#P11hP
Wyszłam na dwór, żeby wytrzeć buty w śnieg. Sama byłam nieźle wkurzona, bo wkrótce miałam jechać na pociąg, a innych zimowych butów nie miałam. Schodząc po schodach, na parterze, rzeczywiście dostrzegłam kilka gówien. Pomyślałam, że to pewnie sprawka nowego psa sąsiadów. Stojąc przed klatką, klęłam pod nosem. Po względnym „wyczyszczeniu” glanów, wróciłam do domu, żeby przepłukać je jeszcze wodą z prysznica. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi, a przez wizjer dostrzegłam moją sąsiadkę z parteru. Tuż za nią stał jej mąż.
Nie miałam czasu i ochoty na pogawędki, ale rodzice byli już w piżamach – było po 23-ej – i nie miałam wyjścia, otworzyłam drzwi. To co wydarzyło się potem było tak irracjonalne i abstrakcyjne, że wciąż nie mogę uwierzyć, że działo się naprawdę.
Sąsiadka wrzeszczała na swojego męża, wykrzykując: „Zbyszek, zesrałeś się to teraz przeproś sąsiadkę! Stary chłop, a się zachować nie umie. No zesrał się, zesrał, nie dobiegł do domu i się na klatce zesrał, a pani w to weszła to przyszliśmy przeprosić! No Zbyszek, do jasnej cholery, przeproś panią!”. A Zbyszek stał tylko ze zwieszoną głową i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze…
Żal mi tego faceta. Nie zrobił tego celowo. Wiadomo, powinien posprzątać od razu, ale przyjmijmy, że musiał się ogarnąć, bo był brudny. Baba go ośmieszyla. Gość najprawdopodobniej jest ofiarą przemocy domowej. W normalnym związku partnerzy nie zachowują się w ten sposób. Ona się nad nim znęcała.
Niby irracjonalne, niby abstrakcyjne, niby wstyd jak cholera... ale jednak docenić poczucie odpowiedzialności trzeba. A to naprawdę niełatwe w takiej sytuacji :)
Chyba wolałabym jednak żyć ze świadomością, że na moich glanach było gówienko pieska, a nie sąsiada :D
Gościu miał dosłownie i w przenośni przesrane...
Swoją drogą z taką babą trudno było by wytrzymać.