#QtEEZ
Oddzielną kategorię stanowią "słupki". To osobnicy którzy mieszczą się pod słupkiem granicznym przychodu lub spełniają inne kryteria pomocowe. Nawet gdy przyjadą mercedesem na zagranicznych numerach mają prawo do pomocy, z czego chętnie korzystają. Po drugiej stronie są "dumni". To cała grupa ludzie którzy mają zaszczepione dwie skrajnie wykluczające się cechy.
Jest to niewiarygodna wiara w siebie i całkowity brak samodzielności życiowej. To ludzie którzy przychodzą po pomoc gdy nie mają już jedzenia, wody a elektrownia właśnie odcina prąd. Godność tam mocno uwiera ich pod czaszką że nie są wstanie nawet myśleć o pomocy od państwa. Tacy ludzie naprawdę istnieją. Moja sąsiadka z klatki pani S. była właśnie taką osobą. Po śmierci męża utrzymywała się z emerytury i renty inwalidzkiej. ZUS jednak uznał ją z zbyt zdrową a ta nie oponowała gdy przestałą dostawać pieniądze.
Chociaż ma dwóch samodzielnych synów, ciągle się chwali ile zarabiają, ani myśli prosić ich o pomoc. Ma siostrę w Kanadzie, zgadza się nie chce być ciężarem dla rodziny. Więc pani S. żyłą sobie tak wesoło nie płacąc a to za czynsz a to za leki, tak naprzemiennie. Miesiąc w miesiąc. Jakakolwiek rozmowa o pomocy kończyła się albo bardzo jadowitym syczeniem albo bluzgami, za które mnie potem solennie przepraszała.
Pewnego dnia pani S. pojawiła się w naszym biurze. A jak? Przebrała się w stare ubrania męża by nikt jej nie rozpoznał i poprosiła o zapomogę. Szeptem między nami zapytałam co ją właściwie skłoniło do wyciągnięcia ręki w stronę państwa. - Wie pani co... jedzenie, rachunki, leki to może zawsze poczekać... ale jakoś nie mogłam się przemoc by podcierać się gazetami. Sama pani rozumie...
Niestety prawdziwe, ale bardzo przykre
Potrzeba wzywała ;-;
Myślę, że to jest po prostu tragiczne. Jednak praca MOPRu też często pozostawia wiele do życzenia. Moja przyjaciółka po śmierci matki nagle została całkiem sama, jedynym jej dochodem stało się stypendium z uczelni. Znalazła się w naprawdę patowej sytuacji - z ojcem od lat brak kontaktu, reszta rodziny się nią nie interesuje i nie otrzymywała żadnego wsparcia od nikogo. Jednocześnie studia dzienne, praktyki, jakieś dorywcze, nisko płatne prace. Chcąc nie chcąc, zaciskając zęby, udała się do MOPRu z prośbą o pomoc. Tam usłyszała, że jedyne co może otrzymać, to zupa z parówką bez przypraw.
Nie chciało mi się wierzyć. Z drugiej strony w tym samym bloku mieszka wieloletnia, niepracująca alkoholiczka, która "po kryjomu" (ale wiadomo jak to bywa, i tak każdy wie) przechowuje u siebie swojego gacha, osiedlowego, wiecznie bezrobotnego żula. Jak są wizytacje z MOPRu, facet wychodzi na papieroska, wódeczkę, a pani uznaje, że nikt "nadprogramowo" nie mieszka. Mieszkają razem z jej córką, więc w wywiadzie wpisuje się "samotna matka". W rzeczywistości non stop imprezy, napierdalanki, dzikie awantury, rzyganie przez balkon. Jednym słowem: patologia. Wszyscy dookoła wiedzą co jest na rzeczy. Owa pani dostaje od MOPRu kartki na żywność (które sprzedaje sąsiadom), dotacje na mieszkanie, częściowe spłaty rachunków. A w rzeczywistości ten dom gnije - dosłownie i w przenośni. Moim zdaniem to nie jest pomoc, tylko aktywne wspieranie społecznego wynaturzenia. W ten sposób państwo daje przyzwolenie na patologię, z pobłażliwością podchodzi do kwestii alkoholizmu i przemocy domowej. Zamiast wspomóc osobę, która faktycznie znalazła się w trudnej sytuacji losowej, która nie siedzi na tyłku pierdząc w kanapę, tylko robi coś, żeby stanąć na nogi, "pomaga" się tym, którzy zasilają margines społeczny.
Wspaniale, że pracujemy na takich ludzi...
Przypomniała mi się historia o staruszce z warszawskiej patelni. Też uznali ją za zbyt zdrową
Podjeżdża mercedesem na zagranicznych numerach... Mercedesa klasy E można kupić za 2 tysiące :v
Myślę ze ty chodziło o jakiś nowszy model