#g41Pa

Moja dziewczyna miała problemy zdrowotne. Przez zespół jelita drażliwego nabawiła się nerwicy depresyjnej. Bała wychodzić się z domu, wychodziła tylko wtedy gdy musiała np. do pracy bądź na uczelnię. Z czasem jednak rzuciła studia i zmieniła pracę, bo dojazdy były już ponad jej siły.

Znosiłem to rok, chciałem jej pomóc. Robiłem zakupy, bo ta bała się stać w kolejce w sklepie, bo wstyd by było gdyby nagle się zesrała w kolejce pełnej ludzi.
Z czasem zaczęła robić zakupy online. Rzuciła pracę, zaczęła dawać korepetycje w domu, zrezygnowała z psychoterapii, bo jej nie pomagała.

Wielokrotnie próbowałem ją wyciągnąć z domu, ale ona panicznie bała się wyjść dalej niż pod blok. Każdy spacer, który trwał dłużej niż kwadrans powodował u niej tak silny stres, że kończyła zaraz w łazience z biegunką.

Nastał dzień, w którym musiała wyjść z domu.
Bolał ją ząb, a że dentysty nie da się zamówić z wizytą do domu pojechaliśmy do lekarza.
Wyszliśmy wcześniej, bo wiedziałem, że będzie jej ciężko. Trzy razy wracała do domu aby wejść do łazienki, bo źle się czuje.

Jechaliśmy samochodem delikatnie ponad 20 min. Zatrzymaliśmy się raz w supermarkecie i raz na stacji benzynowej. Przez 20 minut płakała, przepraszała mnie i mówiła, że chce wrócić do domu. Ciągle powtarzała, że nie ma już siły walczyć z chorobą.

Parę dni po tej sytuacji zerwała ze mną... bo ona nie chce bym tracił życia przy kimś takim jak ona.
Po wielogodzinnej rozmowie wiedziałem, że ona mówi serio. Wyprowadziłem się, pojechałem do jej rodziców i powiedziałem o tym w jak kiepskim stanie psychicznym jest.

Po 2 tygodniach dostałem wiadomość, że popełniła samobójstwo.

Nie mogę się z tym pogodzić.
Nie wierzę, że pozwoliłem jej odejść ode mnie.
Żałuję, że nie wysłałem jej do psychiatryka.

Żałuję...
crimsoneye Odpowiedz

Powiadomiłeś jej rodziców, więc to już jest coś. Z osobami chorującymi na nerwicę czy depresję nie jest tak łatwo zaciągnąć je na terapię czy do psychiatryka. Czasem psychiatryk jeszcze dobija bardziej. Bardzo współczuję Ci straty, ale nie obwiniałabym się na Twoim miejscu. Byłeś przy niej i wspierałeś ją, a nie jest to łatwe, gdy kogoś dopada nerwica czy depresja (cierpię na obie przypadłości, wiem o czym mówię). Czasem nie możemy nic nic zrobić, niestety, bo sytuacja przerasta nie tylko osobę cierpiącą, ale i nas.

Poroniec

Tak naprawdę nie wiesz jakbyś się zachowała na jego miejscu (no chyba, że miałaś tak wstrząsające wydarzenie w swoim życiu).
W takich sytuacjach większość osób traci zdolność racjonalnej oceny sytuacji.
To oczywiste dla mnie czy dla Ciebie, że Autor nie jest winny. Jednak gdybym sama coś takiego przeżyła zapewne tak racjonalnie bym nie myślała i pewnie uważałabym, że zawsze mogłam zrobić coś więcej/lepiej... i może gdybym tak zrobiła ta osoba by żyła. Takie myślenie w traumatycznych sytuacjach jest dość...normalne (kiepsko to brzmi), ale tak jest. Potrzeba czasu, może rozmów z psychologiem jeżeli Autor tego potrzebuje.

crimsoneye

Nie znam Autora osobiście, ja jedynie powiedziałam, że już teraz nie powinien się obwiniać. Zrobił, co mógł i owszem, rozmowa z psychologiem jak najbardziej jest wskazana. Ale skoro wyżalił się też tutaj, to mając obiektywny i mniej emocjonalny wgląd, doradziłam mu coś od siebie. Co z tym zrobi to jego decyzja (o ile to przeczyta)

Wiaderny Odpowiedz

To smutne że społeczeństwo piętnuje innych ludzi do tego stopnia że naturalna czynność wydalania powoduje u chorej osoby stres i depresje. No kurna ludzie co z nami nie tak ze dziewczyna wolała umrzec ze strachu ze sie publicznie zesra? Czy nie każdemu sie to może zdarzyc? Ile zdrowych osób załatwiło sie w gacie z głupoty? Powinniśmy zmienić mentalność, bo to o czymś świadczy. Tym bardziej ze gdy menel nasra pod zabytkiem na starówce to wszyscy udają ze nikt nie widzi, a młoda dziewczyna już bardziej obrzydza?

PlastelinowyKubeczek

Niekoniecznie jest tak, jak mówisz. To siedzi w głowie osoby chorej. Choćby miała 10000% pewność, że nikt się nie zaśmieje/nie będzie szydził, to i tak jest stres. Sama myśl o ludzkim wzroku na tobie, myśl o tym, że ktoś o tym może coś myśleć albo to, że ukazujesz jakąś swoją słabość, zniechęca do wyjścia z domu, a nawet do zaproszenia znajomego/rodziny do domu.

Pauline

Wiaderny, nerwica to choroba psychiczna, w której występują najczęściej irracjonalne fobie. Tu nie chodzi o społeczeństwo w rzeczywistości, a o tym co siedzi w głowie osoby chorej. Mam emetofobię, czyli lęk przed wymiotowaniem. W najgorszym stanie nie wychodziłam z domu, nie jadłam w restauracjach, ba, nie jadłam nic nowego, czego mój organizm nie znał. To nie jest wybór, a już przymus, bo życie zaczyna kręcić się wokół danej fobii. Głowa potrafi niestety dużo namieszać.

veeey

Nerwica to zaburzenie psychiczne, które charakteryzuje się czterema objawami osiowymi w każdym typie, tj. lękiem, egocentryzmem, objawami somatycznymi i błędnym kołem objawów, oraz zróżnicowaną symptomatyką w zależności od podtypu. Nie jest chorobą psychiczną. Natomiast zaburzenia lękowe (w tym fobie) to inna grupa zaburzeń psychicznych.

salamandra6 Odpowiedz

Zalogowalam się specjalnie żeby napisać komentarz, bo myślę że gdybym nie walczyła mogłabym być w podobnej sytuacji. Po pierwsze autorze, czasu nie cofniesz, więc nie ma co gdybac. W przyszłości jeżeli zauważysz u osoby w bliskim otoczeniu problemy z psychiką - namawiaj do wizyty u psychiatry. Poważnie, ludzie - to jest lekarz jak każdy inny i nie ma co demonizowac. Dwa - leki NAPRAWDĘ pomagają. Nie od razu, nie zawsze się trafi za pierwszym, drugim czy nawet trzecim razem, ale jest tyle grup, że naprawdę nie można się poddawać. Terapia jest dobrym pomysłem, ale w przypadku gdy osoba zupełnie nie jest w stanie funkcjonować, nie ma sensu - dopiero gdy ustabolizuje się lekami, warto ją podjąć. Doświadczyłam na swojej skórze rozmaitych efektów ubocznych pixów ale nadal uważam, że w cięższych przypadkach są konieczne. Uważam, że powinno przestać sie demonizowac choroby psychiczne, bo obecnie łatwiej przyznać, że jest się gejem niż ma zaburzenia, mimo statystyk mówiących jasno, że wielu ludzi ich doswiadczy, w różnym natezeniu na przestrzeni całego życia. Rozmawiałam z psychiatra na temat schizofrenii i przyznała, że ma pacjentów wśród dyrektorów i lekarzy, którzy funkcjonują całkiem nieźle na lekach, więc nawet w przypadku takich problemów jest światełko w tunelu. Ja przerabialam depresję, IBS, nerwicę serca, teraz borykam się z OCD ALE żyję - mam narzeczonego, dobrą pracę i życie towarzyskie, DZIĘKI lekom. Gdyby nie one już by mnie tu nie było.

salamandra6

I jeszcze jedna rzecz - nie ma co demonizowac psychiatrów, wiadomo, są różni, ale jeżeli trafimy na jakiś czarny charakter - zawsze mozna iść gdzie indziej. Nie ma się co bać też tego, że od razu wywioza do szpitala - w sumie dopóki nie jesteście zagrożeniem dla siebie lub otoczenia A w dodatku jesteście dorośli i przychodzicie sami - spokojnie. Nic Wam nie grozi, lekarz nie nacisnie jakiegos magicznego guzika, który wezwie karetkę ;)

MaNaM

Leki, leki...i co, bedziesz je brała do końca życia bo leki pomagają? W końcu przestaną. Ile czasu już je bierzesz?
Choruje od bardzo dawna na fobie społeczna/nerwice, badało mnie dziesięciu różnych psychiatrów i psychologów, dwa i pół roku chodzenia na terapie, 7lat brania tabletek, które na początku pomagały, potem organizm się przyzwyczaił, wręcz się od nich uzależnił. I wiesz co? Tabletki Ci mogą jedynie dopomóc w leczeniu się, nie załatwią wszystkiego za Ciebie. Nie zmienią Twojego toku myślenia na inny, będziesz je brać, brać i brać, a one po chwili przestaną działać, i co wtedy?
7lat brania leków - potem zmiana na inne (przejscie z paroksetyny na sertraline), wiesz jaki to był koszmar odłożyć te leki i zacząć brać nowe? Rzuciłam tamte z dnia na dzień - ponad tydzień codziennie wymioty z rana, cały czas leżenie bo organizm osłabiony, łeb mi pękał, nie mogłam nic kompletnie przełknąć, wmuszali we mnie bym troche zjadła - chociaż żoładek strasznie mnie bolał przez to, że nie jadłam, aż wyłam z bólu. Musiałam powrócić do tych leków i zaczelam odkladac je stopniowo (trwało jakiś miesiac/półtora) i przesiadłam się na nowe - organizm nie zaakceptował ich - wymioty, zawroty głowy. Wytrzymałam z nimi jakieś 4dni, teraz te leki leżą w szufladzie i czekają na wyrzucenie. Po tych ponad 7latach brania leków czuje się lepiej niż gdy je brałam, bo uświadomiłam sobie, że tymi gównianymi lekami nic nie zdziałam tylko to wszystko siedzi mi w głowie, moje nastawienie itp. OCD również mam, może troszke bardziej się nasiliły przy odstawieniu leków, ale pracuje nad tym, wiem, że muszę sama sobie z tym poradzić, niż wrzucać w siebie tone leków. Tak więc: LEKI POMAGAJĄ, ALE NA KRÓTKO, jeśli sama się ze sobą nie uporasz, ze swoim umysłem to nadal będziesz tkwić w tej chorobie.

salamandra6

Jak po 7 latach odstawiłaś z dnia na dzień, to nie ma się co dziwić, ja do sertraliny przyzwyczajalam się dwa tygodnie, na szczęście bez wymiotow (zaliczylam przy innych) ale z migrenami i skokami ciśnienia. Ja nie twierdzę, że leki to przepis na sukces sam w sobie, ale czytam tu czasem o ludziach, którym lęk blokuje wyjście z domu - no sorry, ale wyjdź z tego stanu bez farmakologii. Pamiętam historię dziewczyny, która przez 5 lat nie wychodziła z domu, nie wiem czy to fejk, ale jeżeli ktoś nie chce zdecydować się na leczenie bo tak panicznie boi się psychiatry i traci 5 lat, no to coś ogólnie w społecznym odbiorze jest nie tak.

PlastelinowyKubeczek Odpowiedz

Tak dobrze ją rozumiem, że aż boli. Separacja od ludzi, nieustający strach przed wyjściem, przygniecenie tym wszystkim. Nie zadręczaj się tym autorze, bo to nie pomoże, a może odbić się na Twoim zdrowiu. Bądź silny!

darkmon Odpowiedz

Psychiatryk tylko by to przyśpieszył

wakamakafa Odpowiedz

Sama się z tym zmagam więc wiem, co czuła ta dziewczyna. To aż niewiarygodne jak tak głupia, naturalna fizjologia może zniszczyć psychikę człowieka. Nie raz zdarzało mi się spędzać pół dnia w łazience przed czterogodzinną podróżą w autobusie a i tak w ostatniej chwili wolałam zrezygnować i pojechać następnym (albo wcale) bo czułam, że jednak nie dam rady. Przed sesjami, egzaminami, czy zwykłym spotkaniem z wykładowcą potrafiłam odwiedzić każdą łazienkę na piętrze zanim w ogóle próbowałam wejść do sali. Wiedząc o zbliżających się sytuacjach stresowych jadłam bardzo lekko albo wcale a i tak potrafiło mnie "pogonić" choć kurna nawet nie wiem z czego. Nawet nie zliczę sytuacji kiedy siedziałam na tym cholernym kiblu i płakałam słysząc jak odjeżdża mój autobus albo jak wykładowca zapraszał na egzamin. Rezygnowałam z domówek u znajomych, o zabawach plenerowych w ogóle mogłam zapomnieć bo jak to tak "sr...ć" po toitoiach. Tak jak i tu, wizyta u lekarza była istną katorgą, czekanie w urzędach/bankach doprowadzały mnie na skraj załamania. I choć miałam świadomość tego, że większość choroby siedzi w głowie a stres i specjalne nakręcanie się tylko pogarsza sytuację dopiero od niedawna próbuję coś z tym zrobić. Pogodziłam się z własnym organizmem, zmieniłam dietę, zaczęłam nałogowo pić zioła zaproponowane przez lekarza, które trochę uspokoiły jelita, medytuję, uprawiam jogę. Być może brzmi to banalnie ale sama po sobie zauważyłam, że stałam się spokojniejsza a i "wpadki" zdarzają się rzadziej. Oczywiście nadal stresuję się wyjazdami więc próbuję sama ze sobą pójść na kompromis, dzieląc podróż na pociąg i autobus. Wychodzę częściej z domu ale jednak jeżdżę swoim samochodem bo czuję się pewniej. Większość tych czynności sprawia, że muszę wcześniej wstawać, przygotowywać się lepiej, szukać alternatyw ale przynajmniej mogę jakoś funkcjonować, nie rezygnując z pracy czy uczelni.

batgirl96

Również się z tym zmagam. Bywa strasznie ciężko. Pamiętam jak w liceum musiałam opowiedzieć nauczycielce, czemu tak często opuszczam zajęcia a ta po prostu mnie wyśmiała. Teraz mieszkam w Anglii. O toaletę publiczną jest o wiele łatwiej, na uniwerku nauczycielka prowadząca mój kurs wie o moich problemach zdrowotnych, uniwerek udostępnia mi toaletę w odosobnionej części, do której tylko ja mam klucz. Dostałam pomoc psychologa, wyciszyłam się. Z takimi rzeczami da się walczyć. Jest ciężko, jest cholernie ciężko. Również przed wyjściem muszę wstawać kilka godzin wcześniej, nawet o 4 rano. Ale nie wolno się poddawać. Będzie lepiej.

Pandorozec002 Odpowiedz

Po tych wszystkich wyznaniach o psychiatryku, które się tu pojawiały ostatnio myślę, że by się jej jeszcze pogorszyło

wiKulka Odpowiedz

Napisz do mnie anonimowo, jeśli tylko chcesz.
zapach_zielonej_herbaty@wp.pl
Mogę tylko dodać, że psychiatryk nie byłby dobrym rozwiązaniem dla osoby tak delikatnej.

vansen Odpowiedz

Masz przesrane...

majer Odpowiedz

To teraz psycholodzy i psychiatrzy zajmują się zespołem jelita drażliwego?

Speedycucumber

Majer, kuźwa, jesteś niesmaczny

majer

Oj, a przecież codziennie jem ananasa... :(

pterodaktyyl

Haha, uwielbiam cię majer

Zobacz więcej komentarzy (1)
Dodaj anonimowe wyznanie