#7F4K3
Już od paru dni jem normalnie - według zapotrzebowania kalorycznego, ale moją terapeutkę okłamuję, że nadal się głodzę. Wstydzę się przyznać do prawdy, by nie wyjść na słabą, która nie potrafi się powstrzymać od jedzenia.
Wiem, że paradoksalnie jest na odwrót - to, że w końcu się do niego zmusiłam, stanowi dowód siły, ale chyba już zawsze będę mieć z tyłu głowy moje durne przekonanie, że jeść ilości o normalnej kaloryczności i większe, niż śladowe = być słabym.
Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Nikt mi tak nigdy nawet nie powiedział.
Nie chcę się żalić, chciałam po prostu to z siebie wyrzucić. Sądzę, że nie ma już dla mnie nadziei na wyjście z zaburzeń odżywiania - nie z takim podejściem, a je niełatwo zmienić. W końcu nie da się wyleczyć kogoś, kto tego nie chce. Szkoda, że nikt nie może wejść w mój umysł i zechcieć za mnie.
Może pokaż jej to wyznanie? Może być łatwiej dać to jej do przeczytania, zamiast mówić :)
Większość konfliktów (oraz "konfliktów") opisywanych na anonimowych dałoby się rozwiązać w taki sposób. No, ale to wymaga chęci "wyjścia z dupy", sama autorka napisała przecież "nie da się wyleczyć kogoś, kto tego nie chce".
Trzymaj się piękna ❤
Ja to rozumiem tak, skoro jedzenie to oznaka słabości to tak samo oznaka słabości jest oddychanie, sen, wydalanie, kaszel, mruganie powiekami, utrzymywanie stałej temperatury ciała i generalnie pozostawanie przy życiu. A co przecież życie wymaga nie skonczenie wiecej siły niż nie życie.
Powiedz jej tak jak nam. To może być postęp
Nie bedziesz mieć, ja chorowalam tak z 5-6 lat, po 2 roku bez choroby juz mysle w taki sposób jak przed chorobą. I tez uważałam ze moje myslenie sie na 100% nie zmieni i ze tak juz będzie zawsze. Uwazasz ze w tym momencie jestes w 100% uksztaltowana i ze twoj sposob myslenia i postrzegania swiata sie nie zmieni? Pomysl o tym jak myslalas z 5-10 lat temu, jak myslisz teraz. Za 5-10 lat mozesz miec zupelnie inny swiatopoglad ;)
*Mysle inaczej ale na jedzenie patrzę jak wczesniej, czyli na luzie ;)
Jak terapeutce nie chcesz się przyznać, to ja Ci powiem za nią. DOBRZE ROBISZ. Tak, jest dokładnie tak jak napisałaś, właśnie dałaś sobie największy dowód siły, bo swoim działaniem i jedzeniem "normalnie" (też nienawidzisz tego słowa tak jak ja?) pokazałaś, że umiesz postawić się temu przekonaniu, o którym mówisz. Poza tym, to tylko głos w podświadomości, ja jestem realną osobą i wiem co mówię :3 Mówię Ci, że właśnie jest nadzieja na poprawę i wyleczenie, bo właśnie zrobiłaś pierwszy krok. Długa droga przed Tobą, ale skoro jesteś na tyle silna, że zaczęłaś, to dasz radę też skończyć.
Ponoć tylko 4% ludzi wychodzi całkiem z anoreksji.
Mam nadzieję, że uda Ci się zmienić tok myślenia. Do tego potrzeba ogromnej siły. Też podczas terapii miałam problem do przyznania się, że moje posiłki wróciły do normy sprzed choroby. I pewnie gdybym miała wolę walki, nie wróciłabym do tego. A tak od kilku miesięcy znów walczę z samą sobą, żeby jeść jak normalny człowiek. Bądź szczera i nie daj się więcej.
A czy komuś innemu powiedziałabyś? Może to nie jest terapeuta dla Ciebie. Może z innym pójdzie łatwiej.
Uwierz, ze jest wyjście. Przestań sie przejmowac, i liczyć kalorie. Wiem ze ciężko to zrozumieć i zrobić, ale za długi czas zrozumiesz. Nie przytyjesz od razu :)
Nie jesteś słaba kiedy jesz, to jest normalne. Powoli bedzie coraz lepiej, ale postaraj sie nie ukrywać tego, terapeuta w Ciebie wierzy.