#77nAN

Mija rok…
Żałuję… ale o czym chcę napisać? Chciałbym cofnąć czas, chciałbym kilka błędów naprawić i podjąć lepsze decyzje w swoim życiu. Musiałem stracić kogoś najważniejszego, aby się przekonać, że jestem nieudacznikiem - tak jak mój ojciec, który nic nie potrafił i zniszczył moje dzieciństwo. Nawet nie pamiętam, aby brał udział w moim wychowaniu - potrafił tylko wyjaśniać paskiem i krzykiem. Teraz to wszystko odbija się na moim dorosłym życiu.

Dla mnie to był cudowny czas - trzy lata, w których miałem wspaniałą kobietę, którą kochałem nad życie. Traktowałem ją jak księżniczkę i przyjaciela, a ona o wszystkim wiedziała. Byłem w stanie jej uchylić rąbek nieba. Pracowałem na dwie zmiany, tylko żeby ona miała wszystko, co potrzebowała. Ona sama pracowała w sklepie jako kasjerka, a jej pensja była tylko jej pensją - ja tego nie ruszałem i mnie to nie interesowało, ile zarabia.

Zaczęło się wszystko od kłopotów. Przyjechałem z pracy do domu dziewczyny i zostałem oskarżony o kradzież pieniędzy z domu. Bardzo mnie to zabolało, i od tego momentu zaczęliśmy się kłócić. Zawsze były sprzeczki, ale zawsze się godziliśmy przez te trzy lata. Ten jeden miesiąc był dla mnie katorgą. Moje wachania nastroju były różne, bo nie wiedziałem, jak udowodnić, że nie ukradłem. W końcu powiedziałem: "Koniec z nami, nie wytrzymałem psychicznie".

Ona poszła w inne towarzystwo, a ja siedziałem z jedynym kumplem, którego znałem od piaskownicy. Tydzień za tygodniem ona mnie atakowała, żebym oddał kasę, a to nie była mała suma. Kumpel mnie ciągnął raz drugi na wódkę, żebym zapomniał o niej, i tak to się skończyło, że straciłem jedną pracę, a drugą uratowała mi moja mama, która załatwiła mi L4, mówiąc, że jestem chory.
Sobota rano po imprezie, obudziłem się u kumpla w domu. Kac nie był miłosierny. Patrzę na telefon i widzę 30 nieodebranych połączeń od znajomego. Oddzwaniam, a w telefonie słyszę: "Miała wypadek i nie żyje". Pierwsza myśl przez głowę: "Mama", ale kumpel dopowiedział: "Twoja była". Wpadłem w szał. Jak byłem pijany, tak szybko wytrzeźwiałem. Dzwonię do wujka, żeby potwierdzić informację. To nie był sen, tylko prawda.

Po trzech dniach, w dzień pogrzebu, stoję przed kościołem. Aż było mi głupio stać tak na uboczu. Ceremonia i cała reszta minęły. Po cmentarzu siostra byłej mnie zatrzymała i powiedziała: "To jest moja wina. Ja nią w to wszystko wciągnęłam. Teraz by żyła". Minął rok od jej śmierci. Zostałem sam, bo wszyscy twierdzą, że to ja zapoznałem ją z kolegami, którzy ćpają amfetaminę. Nawet mój przyjaciel, którego znam od małego, odsunął się ode mnie. Już nie mam sił. Jestem psychicznie wykończony, żeby tłumaczyć, jak i tak nie uwierzą. Mój dzień wygląda od tamtego felernego dnia tak: praca - dom, zero wyjścia gdzieś z znajomymi, bo ich nie mam.
DlaSary Odpowiedz

Myślę, że czas zmienić otoczenie. Kumpel ma cię najprawdopodobniej dość, bo cały czas mu trujesz cztery litery w jednym temacie. Święty by tego nie wytrzymał. A pozostałe relacje, które opisujesz nie pozwalają ci zapomnieć o tych wydarzeniach i odzyskać równowagę.
Twoja dziewczyna mogła już wczesniej mieć problemy z uzależnieniem, a pieniądze, które rzekomo ukradłeś mogły być przepuszczane na używki. Zastanów się więc, czy kochała cię tak, jak się tobie wydawało, skoro rzuciła na ciebie tak poważne oskarżenie.
Poza tym polecam pogadać z terapeutą. Pozwoli ci to spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy.

Vito857 Odpowiedz

Chyba czas, żebyś zmienił środowisko. Jej życia nie wrócisz, sama takie towarzystwo (mimo wszystko) podłapała, a ty musisz jakoś żyć. W innym otoczeniu, z czystą kartą.

quaczek Odpowiedz

Wyjedz jak najdalej sie da. Zacznij od nowa. Nigdy nie wracaj.

Dodaj anonimowe wyznanie