#j8o0I
Nerwowo spojrzałam na zegarek - świetnie, pomyślałam, 10 minut do autobusu, a pani wybiera drobniaczki, bo kasjerka nie ma jak wydać.
Automatycznie zaczęłam liczyć ile zapłacić, woda - 1,20 zł, bilet 2,50 zł i cholerna princessa kokosowa za całe 0,99 groszy. Zwyzywałam siebie w myślach. Chociaż nie jadam słodyczy od roku, to czuję jakby mi się życie waliło, gdy nie mam w torebce nic słodkiego. Jak pieprzony narkoman noszący dawkę towaru na czarną godzinę. Doskonale wiem, że gryz tej zakazanej rozkoszy mnie nie zabije, cóż, przynajmniej jeszcze nie teraz, ale mając babcię z cukrzycą i odbierając kiepskie wyniki badań nie mam się co łudzić, odsuwam tylko to, co nieuniknione.
Zapłaciłam wyliczoną kwotę za zakupy i wybiegłam ze sklepu wprost na przystanek znajdujący się nieopodal, zerknięcie na zegarek - idealnie, 2 minuty do autobusu.
I zaczyna mi dzwonić telefon.
Torebka wypchana po brzegi, ze środka dobiega radosne "Kiss me" The Cranberries, gdy w panice przegrzebuję ten chaos, który ze sobą wożę.
- Halo? - słyszę zdyszany głos brata, gdy wreszcie odnajduję telefon.
- Młody? - odpowiadam z automatu jego ksywką.
- Kur*a, Aśka, rozj*** telefon, nie widzę do kogo dzwonię, daj mi swój numer, to zadzwonię od kumpla, jak będę kończył pracę.
Norma, pomyślałam, braciszek jak zawsze coś musi wykręcić, nie byłby sobą, gdyby przez tydzień był spokojny... tylko kurcze... jaki ja mam numer?
- Czekaj, młody, zaraz oddzwonię.
- Aśka, ku*wa, nie mam czasu, dawaj numer!
- Nie pamiętam! Zaraz oddzwonię! - rzuciłam, rozłączając się.
Tak, wiem, niezbyt mądre rozłączać się z kimś, kto zepsuł telefon, ale co poradzić, jestem blondynką, nie myślałam racjonalnie o 8 rano.
Szybkie sprawdzenie torebki i sukces! Jest długopis, teraz tylko zapisać numer... Zapisać na...? Na princessie, dowodzie mojej słabości.
Koślawym pismem bazgrałam po wafelku swój numer i w błyskawicznym tempie oddzwoniłam do brata.
- Masz szczęście, że odbierać mogę! Zadzwonię od kumpla jak skończę pracę, to wrócisz ze mną do domu - rzucił tylko i się rozłączył.
Przewróciłam oczami i wsiadłam do autobusu.
Zimno jak cholera, smród jak zwykle i na dodatek jakiś dzieciak się rozwrzeszczał, Obok dzieciaka facet, na oko 25-27 lat, próbował go uciszyć
- Cicho! Pójdziemy na maka! Chcesz? - dzieciak wrzeszczy nadal. - A na lody? Takie kręcone, włoskie! - mały wrzaskun był bliski wyplucia płuc.
Mija minuta, dwie, dziesięć, wygrzebałam w końcu princessę, podeszłam do kolesia, rzucając niecierpliwie:
- Masz, daj mu, możne się uspokoi - po czym wysiadłam z autobusu, kierując się do kiosku, by uzupełnić zapas słodyczy.
Po chwili rozbrzmiało "Kiss me" z torebki.
- Halo?
- Wiesz, nikt mi nigdy nie dał swojego numeru na batoniku, niezły podryw - usłyszałam śmiech, rozkoszny, męski śmiech...
O kurde - pomyślałam...
Aż chciałoby się poczytać dalej, i dowiedzieć się jak to się skończyło ;)
No, zabrakło najważniejszego, czy żyli razem dlugo i szczęśliwie
No właśnie.
Wyznanie zawierało lokowanie produktu.
Tak tylko pomyślałem.
Autorka tylko narobiła mi apetytu. Ale wolałbym jakieś Grzeski, lub Teatralne.
Tylko Prince Polo!
@Vanja90 omamo smak dziecinstwa
Grześkiem te suche lub w polewie toffi. Te w czekoladzie nigdy mi nie smakowały.
Kokosowa Princessa... Głęboko szanuję.
Najlepsza.
Princessa zebra jest jeszcze lepsza.
Opowiedz co było dalej :)
Przerost formy nad treścią.
"Kiss me" to nie jest piosenka The Cranberries, tylko Sixpence None the Richer. Ich wokalistka nawet nie ma głosu podobnego do głosu Dolores O'Riordan.
Ze wstydu az skomentuje, masz calkowita racje...a juz myslalam, ze nikt nie zauwazy :(
Ze spokojem ;) Ten zespół w ogóle ma pecha do przypisywania ich piosenek innym wykonawcom. "Kiss me" notorycznie uważana jest np. za piosenkę The Cardigans.
Końcówka brzmi jak z jakiegos opowiadanoa erotycznego 😎przynajmniej ja to tak przeczytalam XD
Dobrze, że żona nie zadzwoniła z pretensją, że dzieciatego wyrywasz.
O Boże tak tylko przedstawiłam możliwa najgorszą według mnie opcję. Mógł być nawet jej nauczycielem, księdzem czy kimkolwiek. Ale musi się znaleźć oczywiście czepliwa istota.
Może za dużo smutnych historii tu przeczytałam i stąd to czarnowidztwo :P
Tak trochę na siłę starasz się mieć dobry styl. Za dużo ozdobników, niepotrzebnych prównań i wtrąceń.
A mi się właśnie podoba. Szczerze, to chyba najciekawiej napisane wyznanie, które dodatkowo nie było nudne. Przynajmniej dla mnie ;)
Czemu na siłę? Może ma taki styl pisania.
Wcale nie za dużo. Zbyt wymagający dla Ciebie tekst, że tak sądzisz?
Ja ten tekst odebrałam jako pretensjonalny. Albo jako reklamę Princessy :p
Dla mnie to było jedno z najlepiej napisanych wyznań :)
Za każdym razem, gdy widzę podobny komenatarz, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jego autorem jest jakiś zazdrosny frustrat, który potrafi pisać jedynie w najbanalniejszy sposób, więc zganienie autora (+ dość naiwna nadzieja, że owe upomnienie sprawi, że dana osoba przestanie pisać w taki sposób) jest dla niego jedyną szansą zrównania się z nim, a co za tym idzie - złagodzenia swoich kompleksów.
@wroblitz Nie, to po prostu krytyka. Komentarz TimeyWimey to nic ponad opinię. Mi zresztą też ciężko się czytało to wyznanie. Kompleksy ma ten, kto doszukuje się tam jadu i frustracji.
Czy tylko mi się to wyznanie nie podoba?
Mnie też się nie podoba :/ Styl na siłę i trudno się to czyta
Mi też nie, dobrze, że nie jestem sama.
Jako opowiadanie na jakąś inną stronę może by było ok, ale jako wyznanie tutaj to też mi nie pasuje. Za dużo niepotrzebnych informacji i w sumie nieciekawe.
Mnie też się nie podoba. Nie znoszę takiego pretensjonalnego stylu. Czuję się, jakbym czytała jakąś Grocholę albo Michalak. Ludzie, którzy się zachwycają stylem autorki chyba nigdy nie mieli styczności z dobrą książką. To jest bardzo smutne.