#2a9dW
Znam gościa, którego siostra popełniła samobójstwo z powodu wyrzuconej "za karę" przez rodziców zabawki (Teraz, "za karę", oboje tych rodziców to staczające się alkusy). A więc wierzę w to, że skradzione czekoladki mogą komuś skutecznie spierdzielić życie. Trzymaj się.
#MALdp
Czuję się w jego oczach mało atrakcyjna.
A czy zamiast wywnętrzać się przed zaślinionymi zboczeńcami tutaj, powiedziałaś to wszystko mężowi? Ewentualnie ja mogę pomóc ;)
#9mr5Y
Dopiero na sam koniec usłyszałem „chciałam”. I zagadka się rozwiązała.
Ja miałem gorzej: przez telefon słyszałem ewidentnie męski głos, ale pech chciał, że rozmówcą był jeden z tych "identyfikujących się jako kobieta", ale twardo mówiłem "proszę pana" przez całą rozmowę.
#8gH60
Ja w pierwszy związek weszłam na drugim roku studiów, trwał sześć lat, z czego po 1-2 roku zamieszkaliśmy razem, a potem już tylko stagnacja. Rozmowy o przyszłości zawsze w formie „kiedyś chciałbym ci się oświadczyć, kiedyś chciałbym mieć z tobą dzieci”. W końcu zapytałam, kiedy właściwie to jest „kiedyś”, bo od dwóch lat mamy skończone studia, stabilne prace, mamy gdzie mieszkać, jest samochód (mój, ale traktowałam jak wspólny, z wyjątkiem tego, że ja płaciłam wszystkie opłaty). Konsternacja. On w sumie myślał o pierścionku trzy lata temu, ale jakoś nie wie co się potem stało. Niedługo potem się rozstaliśmy (z innych powodów). Po rozstaniu powtarzałam sobie, żeby tylko nie nakładać na siebie presji, teraz się nie spiąć, że mam już 26 lat i zaczynam od zera, a to wszystko trwa, to najgorsze, co mogę zrobić.
Ja sobie presji może nie nakładałam, za to najbliżsi się nie zawahali ;)
Szybko poznałam nowego faceta, zakochałam się (jak nigdy, z poprzednim to było bardziej oparte na rozsądku). Jest rozwiedziony, ma dziecko z poprzedniego związku. Nigdy o takim układzie nie myślałam, ale okazało się, że nie mam z tym problemu. Mam świetny kontakt z jego dzieckiem, on ma świetny kontakt z moją rodziną, sielanka. Przerobiliśmy dużo rzeczy, jakichś problemów i traum z poprzednich związków, na terapiach i ze sobą. Byliśmy bardzo szczerzy w swoich oczekiwaniach i na starcie zaznaczyłam, że oświadczyny to tak po 1-1,5 związku, bo ja już jestem zmęczona chłopcami, którzy się bawią (tak odebrałam byłego, ale to osobna historia).
Obecnie jesteśmy ze sobą 1,5 roku, mieszkamy razem prawie od początku, czasem rozmawiamy o oświadczynach. Najczęściej z jego inicjatywy. On mówi, jak bardzo mnie kocha, jak to nigdy przed nikim się tak nie otworzył (wierzę, widzę to). Zadeklarował się bardzo twardo, że on w tym roku się oświadcza. Rozmawialiśmy, że to musi być jakiś fajny wyjazd we dwoje.
Mamy połowę marca i planów żadnego wyjazdu tylko we dwoje z jego inicjatywy nie ma (a czerwiec już rozplanowany). Nie widzę prób szukania pierścionka (był epizod, że wziął mnie na przymiarkę w zeszłym roku i temat umarł, ostatnio przypadkiem odkryłam, że zapomniał, jaki mam rozmiar. Teraz już pamięta, coś opowiadał, że jeszcze będzie kilka przymiarek). Wczoraj zaproponował wspólne konto bankowe, bo on by chciał „następny etap”. Jestem zmęczona czekaniem. Jak mamy żyć jak małżeństwo, to ja chcę mieć papierek.
Brzmisz jak desperatka, to nie brzmi dobrze i nie jest atrakcyjne.
To mu powiedz, że najpierw oświadczyny, a nie wspólne konto. Wprost. I co to za przymiarki? Kupuje pierścionek lub nie.
Niby mogłabyś sama się oświadczyć, ale chyba nie na to czekasz. Szczerze ja też trochę wymusiłam na chłopaku oświadczyny. Były rozmowy o wspólnej przyszłości, mieszkaliśmy długo razem, było nam ze sobą dobrze. Ale na temat ślubu zawsze mówił "tak, bardzo chcę". Za to chciał dziecko, wspólne konto, wspólne mieszkanie na kredyt - na co się nie zgadzałam przed zaręczynami, a on do tematu wracał notorycznie. Skończyłam studia, pierścionka brak - a ja w rozkroku. Stwierdziłam, że ma się zadeklarować, dałam mu ostateczny termin - bo jak nie, to ja jadę z koleżankami do pracy, daleko od niego, wynajmuję z nimi mieszkanie i planuję życie sama. Kochałam go i kocham, ale ślub był i jest dla mnie na tyle ważny, że nie chciałam wspólnej przyszłości z "chłopakiem". Chcę żyć z mężem. Oświadczył się, wzięliśmy ślub 5 lat temu, po 5 latach związku. Jak go później pytałam, czemu tak zwlekał, to mi mówił, że sam nie wie.
#FxBXT
Sam się zamknie, gdzieś tam będziesz w przyszłości wspominać ze znałaś kogoś przez internet, będziesz ciekawa co u niego, ale miłość przejdzie. Skończysz szkole, zaczniesz liceum, studia czy pracę, teraz jest Ci ciężko, ale kiedyś to minie
Czego tak "wiele" przeszliście razem pisząc że sobą przez kilka miesięcy w necie?
#4HphX
To skąd wiesz że nie domknąl? Zakładam że nie jesteś z nim ty a więc wie więcej osób. Przekazanie informacji tak żeby nie skierować podejrzeń na siebie powinno być do wymyślenia.
#FaCON
Problem trwa od... właściwie poniekąd od dzieciństwa. Od wczesnych lat po kryjomu zakładałem kobiece ubrania, potem w okresie dojrzewania miałem transwestytyzm fetyszystyczny, paradoksalnie z dysforia płciową. Moja mama mówiła, że miałem urodzić się dziewczynką, nie wiem do dziś, czy chodziło jej o to, że lekarze tak powiedzieli, czy wewnętrznie nastawiła się na córkę, mając już syna (mojego brata). W końcu definitywnie zerwałem z przebieraniem się, udało jakoś tę dysforię na jakiś czas zażegnać, jednak to powróciło, już nie w sposób fetyszystyczny. Dysforia utrudnia mi życie, powoduje zazdrość u mnie na widok kobiet, patrzenie na kobiece ubrania też powoduje u mnie ból, że nie mogę ich nosić, tak samo ostatnio kobieta powiedziała mi w rozmowie na inny temat, że nigdy nie dane mi będzie urodzić dziecka, co spowodowało u mnie wewnętrznie smutek. Czuję niechęć do własnych narządów płciowych. Nie da się z tym normalnie żyć, nie wiem co mam robić, tu nie ma za bardzo racjonalnego sposobu wyjścia z tego. Nie mam tak naprawdę z kim o tym porozmawiać, a moja rodzina nie zrozumiałaby tego. Nie życzę tego nikomu i współczuję każdemu, kto podobnie odczuwa. Każdego dnia myślę, jak to by było być kobietą, którą nigdy nie będę. Jak widzę kobietę, to nie myślę o niej jako o kimś, kto byłby moją żoną czy dziewczyną, jak by to zwykły mężczyzną pomyślał, tylko zazdroszczę jej płci i wyglądu, ubioru itd.
Autorze porozmawiaj z mamą o tym, co powiedziała. A potem umów się do psychologa, to nie jest żadną złośliwość z mojej strony! Może poczujesz ulgę po takiej rozmowie.
Matka dokonała na Ciebie projekcji wymarzonej "córeczki" i teraz próbujesz się otrząsnąć z tej projekcji. Da się. Powodzenia!
#zed4E
I tu czeka was zonk.
Współlokatorka lata po pokoju w samym tylko staniku. Robicie wielkie oczy na widok gołego tyłka oraz wysuwanych szuflad, z których ciuchy spadają lawinowo na podłogę, gdzie leży już mnóstwo ubrań. Normalnie jakby gestapo robiło przeszukanie u AK-owca.
Ale to jeszcze nie jest koniec zonka.
Współlokatorka wreszcie dostrzega wasz wzrok. Widać po jej twarzy, że jest wściekła jak osa, ale na wasz widok przykleja przymilny uśmieszek do ust i łagodnie pyta: „O, Gosiu, już nie śpisz?”. Stoi teraz cała przodem do was, zupełnie ignorując fakt, że wszystko jej widać. I dodaje: „Słuchaj, mam do ciebie małą prośbę. Zaraz się spóźnię na zajęcia, a nie mogę znaleźć świeżej bielizny. Chyba wszystko wyszło mi już do prania. Pożyczysz mi jakieś swoje czyste majtki? Upiorę ci potem”.
Słowo „zonk” to za mało na określenie tej sytuacji. Po prostu słów mi zabrakło.
Interesuje mnie, jakbyście zareagowały na taką prośbę.
Pewnie dałabym jej majtki. Na zawsze.
#sVKkO
Z dziewczynami z klasy bardzo dobrze mi się rozmawia. Często pomagają mi w nauce albo ja im. Natomiast moi koledzy z klasy nie trzymają się z dziewczynami, trzymają się razem. Często gdy stoję w pobliżu kolegów z klasy i słyszę na jakie dziecinne i prymitywne tematy rozmawiają, to aż mi ręce opadają. A jak próbuję dołączyć do rozmowy z nimi, to traktują mnie ironicznie, niepoważnie i prześmiewczo. Mało tego, obgadują mnie za plecami, nie pomagają mi w zadaniach domowych i nie wpuszczają mnie na serwer w grach komputerowych. Dodatkowo jakiś czas temu zostałem wyrzucony z chłopięcej grupy klasowej na Messengerze.
Zastanawiam się, czy to normalne, że ja, chłopak, mam z dziewczynami z klasy zdecydowanie lepsze relacje niż z chłopakami z klasy.
Znam kilku chłopaków, którzy woleli gadać z dziewczynami niż z chłopakami w szkole. To nic nienormalnego. Po prostu nie wszystkich śmieszą ciągle żarty o kupię, pierdzeniu czy jakies inne zboczone teksty (bo wydaje mi się, że to masz na myśli). Jedni są bardziej dojrzali inni mniej. Rozmawiaj z kim chcesz i nie przejmuj się jeżeli ktoś nie chce rozmawiać z tobą.
Jeżeli obchodzi cię zdanie twoich "dziecinnych i prymitywnych" kolegów to zastanów się czy sam taki nie jesteś ? Po co na siłę chcesz utrzymywać kontakty z kimś kto będzie cię ciągnął na dno? Np. znajdź jakieś nowe hobby, znajdź w necie ludzi którzy interesują się danym tematem i spotykaj się z nimi w realu. Znajomości ze szkolnych lat szybko przeminą a to co teraz wydaje ci się złe czy niesprawiedliwe za kilka lat wyda ci się bezsensownym wspomnieniem
Najpierw musi się coś zdarzyć pieruńsko fest mocnego albo komuś mocnemu. Jak w Niemczech jakieś 60-70 lat temu. W pewnym garbusie ze świeżo podbitym badaniem technicznym odpadła oś w czasie jazdy na autostradzie. W efekcie kilka ofiar śmiertelnych, w tym córka wpływowego polityka. Czystka jaka po tym nastąpiła dostałaby 10/10 od samego Stalina. Od tego czasu TÜV został modelowym przykładem kontroli jakości, częściwo wychodząc nawet poza granice kraju.
Kogo proponujecie na ofiarę dla ASO?
Czyżby kolejny agitator przechodzenia na samochody elektryczne?