#GyA4w
Po pierwszym dniu pobytu tam, napisała nad ranem (akurat wracałem z imprezy, więc nie spałem), żebym "przyjeżdżał jak najszybciej". Sprawdziłem najbliższy pociąg, który okazał się być za pół godziny, spakowałem się w kilka minut na te kilka dni i gdy okazało się, że nie zdążę dostać się tam na czas żadną komunikacją miejską, biegiem poleciałem na dworzec pokonując trasę, która normalnie zajmuje jakieś 30 min szybkim spacerem w 15 minut. Oczywiście biegnąc w stanie zniszczenia po całej przemelanżowanej nocy.
Pierwszego dnia, tj w sobotę, było cudownie, wielka miłość itd. Istne święto tam urządziliśmy, rozwaliłem całe pieniądze w jeden dzień, ale w poniedziałek miałem dostać przelew, więc powrotem się nie martwiłem, a w domu wszystko było. Drugiego jednak mojej lubej się odwidziało i stwierdziła, że jednak nie może ze mną być. Żeby było milej, poprosiła osobę u której się zatrzymaliśmy o pozbycie się mnie z domu. Do otrzymania przelewu miałem jeszcze jakąś dobę...
Tak zatem zostałem bez środków nawet na coś do jedzenia, czy choćby butelkę wody w obcym mieście. Do tego wszystkich rzeczy nie zabrałem stamtąd, swetra na przykład. Z początku nocowałem chwilę na ławce w parku, ale polska pogoda stwierdziła, że to idealny dzień na nawrót zimy i zaczęło dość mocno sypać śniegiem. Okazało się, że buciki, które na powrót wybrałem nie są zbyt szczelne i całe nogi mi zmoczyło. Kolejne 10 godzin leżałem na klatce schodowej w pobliskim bloku trzęsąc się z zimna i przekonując, że faktycznie istnieje możliwość "dostania wilka".
W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że chyba prędzej się tu zabiję niż doczekam tego powrotu (zaznaczyć trzeba, że ta awantura też dość mocno mnie uderzyła) i zacząłem dzwonić po znajomych z samochodami każdemu z osobna, tłumacząc co się stało i prosząc o przyjechanie po mnie. Jeden powiedział, że może, ale nie ma na benzynę, więc... zadzwoniłem do swojej matki, tłumacząc sytuację i prosząc, aby mu na nią pożyczyła, a ja je zwrócę. Po kilku minutach wyzwisk pod moim adresem zgodziła się i trochę ponad dwie godziny później koleś był na miejscu.
Wiecie co jest najlepsze? Przed tym biegiem na dworzec gadałem z kolesiem, z którym poprzedniej nocy imprezowaliśmy, że lecę na pociąg "bo ktoś kogo kocham na mnie czeka". Miłość wylądowała na śmietniku. Dosłownie. Razem z zziębniętym i przemoczonym mną.
Kasy na melanż jej brakło, więc zagwizdała na ciebie. A ty uznałeś to za wezwanie osoby, ktòra cię kocha.
Dla mne najbardziej przykre w tym wyznaniu jest to ze nikt nie chciał po ciebie przyjechać...
z czego wynika że miała problem?
Moze znajomi znali sytuacje i nie popierali ich zejscia sie i wiedzieli, ze dziewczyna go wykorzystuje, wiec stwierdzili, ze moze wreszcie przejrzy na oczy. Autor sam sie doigral rozpieprzajac cala kase w jeden dzien, nie robi sie tak na wyjezdzie. Poza tym nie kazdy moze rzucic ot tak wszystko i zasuwac 600km.
.
Nie każdy może rzucić wszystko i jechać do innego miasta po kogoś. Z resztą wiążą się z tym spore koszty
Cóż taką szmatą o ziemie i niech sama moknie
Nie trafi. Karma nie istnieje.
A nawet jak by istniała, nie działałaby w ten sposób.
Karma istnieje 👍🏽
Trzeba było łapać stopa do domu.
Czemu nie poszedłeś np. na dworzec? Gdzieś gdzie jest cieplej? Czemu nie zadzwoniłeś po pomoc do rodziców czy znajomych od razu? W wielu bankach internetowo można też zrobić przelew, który jest w banku odbiorcy w kilka minut, kosztuje to przeważnie 5 zł. Ktoś mógł Cię poratować ;)
Ale baby to jednak są Szony. Wstyd mi, że jestem kobietą.
Nie wstydź się, ile razy było o facetach dupkach... Każdy ma własną osobowość
Mogłeś wsiąść do pociągu, jechać na gapę, potem zapłacić mandat. Kwota porównywalną że zwrotem za benzynę.
Strasznie mi smutno. Jednak nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki...
Niektórzy mają inną definicję miłości.