Moja dziewczyna jest pedantką. Ale taką kliniczną. Jej mania sprzątania doprowadziła do poważnego kryzysu w naszym związku, mimo że nie chcąc jej prowokować staram się każdego dnia zmywać, prać, ścierać kurze i prasować ubrania.
Dziś napięcie sięgnęło zenitu, gdy zrobiła mi gigantyczną awanturę o śmieci, które „walały się”… w koszu na śmieci.
Dodaj anonimowe wyznanie
Przecież z takim człowiekiem można się wykończyć psychicznie.
Moja siostra jest identyczna. Codziennie by sprzątała, robi awantury o każdy okruszek, nie zdążę zjeść śniadania a już mam awanturę o talerz...
Moja ciotka taka jest. Raz wyciągnęłam chusteczki do okularów, żeby przetrzeć szkła. Papierek od chusteczek położyłam na chwilę na stole, chciałam wyczyścić okulary i wtedy wyrzucić do kosza i chusteczkę, i papierek. Ale nie, zaczęła się sadzić, że nie wyniosłam papierka do kosza, zrobiła mi wykład o tym, że jak ja ogarnę swoje życie, jak ja będę funkcjonować, jak ja JUŻ funkcjonuję, skoro nie sprzątam po sobie na bieżąco, chłopak ode mnie ucieknie, nie poradzę sobie z własnym bałaganem.
Przykro mi, ale coś takiego może doprowadzić do końca związku, pogadaj z nią o tym żeby po prostu przestała, ewentualnie wyślij ja do specjalisty jeśli sama nie umie tego ogarnąć.
Przy takim zaawansowanym stopniu nie ma opcji, żeby po prostu przestała. Ale terapia to dobry pomysł, bo dziewczyna zajedzie i autora i w końcu siebie.
Jest opcja, że przestanie. Byłam podobna, choć nie aż tak kliniczna (potrafiłam kłócić się o źle położony ser w lodówce czy 'po złości' nie wstawioną do zmywarki ulubioną patelnię). Bez terapii, z pracą moją i partnera po 2 latach od rozmowy, że zaczynamy pracę nad tym, mamy wyraźne efekty. A mnie jest lżej, musiałam zmienić sposób patrzenia, ale miło nie mieć pretensji, nie czuć wiecznej złości.
Tylko trzeba do tego chęci, a partner musi kochać, a nie chcieć lepszy model.
Podchodzi mi to pod nerwicę natręctw. Nie jest to zdrowe. Można to zwalczyć poprzez np. terapie.
Nie warto czekać i niszczyć sobie życia.
Sam napisałeś że kliniczna pedancja. Może warto o tym z nią porozmawiać? Nie da się żyć sterylnie i szczęśliwie.
Da się, ale tylko wtedy gdy dwie osoby w związku takie są.
Moja ciotka jest podobna. Jak była zdrowsza, to "sprzątała" codziennie. Firanki zmieniała raz w tygodniu, zakamarki czyściła patyczkami do uszu. Kiedy żył jej mąż i gdy wracał z pracy zmęczony, nie mógł się położyć, bo zgniecie narzutę na łóżku. Gdy ktoś wyszedł z łazienki, ona szła sprzątać. Nie myła naczyń w zlewie, bo nie chciała go zarysować. Nie można było dotykać firanki, bo zaraz poprawiała, by nie była krzywo.
Nie mogłabym tak żyć. Dom jest moim zdaniem od mieszkania, a nie od oglądania. Mi wystarczy, jeżeli raz w tygodniu przejadę odkurzaczem i przetrę kurze i podłogi, a większe porządki robię przed świętami i czasami latem jeżeli mi się chce. Nikt nigdy mi nie powiedział, że jest bałagan, a wręcz często słyszę, że "agathe to ma zawsze porządek w mieszkaniu". Chyba bym nie wytrzymała w domu, w którym niczego nie wolno dotknąć
Miałem takiego współlokatora. Masakra. Mieszjalksmybwtedy we trzech na chacie, każdy swój pokój, ale ten musiał sprzątać, najpierw swoje, potem kuchnia, przedpokój, potem chciał nam się wtryniać z mopem. To żeśmy z kumplem specjalnie rzucali śmieci, okruchy i papierki, żeby ten debil miał co ogarniać. Żal było patrzeć, jak czystą podłogę trzeci raz zamiata...
Z pedantką wytrzyma tylko drugi pedant.
Czekaj CO
Proponuję psychologa, bo przypomina to mizofobię albo OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne). Pedantyzm nie jest z reguły aż tak drastyczny.