała całkiem nieźle. Potem było tylko coraz gorzej. Nie zgadzała się na lekarzy, szpitale, bo do tej pory tylko pogorszyli jej stan... była sama, ale jakoś sobie radziła.Tak wyszło, że nie miała nikogo poza psem, znalezionym sama w sumie nie wie do końca gdzie. No i mną. Od tamtej nocy miała też mnie i dalej ma. Też nie ma pewności skąd. A ja jestem okropnie wysoki i okropnie brzydki. Ona jest przepiękną kobietą. Ani jej, ani mnie to nie przeszkadza ;)
Zechciała mnie poślubić. Z tej okazji kumple darowali mi niedostarczenie trunków (kasa była moja, żeby nie było!) na tamtą noc. I tak sobie żyjemy, ja, ona i nasz pies. Ona jak ten kwiatek na jesieni, więdnie sobie powoli. Wiem, że pies pożyje dłużej niż moja żona, a że młody już nie jest... cóż.
Niedawno zapytałem ją, skąd wtedy wiedziała, że jestem mężczyzną. "Mama kiedyś kupiła smalec z knura... można powiedzieć, że miałam nosa".
Dobrze, że tyle kminiłeś przy tych lodówkach ;)
fajne wyznanie, i gratuluję wam obojgu.Oby najwięcej dni dla was.A swojej kobiecie powiedz ,żeby walczyła .Ja widzę pomimo złych rokowań lekarzy.
Podziwiam takich ludzi jak Autor. Ja bym nie dała rady wejść w związek z kimś śmiertelnie chorym. Wizja kilku lat związku by mnie dobiła.
"gdy się kocha" zgadzam się, ale mi chodzi o wchodzenie w świeży związek jeśli wiesz, że ta osoba umrze niedługo. Tam nie ma miłości, to świadoma decyzja człowieka. I to jest niesamowite, że niektórzy mają tyle siły by pozwolić sobie na taką miłość.
Piękne wyznanie. W dodatku świetnie napisane :)
Powiedz żonie, żeby walczyła! Jest wiele lekarzy na świecie...
Nowa Medycyna Germańska. Proszę...
"Ona jak ten kwiatek na jesieni, więdnie sobie powoli" piękne!!❤
Świetna historia na scenariusz filmowy
Chyba najpiekniejsze wyznanie jakie czytalem
Dokładnie :)
T. T
Smutne i piękne wyznanie