#KYim2

W 2010 roku, kiedy chodziłam do 4 klasy, jechaliśmy na wycieczkę szkolną na 2-3 dni. Jestem ze wsi i wtedy ani ja nie jeździłam na żadne dalsze wyjazdy, ani moi rodzice, więc nie mieliśmy walizki ani nawet żadnej torby i mimo moich próśb o jej kupno, zostałam spakowana w zwykłą wieeeelką sklepową reklamówkę.

Nikt nie robił mi z tego żadnych docinek, ale i tak było mi wstyd.
AndyAnderson Odpowiedz

Aż mi się przykro zrobiło... Chociaż poniekąd to wina rodziców, wiedzieli z wyprzedzeniem o wycieczce i walizkę mogli spokojnie skombinować.

Chili Odpowiedz

A mi tata kanapki do szkoły zawijał w strony słynnej gazety "Fakt".

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (2)

#45hB9

Moja mama zawsze była wielką fanką krzyżówek. Potrafiła rozwiązać każdą w kilka minut. Tak samo uwielbiała przeróżne telewizyjne teleturnieje – Milionerów, Koło fortuny, Jeden z dziesięciu, Jaka to melodia czy Familiadę. Odpowiadała na pytania szybciej niż uczestnicy. Po prostu miała ogromną wiedzę i świetną pamięć. Ja mam to po mamie. Też uwielbiam rozwiązywać krzyżówki, sudoku i jestem niezły w teleturniejach. Nawet w jednym wziąłem udział kilka lat temu i wygrałem niezłą kasę.

Niestety moja mama zachorowała na Alzheimera. Zapomniała, jak się pisze i czyta, zapomniała, jak się ubiera i używa widelca, w końcu zapomniała mnie, pozostałe swoje dzieci, wnuki i swojego męża. Mój tata opiekował się nią przez 10 lat, choć było z nią trudniej niż z dzieckiem. Karmił ją, mył, przebierał, podawał leki. A w zamian słyszał pytania „kim ty jesteś?”, wyzwiska, mama potrafiła go uderzyć czy rzucić się na niego, bo go nie rozpoznawała. Przez ostatnie 2 lata życia mama nie umiała już mówić ani chodzić. Z jej ust wydobywał się jedynie niezrozumiały bełkot. Jeśli oglądaliście kiedyś jakikolwiek film o tej chorobie, to zapewniam was, że nie oddaje on rzeczywistości. Ani „Pamiętnik”, ani „Ojciec”, ani „Daleko od niej”, ani „Strzępy”. Te wszystkie filmy są piękne, wzruszające i smutne, ale nie pokazują całej prawdy. Może początki choroby, ale nie to, co dzieje się z człowiekiem pod koniec. Przy czym ten „koniec” może trwać nawet kilka lat, jak to było u mojej mamy.

Wiele razy czytałem, że rozwiązywanie krzyżówek czy ogólnie ćwiczenie mózgu i pamięci może uchronić przed zachorowaniem na Alzheimera, ale teraz wiem, że to gówno prawda. Mojej mamie nie pomogło. Mi nie pomogło.
Niedawno otworzyłem krzyżówkę i zamarłem. Gapiłem się na nią przez kilka minut i nie potrafiłem odgadnąć żadnego hasła. Widziałem litery, rozumiałem słowa, ale nie wiedziałem, jakie są na nie odpowiedzi. Przerażenie odjęło mi mowę. Bo Alzheimer jest dziedziczny. Mój dziadek, tata mamy, również był chory. Ja mam dopiero 54 lata. Mama zachorowała znacznie później, bo pierwsze oznaki zaczęły być u niej widoczne, gdy była starsza ode mnie o przeszło dekadę.
Strasznie się boję. Nie chcę, żeby moja żona przechodziła przez to samo, co mój ojciec przechodził z mamą. Dlatego rozważam odejście z tego świata. Muszę to zrobić, póki jeszcze mam świadomość.
dewitalizacja Odpowiedz

Póki nie masz diagnozy, wstrzymaj się może z tą decyzją. Etiologia tej choroby nie jest do końca poznana, więc nie da się jednoznacznie stwierdzić, że jest dziedziczna.

Anonimowane Odpowiedz

Krzyżówki, ćwiczenie pamięci itd są w stanie mocno spowolnić Alzheimera, ale go nie powstrzymają.
Spowalniają też demencję starczą i pozwalają na szybsze postępy po udarze. Ale cudów nie ma.
A tak jak osoba przede mną napisała- bez Diagnozy nie podejmuj żadnych decyzji. To może być milion rzeczy, niektóre nawet nie będą poważne.

Zobacz więcej komentarzy (7)

#n0hUA

Właśnie rzuciłem pracę. Dlaczego?

Od pół roku nie ma funduszy na spodnie firmowe, ale wczoraj odbierałem od kuriera dwa komplety nowych felg do mercedesa szefa, oczywiście na fakturę. Plus do tego dwa komplety opon: 20 i 21 cali, więc troszkę takie kosztują.

Dodatkowo siadam do zawiadomienia Państwowej Inspekcji Pracy o wszystkich uchybieniach w firmie.
Awtroil Odpowiedz

Przechodziłem przez to - firma przynosi właścicielowi ponad mln zysku rocznie, a prawie wszyscy pracownicy na śmieciówkach, za minimalną krajową i nawet czepiają do gaszenia światła, czy drukowania na kolorowej drukarce.
Albo szefowa mówi, że firma jest na skraju bankructwa, a później kupuje samochód za kilkaset tys.

Odpowiedzi (9)

#GAF0q

Spotykałam się z pewnym człowiekiem. Było nam naprawdę dobrze pod wieloma względami, podobne poczucie humoru, wspólne hobby, muzyka i filmy.
Ale oczywiście musi być jakieś „ale”. U nas problemem okazały się poglądy.
Od razu mówię, że nie oceniam ludzi po poglądach. Każdy może myśleć co chce i żyć jak chce. Mam znajomych i osoby w rodzinie o zupełnie innych poglądach i w ogóle mi to nie przeszkadza. Jednak życie chciałabym spędzić z kimś, kto myśli podobnie do mnie.
Pierwszym problem było podejście do homoseksualizmu i osób innych ras. Ja jestem tolerancyjna, uważam, że wszyscy jesteśmy równi, bez względu na płeć, kolor skóry, czy orientację. On był bardzo anty. Obraźliwie i pogardliwie wypowiadał się o czarnoskórych i Azjatach. Twierdził też, że nie chciałby, aby jego dzieci wychowywały się w świecie, w którym homoseksualizm jest czymś normalnym. Ja nie chcę, by moje dzieci wychowywały się w świecie, w którym homoseksualizm jest czymś nienormalnym. Gdy pytałam, co w przypadku, gdyby nasze potencjalne dziecko okazało się homo, odpowiadał, że tak by się nie stało, bo on swoje dzieci będzie wychowywał na osoby hetero. Dla mnie już to było pierwszym znakiem, że nie możemy tego ciągnąć, bo nie dogadamy się w kwestii wychowania ewentualnych dzieci. Ale on prosił, bym dała mu szansę i nie oceniała przez pryzmat poglądów.
Drugą sprawą było podejście do zwierząt. Mam kota, niewychodzącego. On twierdził, że go krzywdzę, że mój kot jest nieszczęśliwy, bo nie może sobie pobiegać, polować, ani bzykać, a taka jest natura kotów. I że kot zamknięty w domu nigdy nie będzie szczęśliwy. Mówił też, że nie chce mieć w domu psów, psy tylko przy budzie albo w kojcu. Ja zawsze miałam zwierzęta, które spały ze mną w łóżku i w przyszłości mam w planach adoptować psa. I mój pies będzie spał ze mną w łóżku.
To był drugi argument, dlaczego nie możemy być razem. Po prostu nie dogadalibyśmy się w przyszłości.
W końcu zerwałam tę znajomość, a on opowiadał o mnie znajomym i rodzinie, że jestem nawiedzoną feministką, nie toleruję jego poglądów i chciałam go na siłę zmienić. A to właśnie było wręcz przeciwnie. Dlatego, że toleruję odmienne poglądy i nie chcę, by je dla mnie zmieniał, uznałam, że lepiej to zakończyć. Bo swoich poglądów też zmieniać nie zamierzam, a pola do kompromisów tutaj nie widzę. Powiedziałam mu, że obojgu nam będzie lepiej, gdy znajdziemy sobie kogoś o podobnym światopoglądzie.
A jedyne co usłyszałam w odpowiedzi, to wyzwiska i oskarżenia, że jestem typową lewaczką, która wymaga tolerancji swoich poglądów, ale nie toleruje poglądów innych.
Nie toleruję to ja braku logicznego myślenia.
elbatory Odpowiedz

To wyznanie i komentarze pod nim zwróciły moją uwagę na coś, co zauważyłam już dawno temu. Otóż, mężczyźni o poglądach prawicowych nie chcą się wiązać z feministkami o poglądach lewicowych, a wnioskuję to po tym, że często takie kobiety obrażają i wyśmiewają. Ale jeśli te same kobiety nie chcą wiązać się z nimi, to ich męska duma i ego nie potrafią tego zaakceptować. Do tego stopnia, że tracą zdolność logicznego myślenia i czytania ze zrozumieniem. Zabawne.

Odpowiedzi (3)
Sciezka Odpowiedz

Masz bardzo zdrowe podejście do związków.

Zobacz więcej komentarzy (9)

#EX3M7

Mój tata jest weterynarzem. Takim z poczuciem humoru. Wczoraj przyszedł do domu i miał dziwny wyraz twarzy, więc pytam, czy wszystko OK. Tata tylko westchnął i usiadł. No więc pytam, jak było w pracy, a on na jednym wdechu: „Musiałem dziś wytłumaczyć kobiecie, że kleszcze, które usuwała pęsetą z brzucha swojej suczki, w istocie były brodawkami...”.

To są takie momenty w życiu, kiedy wstaję bez słowa i otwieram tacie browarka :v
JestemCzarnymKotem Odpowiedz

Aż mnie coś zabolało... Biedny piesek.

DarkPsychopath Odpowiedz

Debilizm ludzki nie zna granic. Dobrze, przynajmniej wiedziała, że to długie merdające na końcu psa to nie jakiś pasożyt...

Zobacz więcej komentarzy (12)

#0XQZn

Mój facet nie należy do osób wylewnych, to raczej taki cichy introwertyk.  Ostatnio zapytałam go, co takiego sprawiło, że chciał się ze mną spotykać po naszym pierwszym wspólnym wyjściu. Powiedział: „No bo ty tyle gadałaś, że ja już nie musiałem”.
Ot, romantyk :)
AvusAlgor Odpowiedz

A co Ciebie skłoniło do drugiego spotkania? :)

Odpowiedzi (2)
Sciezka Odpowiedz

W ten sposób zyskałam pierwszą przyjaciółkę xD W jednej klasie podstawówki przypałętała sie do mnie taka ekstrawertyczna gaduła, nawet zaczęła za mną wracać ze szkoły. Na początku bardzo mnie to drażniło, bo byłam bardzo aspołeczna i nie lubiłam sie odzywać. A że nie lubiłam sie odzywać, to nic jej nie powiedziałam i tak została :)

Zobacz więcej komentarzy (1)

#cq3OU

Niedawno obchodziłam swoje 18. urodziny. Rodzina ciągle się mnie pytała co takiego chcę na nie dostać, ale akurat zbierałam na coś, więc prosiłam wszystkich o pieniądze. Ale nie wszystkim się to spodobało, bo to osiemnastka, to trzeba prezent. Więc wymyślili, że kupią mi lekcje, żebym się uczyła jeździć i zdała na prawko. Moja mama sikała ze szczęścia normalnie, bo od dawna już mi zawracała głowę tym prawem jazdy, że mam zrobić, bo to super, że będę mogła wszędzie jeździć i bla bla. Problem w tym jest taki, że nigdy nie przeszkadzała mi jazda autobusem czy tramwajem i nie wyobrażam sobie siebie jako kierowcy. Po prostu. Mam dwie lewe nogi, brak koordynacji ręka-oko, a jak siedzę na miejscu pasażera, to moja mama ma mnie dość, bo jak jedziemy, to zawsze mówię: „Jedź wolniej, zaraz wjedziesz mu w dupę” i ogólnie sram w gacie. Więc rodzince kategorycznie zabroniłam kupowania mi lekcji itp. W dniu urodzin, podczas wręczania mi do rąk koperty, już wiedziałam, co to jest. Więc jednak mi kupili. Potem, gdy rozmawiałam z mamą, zostałam nazywana egoistką, bo nie doceniam prezentu, że rodzina się tak wykosztowała.

Ja to naprawdę doceniam, uwierzcie mi, wiem, jaki to był wydatek i to naprawdę miły gest... ale ja się do tego nie nadaję. Boję się, że prędzej zabiję siebie i instruktora, niż zdam to prawko.
jaczylija Odpowiedz

Ja tak bardzo chciałam mieć prawko, że już 2 lata przed 18 mówiłam rodzinie, że chcę dostać tylko pieniądze na kurs i nic innego (zapowiedziałam się wcześniej, bo rodzina niezbyt kasiasta, więc mogli sobie odkładać po trochu co miesiąc). Spełnili moje marzenie, ale na pierwszych jazdach szło mi tak, że nawet instruktor był przerażony, mimo że ostrzegałam że pierwszy raz siedzę za kółkiem :P Po kilku godzinach zmieniono mi instruktora, ale wtedy już jeździłam tak dobrze, że się pytał czy to na pewno moja 9 godzina i potem jak przychodziłam to oddychał z ulgą i mówił że przynajmniej sobie odpocznie po poprzednich kursantach :P Zdałam za pierwszym, ale potem jeździłam sporadycznie jak ktoś znajomy chciał się zamienić w trasie. Po 2 latach kupiłam sobie samochód, ale nagle okazało się, że nie mam gdzie nim jeździć :P A teraz? Teraz mój tata tak podupadł na zdrowiu, że prawie codziennie muszę go gdzieś wozić bo sam już nie może jeździć. Gdybym się tak wcześnie nie upierała na prawko, gdybym zrezygnowała po tych pierwszych nieudanych jazdach, gdybym potem nie odkładała uparcie na samochód, to teraz byśmy wydawali fortunę na taksówki, bo autobusem też by było ciężko tatę wozić.

Podsumowując mój przydługi komentarz: nigdy nie wiadomo, co się w życiu wydarzy i kiedy prawko będzie niezbędne do codziennego funkcjonowania Twojego albo kogoś z rodziny. Jak masz okazję, to może spróbuj chociaż. Może akurat nie będzie tak źle, a jak będzie, to przecież nikt Cię na siłę za kółko nie wsadzi ;)

JiminChimChim Odpowiedz

Może pogadaj szczerze z instruktorem, to mooże zwrócą część kasy, a rodzinie powie, że jesteś niereformowalna i stwarzasz zagrożenie.

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (29)

#hTh4X

W trakcie małej rodzinnej imprezki zostałam postawiona przed faktem dokonanym, mianowicie jako że wszyscy już wypili po drineczku, to ja muszę odwieźć babcię. No więc wsiadamy do samochodu i jedziemy. W połowie drogi babcia zorientowała się, że wnusia żuje gumę. No i panika... „Olaboga! Udusisz się! Zakręt będzie i połkniesz! Moja koleżanka kiedyś się zadławiła, cała sina była, następnego dnia umarła! Wypluj to! Wypluj!” Argumenty absurdalne, ale babcia tak mnie nastraszyła, że wyplułam...
Dotarłyśmy na miejsce, babcia wysiada pod swoim blokiem. Nagle wraca do auta i krzyczy do mnie na całe osiedle: „Ale pamiętaj, BEZ GUMY!”. :D
upadlygzyms Odpowiedz

Tak to bywa, gdy babcia chce się doczekać prawnuka.

Zobacz więcej komentarzy (1)

#mNpbP

Dyżur na SOR-ze zaczynam o 8.00, na sali obserwacyjnej dwóch pacjentów. W tym pijak 3,6 promila. Śpi, leci kroplówka, śmierdzi nieziemsko, ale przynajmniej się nie awanturuje. Będzie „wesoło”, gdy zobaczy rachunek (brak ubezpieczenia, uraz głowy, musiała być tomografia). Cieszę się, że są wolne łóżka na OBS-ie. Z rana względny spokój, zgłaszają się pacjenci. Da się ogarnąć. Po 11.00 rozkręca się, pacjenci ze skierowaniami z przychodni (połowy nie powinno tu być, każdego trzeba zbadać, bo wśród nich są osoby wymagające opieki). Ratownicy przewijają się non stop. W międzyczasie trzy karetki przywożą ofiary wypadku. Ludzie na korytarzu widzą, kto przyjeżdża, ale zaczyna robić się nerwowo. 
Ok. 17.00 poczekalnia pełna. Przyjmuję jednego za drugim. Część przekazana na oddział, część odesłana do domu. OBS niestety od kilku godzin pełny (wciskam tam na siłę faceta z migotaniem). W międzyczasie karetki, w tym dwie zawałowe. Zawał... ufff! Można przekazać od razu na kardiologię, wezmą ich do pracowni hemo, mają duże szanse, żeby z tego wyjść. Co chwilę do mojego gabinetu wchodzi kobieta, upominając się, że czeka, dwie godziny temu oddała skierowanie i nadal nikt się nią nie zajął (w wywiadzie pierdoła, pacjentka w stanie bardzo dobrym, nie zgłasza żadnych dolegliwości, więc musi poczekać).
19.00, karetka. Facet 41 lat, lista chorób i zażywanych leków nie ma końca. Jego płuca dosłownie zalewa krew, jest też wszędzie dokoła. Potrzebuję pomocy. Dostaje leki, zabezpieczamy go, pobieramy badania. Przychodzą starsi, mądrzejsi, potwierdzają to, czego się obawiam. Mężczyzna świadomy, sam wie, jak się to skończy. Podpisuje papiery, nie chce uporczywej terapii, nie chce nawet respiratora. Prosi, żeby nie mówić żonie, „pracuje za granicą i tak nie przyjedzie teraz, a tylko będzie się martwiła”. W międzyczasie ona do niego dzwoni, a ten kłamie, że wszystko OK i żartują. Później rozmawia z córeczką, żeby była grzeczna u dziadków, bo nie wiadomo kiedy tata wróci. Znowu wchodzi kobieta z pierdołą, żądając mojego nazwiska, bo pisze skargę. Podaję i zamykam drzwi. Facet prosi, żebym po wszystkim osobiście zadzwoniła do żony. I chciałby, żeby przestało boleć, nie chce też być sam. Robię wszystko co mogę i na co on się zgadza. 
02.00, wychodzę ze szpitala. Facet zmarł, ale byłam przy nim do końca. Żona powiadomiona, jest już w drodze – „czułam, że kłamie”. W domu powinnam być kilka godzin temu. Mąż wyrzuca mi to, gdy w końcu kładę się obok niego. Patrzę na niego i myślę, co zrobiłabym na miejscu tego faceta. Czy też umiałabym tak udawać...
Trzy dni później tłumaczę się szefowi. Wpłynęły na mnie dwie skargi tego dnia. Była też żona, dziękuje, że mąż nie był sam.

Codziennie nienawidzę tej pracy i codziennie ją uwielbiam. Czasem nie mam sił, ale jutro znowu wyjmę stetoskop i zrobię, co mogę.
Skorupka Odpowiedz

nie wiem co wy sądzicie, ale moim zdaniem to wyznanie jest jednym z piękniejszych. Naprawdę. Czytałam je z takim zrozumieniem, chociaż nie mam pojęcia o tej pracy ani przeżyciach. Świetnie napisane ♡

IWannaMore Odpowiedz

Współczuję i podziwiam.
Właściwie problem tkwi w tym, że po południu, w weekendy i święta przychodnie są nieczynne, a mało kogo stać na wizytę lekarza rodzinnego w domu. Więc wszyscy ciągną na SOR, który powinien służyć do tego od czego ma nazwę. Do ratowania. Ratowania, a nie zastępowania lekarza rodzinnego czy specjalisty.

Odpowiedzi (2)
Zobacz więcej komentarzy (24)

#tBSgk

Jestem młodym lekarzem i chciałbym anonimowo poinformować, że jestem nim tylko w trakcie dyżuru. Na imprezach, weselach i przyjęciach towarzyskich pragnąłbym nie odpowiadać na pytania związane z kolonoskopią. Na pogrzebach i stypach również. 
Dziękuję każdemu, kto poświęcił temu postowi chwilę uwagi. Życzę wiele zdrowia!
Dragomir Odpowiedz

Powiedz to tym którzy zawracają Ci dv0ę poza godzinami pracy a nie nam, którzy nie mamy pojęcia o Tobie i to wyznanie absolutnie nic nie zmieniło w naszych życiach.

Odpowiedzi (2)
Kamsollolo Odpowiedz

Jestem lekarzem weterynarii. Kocham zwierzęta i dlatego wybrałam ten zawód. Ale w trakcie imprezy, między jednym kieliszkiem a drugim mam w tyłku twoją pusię, gwiazdkę czy perełkę. Daj mi spokój. Umówmy się na wizytę, odpowiem na wszelkie pytania, zbadam, zobaczymy co się dzieje.

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (5)
Dodaj anonimowe wyznanie