#crdGr

Rok temu rozstałam się z narzeczonym po 2,5 roku związku. Rozstanie kosztowało mnie utratę znajomych, terapię, a nawet pobyt na oddziale psychiatrycznym. Ale od początku.
Z Markiem przyjaźniłam się od matury, z czasem poczuliśmy do siebie coś więcej. Znajomi i moja mama kręcili nosem, bo Marek porusza się o kulach i ręce też ma średnio sprawne, więc z niektórymi rzeczami potrzebuje pomocy. Mi to nie przeszkadzało. Na początku wszystko było dobrze, pracowałam dorywczo i robiłam studium, on studiował zaocznie. Po egzaminach oświadczył mi się, a ja się zgodziłam. Wkrótce potem znalazłam pracę w zawodzie (jestem masażystką) i wtedy zaczął się koszmar. Od początku Marek kręcił nosem na to, że wracałam do domu dopiero o 17. Potem zrobił się chorobliwie zazdrosny, jeśli byłam zwyczajnie miła dla jakiegokolwiek innego mężczyzny (np. uśmiech i „dzień dobry” do pana z warzywniaka), przez dobre pół godziny musiałam go zapewniać o swojej wierności. Po kilku poważnych rozmowach sytuacja nieco się uspokoiła. Tylko na kilka miesięcy, potem zaczęło się najgorsze.
Marek dzwonił do mnie co chwilę nawet z totalnie błahymi sprawami (np. nie ma pomysłu na kanapkę). Kiedy nie mogłam odebrać, płakał i skarżył się, że nie jest dla mnie najważniejszy. Próbowałam go namówić na wizytę u psychologa, ale nakrzyczał na mnie, że nie jest wariatem. Ponieważ prawie nie miał zajęcia (pisze książkę i wiersze, jego studia nie były specjalnie absorbujące), proponowałam mu jakieś kurs czy pracę jako korektor w gazecie, bo akurat chcieli zatrudnić na to stanowisko osobę niepełnosprawną, ale się nie zgodził.
Kiedy tylko szłam gdzieś bez niego, miał załamanie – odmawiał jedzenia i picia, całą noc rzucał się po łóżku. Gdy raz do niego nie oddzwoniłam, bo miałam ciężki dzień w pracy, upadł i nasza sąsiadka zawiozła go do szpitala. Czułam się winna. Byłam też psychicznie wyczerpana.

Raz pojechałam do mamy, żeby się wygadać. Przysłał mi SMS, że zaraz umrze. Szybko pojechałyśmy do naszego mieszkania. Marek siedział na parapecie i groził, że skoczy, bo go nie kocham i olewam. Ja dostałam histerii, zaczęłam krzyczeć i błagać, by tego nie robił. Oboje trafiliśmy do psychiatryka. 
Po czasie dowiedziałam się, że jego zachowanie było jedynie na pokaz, żebym skupiła się jedynie na nim. Zerwałam. Płakał i błagał, straszył, że tym razem naprawdę umrze.

Dzięki mamie i przyjaciółce jakoś to przetrwałam. Potem dowiedziałam się od ludzi, jakim potworem jestem, bo doprowadziłam do rozpaczy biednego niepełnosprawnego chłopca i zrujnowałam mu szansę na szczęście.
Po terapii znalazłam pracę 200 km od rodzinnego miasta i wyprowadziłam się. Wprawdzie tęsknię, i to bardzo, za bliskimi mi osobami, ale musiałam totalnie zmienić otoczenie. Oczywiście zmieniłam numer telefonu i e-mail, Marka poblokowałam. Najbardziej dręczy mnie to, że przez kilka miesięcy on i jego rodzice nękali moją mamę, skończyło się na nieformalnej rozmowie z moim bratem ciotecznym, który jest policjantem. Od niedawna spotykam się z pewnym facetem i mam nadzieję, że tym razem będzie dobrze.
crimsoneye Odpowiedz

Nigdy nie będe w stanie zrozumiec ludzi, ktorzy są taki manipulatorami i zazdrośnikami. Grożenie, że ktoś się zabije, jeśli druga osoba ich zostawi to szantaż i moim zdaniem powinno być karalne. Twój były ewidentnie mial jakieś problemy ze sobą, skoro zachowywał się jak rozpieszczony bachor. I czemu w tym scenariuszu ofiara zawsze zostaje zlinczowana przez ludzi? Nienawidze jak ktoś wygłasza opinie i samosądy na tematy, o ktorych nie mają pojęcia...

Casanunda1983

Witaj, ja cierpię na lżejszy stopień tego co ów Marek... Takie osoby jak my reprezentują LĘKOWY STYL PRZYWIĄZANIA (sprawdźcie w internecie). Ja nie, szantażuje zony że się zabije itp, ale hmm... W głowach osób z tym zaburzeniem, przebiega zbyt wiele analizowania... Ktoś kto nie ma świadomości swojego zaburzenia, nie wie że robi źle i ma wrażenie że cały, świat jest przeciwko niemu i pomaga jego partnerowi go zdradzać... Np. Kiedy zona pracuje z kolegą który się do niej cały czas uśmiecha itp, pytam co to za kolega i o czym rozmawiali zabawnym. Żona mówi " o niczym, o pracy", a w mojej głowie jest obraz umawiania się po pracy na jakieś kawki... I potem jest najgorsze, bo widzisz jak piją kawkę, a ich ręce dotykają sie pod stolikiem.. Potem wizja dziesiątej takiej kawki, gdzie prosto z niej już ładują w lozku... Nie da się nad tym zapanować, ale wyladowalem prawie w psychiatryku przez nadmiar myśli... Zacząłem rozmawiać z psychologiem, coraz więcej rozumiem tego, co we mnie, zachodzi, jak się tego wyzbyć i nauczyć się zdrowej relacji... Osoby z moim zaburzeniem panicznie boją się porzucenia... Lakniemy kontaktu z naszą ukochana osoba, ciągłych zapewnień o miłości i wierności partnera... Wyobraźcie sobie co dzieje, się z człowiekiem który dzień w dzień myśli o tym co dzisiaj kolega, w pracy powie zonie, albo czy może już piszą na telefonie, a może planują uciec razem.... I tak cały dzień. Potem pojawia się paranoja i myśl że każdy kto choćby mija żonę, ukrywa jej spisek który tkaja w zdradzie i oszustwie... Abstrahując od tego, jeśli ten chłopak miał to zaburzenie bardziej ostre niż ja, to szczerze mu współczuję. Autorce oczywiście też, i uważam że, postąpiłaś właściwie. Nie byłaś gotowa na dźwiganie takiego ciężaru dodatkowo na swoich barkach, a uwierz mi że potrzeba maaase pracy nad tym żeby choćby odrobinę zacząć wychodzić ku prostej...

WiemOKotachWszystko

Casanunda, brzmi jak zaburzenie osobowości w postaci osobowości zależnej, miałeś może taką diagnozę?

Casanunda1983

WiemOKotachWszystko, nie nie miałem bo jestem dopiero na początku tej drogi, ale generalnie pomijając relacje względem mojej zony, to ja jestem głowa rodziny, podejmuje decyzje (oczywiście konsultujac z, zona i reszta rodziny przez szacunek a nie z lęku) , zarabiam na dom itp. Psycholog też mówi że nie widzi we mnie ani niskiej samooceny, ani wycofania, braku pewności siebie czy introwertyzm. Nie widzi też jakiejkolwiek zależności od innych. Ale... Boję się być porzuconym przez żonę... Boję się ja stracić pomimo że wszyscy mówią o nas, że jesteśmy świetna para itp. Ostatnio stało sie coś co spowodowało eksplozja mojej zazdrości i obaw, bo zona w nowej pracy poznała 'kolege'... Pisali po pracy cały czas... Byłem coraz bardziej zazdrosny. Zobaczyłem żarty przeradzajace się we flirt... Zakazałem zonie z nim pisać... Rozpłakała się... Wiedziałem że coś się między nimi buduje... Pracuje za, granicą.. Żona od 10 miesięcy jest w Polsce bo ja też mam zjechać pod koniec tego roku... Podłączyłem jej komunikator pod swój komputer i czytałem... Dzień po dniu, tydzień po tygodniu... Żona mowila że nie ma czasu pisać że mną cały, czas, a z nim pisala ile wlezie. Mówiła że idzie spać a pisała z nim dwie-trzy godziny dłużej... Miałem depresję, stany lękowe, myśli samobójcze... Pytałem czy, z nim pisze, mówiła że nie.. Prosiłem żeby nie zaczynała pisac z nim, mówiła że od kiedy jej zakazałem, nie pisze z nim. Że mam kłopoty z zazdrością, żebym szedł się leczyć... Kiedy chciałem się na łykać tabletek i zwyczajnie usnąć, stwierdziłem że źle że mną. Skorzystałem z pomocy psychologa. Czytałem dalej to co pisze zona, oszukując mnie, czekając na moment z którego się nie wykręci że to kolega i żart... Pojawiły się erotyczne treści, zaproszenia i telefony... Gdy zona przekroczyła już naprawdę wiele barier i nie można było tego uznać za moją paranoje, zadzwoniłem do niego i powiedziałem że o wszystkim wiem. Do niej też. Chciałem rozwodu ale dałem się uprosić że zerwie z nim kontakt

Casanunda1983

CD tego co poniżej...
... że już nie będą, rozmawiać ani nic. Że zmieni pracę. Zgodziłem się. Wybaczyłem jej to, ale w mojej głowie już pozostało widmo tych oszustw... Kłamstw... Slow ktore do niego mówiła... Za tydzień będę w Polsce, ale nie wiem co będę czuł obejmując żonę, a jednocześnie muszę pracować nad tym, żeby jej ufać, żeby nie dać się ponieść... Fantazji... Staram się z całego, serca jej ufac... Ale wyobraźcie, sobie, sytuację, gdy ktoś bez mrugnięcia okiem mówi Wam że tylko Was kocha, tylko Wam ufa i tylko Wam o wszystkim mówi, po czym oznajmia że późno i idzie spać, a tak naprawdę jeszcze więcej sekretów mówi do kogoś innego i poznajesz te osobę że strony o jakiej Ci sie nigdy nie, śniło... Po tym wszystkim, jestem złamany psychicznie, mam ogromny problem z zaufaniem, zazdrością i gdyby nie psycholog, myślę że byłoby że mną baaardzo źle... Kocham moja zone i nie chce jej stracić.. Oddałbym wszystko żeby jej nieba przychylic..

coztegoze2

@Casanunda1983 żaden styl przywiązania nie jest zaburzeniem. Ty opisujesz paranoję a nie lękowy styl przywiązania (każdy mijany mężczyzna ma coś z żoną robi?).

Xatriss Odpowiedz

To musiało być dla Ciebie prawdziwe piekło, autorko. Podziwiam Cię, że miałaś siłę zrobić radykalny krok i wprowadzić zmiany w Twoje życie, a nie żalisz się tylko w internecie jak to Ci źle a nic z tym nie robisz.
Teraz będzie już tylko lepiej, powodzenia!

niebieskakremowka Odpowiedz

Dość trudno chyba trafić na osobę, która Cię pokocha pomimo tego, że jesteś niepełnosprawną osobą. Chłopakowi się to udało, a i tak wszystko zepsuł przez swoje zachowanie. Masakra...

A tak abstrahując trochę od wyznania, dlaczego tak wielu ludzi żyje w przekonaniu, że jak ktoś chodzi do psychologa, to od razu jest wariatem? No ludzie kochani...

MaggieGreene

To jest niestety dość częste przekonanie. I bardzo szkodliwe. Sama mam bliską osobę zmagającą się z problemami psychicznymi, a do psychologa ona nie pójdzie, bo 'to dla wariatów'.

Saloy Odpowiedz

Dobrze ze się wyrwalas z toksycznego związku.

PSPChicken Odpowiedz

Najgorsze nie jezt to że masz chorobę psychiczną Najgorsze jest to że na świecie dużo debili którzy zawsze powiedzą: ale ty głupi jesteś, to twoją wina, weź się zabij

Bernadetka Odpowiedz

Piszecie, ze nie jesteście w stanie zrozumieć "takich ludzi". Borderline -->zaburzenie; zaburzenie -->brak kontroli.
Naprawdę uważacie, ze takie zachowania to jedynie jakaś wada, cecha charakteru? Żal mi jest osób zaburzonych lub chorych psychicznie, ponieważ cierpią na niezrozumienie wypływjące od innych, ponieważ przez te zaburzenia cierpią osoby im najbliższe, ponieważ zmagają sie z czymś co trudno okiełznać.
Autorka oczywiście zrobiła po swojemu i zrobiła dobrze, bo taki związek, już toksyczny, jest bardzo wyniszczający.

WiemOKotachWszystko

Bardziej chyba chodzi o niezrozumienie, że taka osoba nie widzi, że krzywdzi innych i chociaż nie spróbuje terapii/konsultacji z psychiatrą.

Joasias Odpowiedz

Czytałaś Susan Forward: "Szantaż emocjonalny"? To książka dla Ciebie, spróbuj.

ingselentall Odpowiedz

Jesteś głupia. Po pierwszym wybryku teo typu daje się wariatowi JEDNĄ "ostatnią szansę: na całkowitą i trwałą zmianę zachowań. Nie zmienił zachowań? Niech spada na szczaw i mirabelki. Twoje wyznanie nie jest wcale o strasznym narzeczonym, ale o Twojej masochistycznej nieudolności życiowej.

TakaOna100

Tak właśnie tak to działa, wychodzenie z toksycznego związku jest proste jak wyjście do żabki. Raz kasjerce dajesz ostrzeżenie i jak się nie poprawi to wybierasz inną żabkę

AvusAlgor Odpowiedz

Najczęściej, nie zawsze bo może być i gorzej, jest to wynik bardzo, bardzo niskiej samooceny. Każda chwilowa utrata kontroli powoduje coś w rodzaju ataku paniki, że oto nie panuje się już nad sytuacją i ta druga osoba może zrobić coś na co nie ma się wpływu. Takie zachowania się tylko zwykle pogłębiają, gdyż z jakiegoś powodu odgrywanie roli ofiary jest dla takiej osoby najwygodniejsze. W sumie nie wiem dlaczego, ale to bardzo ciekawe.
Opis wygląda na ten przypadek i dobrze dla Ciebie, że udało Ci się uciec.

Selevan1 Odpowiedz

Kwaśny motyw

Dodaj anonimowe wyznanie