#CQwF6
Nie zapomnę jednego deszczowego dnia, kiedy to mama ubrała mnie tak, że wyglądałam jak jakieś bezdomne dziecko. Mało tego, po drodze ze szkoły wywaliłam się i moje i tak obciachowe spodnie dodatkowo zostały ubłocone. Tego dnia wracałam razem z mamą autobusem, zanim jednak do niego wsiadłyśmy, czekałyśmy na przystanku, ja siedziałam na ławeczce, a moja mama rozmawiała z jakąś babcią. W pewnym momencie starsza kobieta popatrzyła się na mnie, pokiwała głową, po czym powiedziała do mojej mamy (nie wiedząc, że jestem jej córką) "że też matka nie dopilnuje dziecka, kto to widział, żeby jak ostatni żebrak chodziło, aż serce się kraje"... Po tych słowach mama spaliła buraka, wsiadła ze mną do autobusu, który właśnie nadjechał i od tamtej pory rozważniej dobierała mi ubrania ;)
Zawsze przynajmniej masz na kogo zwalić, ja od zerówki sobie sama kreowałam stroje z tym co miałam do dyspozycji i jak patrzę na stare zdjęcia to aż jestem pod wrażeniem własnej odwagi
To u mnie sytuacja jest całkiem odwrotna. Mam już 20 lat ale jeśli mama nie da mi wskazówek co założyć to wyglądam jak bezdomna
Pewnie nie jesteś wzrokowcem.
Rzecz w tym że właśnie jestem. Tym bardziej nie mam pojęcia co mi dolega /:
To ci dolega, że zapewne mama całe życie decydowała za ciebie, więc nie miałaś jak się tego nauczyć.
Moi rodzice do tego stopnia ignorowali zagadnienie naszej garderoby kiedy byliśmy dziećmi, że w szkole podstawowej mój brat dostał na święta indyka z amerykańskiej pomocy humanitarnej, jednego z dwóch na całą szkołę.
Były to lata 80-te, więc materiałów do własnych kreacji było niewiele. Nie było jeszcze secondhandów, kupno jakiejkolwiek tkaniny graniczyło z cudem, nici i igły były niemal z przemytu (jak poprosiliśmy daleką rodzinę z Kanady o przysłanie nam igieł do maszyny to posądzali nas o fiksum dyrdum). Nie mniej jednak w wieku 11 lat nauczyłam się w tajemnicy szyć na maszynie (w tajemnicy, bo chodziło właśnie o te bezcenne igły, których szkoda było na moją naukę), a potem farbować tkaniny więc zaczęła się era spódnic z zasłon i bluzek z przefarbowanych wojskowych podkoszulków. Co nie znaczy że wyglądałam dobrze - kiedy wygrałam jakąś tam olimpiadę, komisja wzięła mnie na stronę i poleciła pożyczyć strój na dalsze etapy.
Może wiedziała i postanowiła Cię uratować ;)
No tak. Dziecko w przedszkolu koniecznie musi być wystylizowane. Serio w przedszkolu zwracałas uwagę w co jesteś ubrana ?
Przepraszam o szkole myślałam.
Ja, jakoś w drugiej klasie podstawówki zmieniłam stylizację, którą przygotowała mi mama. Zrobiłam to, gdy już wyszła do pracy i tak się tym zestresowałam, że wychodząc nie zamknęłam drzwi wejściowych. Dosłownie, zostawiłam drzwi otwarte na oścież,a na środku podłogi starą stylówkę. 😉
Nie wystylizowane, ale normalnie ubrane. A jeśli mama mu funduje wymyślne stroje, w których wygląda albo jak żebrak albo jak klaun, to nie jest dla niego fajne.