#2fhV0

Na pierwszym semestrze studiów na politechnice było laboratorium z fizyki. Po każdym trzeba było zrobić sprawozdanie. Jeden z prowadzących bardzo lubił odrzucać te sprawozdania i kazać poprawiać. Któregoś dnia przyszedł kolega z ekipy od brydża i picia ze sprawozdaniem odrzuconym po raz szósty z tekstem prowadzącego:

- Ja nie wiem, co tu jest źle, ale niech pan to poprawi i jutro przyniesie.

Patrzę na to całe pokreślone sprawozdanie i nie wiem, co jeszcze można by pokreślić i zmienić, bo wszystko już zostało potraktowane korektorem (czasy przed-komputerowe). Kolega pyta z desperacją w głosie:
- Co mam zrobić?
- Nic. Zanieś mu bez zmian. Jak odrzuci, to będziemy się martwić.

Tak zrobił. Prowadzący przyjął sprawozdanie bez jakichkolwiek uwag.
JoseLuisDiez Odpowiedz

To jak pisanie mojej magisterki. Promotor nakazał przynieść rozdział 2 pracy, na następnych zajęciach - Tak nie może być, trzeba zmienić to i tamto. Tydzień później zdaje poprawiony rozdział i znowu coś nie tak. Na kolejne zajęcia przyniosłem przez przypadek pierwszą wersję. Promotor przeczytał - o i teraz jest bardzo dobrze.

JoseLuisDiez

Bardziej o to chodziło, że promotor był takim sympatycznym i zakręconym dziadkiem, który już dawno powinien iść na emeryturę i trochę mu się czasem mieszało.

nkp6

U nas robili podobnie. Odrzucali czasem dla zasady, no bo jak to tak przyjąć bez zmian (to za łatwe)
Ja z jednym rozdziałem zrobiłam podobnie, przyniosłam niby poprawione, a jednak to samo. Do poprzednich zarzutów nie było ale rozdział z moimi prywatnymi wnioskami i przemyśleniami kazała zmienić jakoś - tyle, że moje myślenie było takie samo, więc finalnie dodałam z dwa zdania wprowadzenia i tyle. Bez zarzutów.

dnoiwodorosty

Moja tak samo :) "Tu jest suma logiczna, a pani napisała, że iloraz logiczny!"
Następny tydzień: zmieniam. "Miała pani tu zmienić, a jest nadal źle!"
Zmieniam. "Źle!"
W końcu zmieniłam promotora :)

Aura90 Odpowiedz

Pal licho na studiach, ja tak w robocie miałam! Swego czasu pracowałam jako asystentka biegłego sądowego rzeczoznawcy majątkowego. Tajemnicą poliszynela w tej branży jest to, że sam biegły uczestniczy jedynie w rozprawach, jeździ na oględziny oraz spotyka się ze stronami. Całą robotę - opracowanie ogromu danych, wycenę oraz sporządzenie operatu szacunkowego - wykonują asystenci; biegły jedynie podpisuje dokumenty własnym nazwiskiem i broni ich podczas postępowania. Dzięki temu miesięcznie wydaje do kilkunastu operatów szacunkowych, w momencie, gdy samodzielnie byłby w stanie w tym samym czasie sporządzić jeden, w porywach dwa - i to przy prostych sprawach, bo przy skomplikowanych proces szacowania potrafi zająć nawet do 7-8 tygodni ;-)

W operatach poza obliczeniami oraz standardowymi sztywnymi formułkami znajdują się także fragmenty opisowe, pozwalające na pewną swobodę literacką. Są rzeczoznawcy nie przywiązujący wagi do estetyki opisów, skupiający się jedynie na ich wartości merytorycznej; a są też niespełnieni poeci. Do tych drugich należał mój były szef, nazwijmy go burak. Otóż burak miał w zwyczaju analizować operaty przed zatwierdzeniem ich do druku. W praktyce wyglądało to tak, że przychodził z krzesłem, siadał obok, omawiał z asystentem strona po stronie, analizując brzmienie każdego słówka i dyktował na nowo fragmenty, które mu nie pasowały. Następnie kazał zrobić wydruk próbny, żeby mógł go sobie przeczytać "na spokojnie". X dni później wracał z pobazgranym egzemplarzem i tekstem "nie, nie, nie, no jak Ty to tutaj napisałaś? bez sensu to przecież brzmi (...)", na co uzyskiwał odpowiedź "buraku, sam mi to podyktowałeś", po której dostawał mindfucka :-))) i stwierdzał "aha... no ale nie może tak zostać, bo źle mi się to będzie uzasadniało wiesz... napisz to jakoś inaczej i mnie zawołaj". Takie buraczenie potrafiło przeciągać się w nieskończoność i zazwyczaj kończyło się przyjęciem pierwotnej wersji asystenta...

VirderBoddoxx Odpowiedz

Są różne metody, żeby zgnoić drugiego człowieka. Niektórzy muszą mieć bardzo głębokie kompleksy, żeby kogoś tak potraktować.

bazienka Odpowiedz

kolega na architekturze ogrodow mial akiego wykladowce, ktory pierwsze 2 propozycje projektow kreslil, a trzecia przyjmowal
wiec by sie nie przemeczac,nie dawal mu do reki, tylko podstawial pod oczy i zabieral, jak tamten zamierzal sie dlugopisem
za trzecim razem przeszlo

Dodaj anonimowe wyznanie