#J2hgq
Niecałe dwa lata temu zostawił mnie mąż. Tak o, z dnia na dzień, doszedł do wniosku, że już mnie nie kocha. Za to pokochał młodszą o 15 lat Elizkę. No cóż, nie miałam zamiaru go błagać i pozwoliłam odejść. Wyprowadził się po trzech dniach, a rozwód zakończył się po jednej rozprawie – szybko przyszło, szybko poszło.
Byłam załamana. Cały świat stracił dla mnie barwy. Pracowałam na etacie w korporacji, a praca ta wcale nie napawała mnie radością. Nie mieliśmy dzieci ani nawet psa, więc czułam się samotna jak palec. Mój były mąż za to cieszył się życiem i planował RODZINĘ z nową dziewczyną. Wyobraźcie sobie, że po trzech miesiącach znajomości laska zaszła w ciążę. Robert nie potrafił zdecydować się na dziecko ze mną, bo widział w tym szereg przeszkód, ale z 25-letnią Elizką zrobił dzidziusia bez wahania. Byłam w szoku, a jednocześni w głębokiej depresji.
Dziękuję losowi za to, że mam wspaniałą rodzinę w postaci kochającej mamy i siostry. One mieszkają w innym mieście, jakieś 200 km od Warszawy, ale gdy tylko usłyszały o zaistniałej sytuacji, przyjechały by wziąć mnie „w karby”. Tak mnie przemaglowały, że rzuciłam robotę, zaczęłam o siebie dbać i zapisałam się na wymarzone lekcje pianina. Poświęciłam sobie sporo czasu, by wyjść na prostą. Po pół roku byłam w o wiele lepszej formie i postanowiłam zrobić to, do czego przymierzałam się całe życie – otworzyć swój salon masażu.
Nie uwierzycie, ale los mi mocno sprzyjał, wszystko, dosłownie wszystko się udało. Dzisiaj mam swój salon, który bardzo dobrze prosperuje i śmiem wierzyć, że lada moment będę zarabiać więcej niż w poprzedniej pracy. Co najlepsze, Elizka urodziła mojemu byłemu mężowi dziecko i okazało się, że… to NIE JEGO. Czaicie? Strasznie mu współczuję i jestem w stanie zawsze wyciągnąć do niego pomocną dłoń, ale nie potrafię ukrywać tego, że te zdarzenia wywołują we mnie jakiś chory rodzaj satysfakcji. My, kobiety, lubimy się mścić, choć nie każda się do tego przyzna.
W każdym razie jestem dzisiaj w pełni sił witalnych, czuję się naprawdę dobrze, realizuję swoje pasje, mam ukochany salon, wspaniałą rodzinę, przyjaciół, dużo czasu dla siebie – na przyjemności, sport i dbanie o urodę, a do tego wszystkiego mam nawet słodkiego kociaka do przytulania. A miłość? Cóż, przychodzi zawsze, gdy się jej najmniej spodziewamy, wszystko przede mną.
A więc gdy jesteś w beznadziejnej sytuacji, zamiast użalać się nad sobą, pomyśl, czego naprawdę chcesz od życia. Jeśli znajdziesz choćby jedną taką rzecz, wejdziesz na drogę do światła – bo najważniejsze, to mieć cel, on pomoże Ci dowiedzieć się dokąd idziesz w swoim życiu.
Dajcie se siana z tymi apelami i mowami motywacyjnymi na koniec wyznania
Depresja nie jest użalaniem się nad sobą tylko poważną chorobą którą trzeba leczyć.
Tobie się udało bo miałaś możliwości.Skończ pier@dolić ze wystarczy wyciągnąć dłoń i po coś sięgnąć, to nie tak działa.
Ja jestem natomiast ciekawa, jak wyszło na jaw że to nie jego dziecko ? 😉
czarne? rude? podobne do sasiada/kolegi?
Brzmi jak „świadectwo uzdrowienia” z kiepskiej książki motywacyjnej jakiegoś gównianego coacha - zwłaszcza ostatni akapit i gadanie o wyleczeniu depresji lekcjami pianina i dbaniem o siebie.
Wejdź na drogę światła, najważniejsze to mieć cel, pomysl czego naprawdę chcesz od życia...rety jakie to żałośnie pretensjonalne
„My kobiety lubimy się mścić”, a skąd pewność, że każda kobieta z osobna taka jest? To tylko kolejna generalizacja, każdej kobiety przecież nie poznałaś
Historia jak w książce 'Nigdy w życiu' :D
Dokładnie, to samo skojarzenie :)
"Miałam głęboką depresję" taaaa jasne
na gleboka depresje nie pomagaja rozmowy i lekcje pianina tylko leki
Na lekka depresje pomaga kapiel z olejkami relaksujacymi, zas na gleboka- z syszarka 😉
Rzucilas prace i zajelas sie lekcjami pianina i zaraz po tym otworzylas salon masażu??? Hmm rzucilas pracę, wiec nie mialas stałych pieniędzy, skad mialas na reszte? Nawet jesli mialas oszczędności, to twoja gadka motywująca jest bez sensu. Chcialabym rzucic robote po to, zeby zajac sie przyjemnościami...