Kiedy byłam małą dziewczynką, mama często wysyłała mnie do sklepu osiedlowego. Pracowały tam dwie panie: pani w niebieskim fartuchu i pani w czerwonym fartuchu. Zmieniały się regularnie, tak że idąc do sklepu mogłam przewidzieć, którą akurat spotkam. Uznałam to za ciekawe zjawisko, dlatego też dorobiłam sobie do niego następującą teorię: w nocy, gdy sklep jest zamknięty, podłoga się otwiera i "wyjeżdża" z niej jedna pani, a w jej miejsce "wjeżdża" druga. W ten sposób jedna z nich pracuje, a druga czeka pod ziemią na swoją kolej.
Wielkie było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że sprzedawczynie też mają domy, do których wracają po pracy.
Dodaj anonimowe wyznanie
Myślałam, że tylko o nauczycielach mają takie wyobrażenie. Kiedyś, gdy pracowałam na świetlicy, jedna z mam przyszła dużo spóźniona po syna, tak, że wyszliśmy razem ze szkoły. Ale dzieć w drzwiach staje i patrzy na mnie z przerażeniem:
-Gdzie pani idzie?!
-Jak to gdzie, do domu.
-To pani ma dom?!!
Spoko.
W "dzieciach z Bullerbyn" nauczycielka mieszkała w szkole. Kiedyś to był typowy obyczaj zwłaszcza na wsi, gdzie był jeden nauczyciel i nie miałby jak dojeżdżać, codziennie. W "powrocie do przyszłości" ( ta część na dzikim zachodzie, chyba 3) czy innych westernach też nauczyciel przyjeżdżał do miasteczka i tam mieszkał blisko szkoły, lub w samej szkole) A w miastach w szkole dozorca często mieszkał w szkole i pilnował. Tak samo jest w internatach czy innych prywatnych szkołach, gdzie nauczyciele mieszkali w szkole czy w słynnym Hogwarcie z Harrego Pottera. Przynajmniej na czas trwania roku szkolnego nauczyciele tam mieszkali.
To co opisuje DarkPsychopatil, to nie tylko literatura, film, albo wieś. W latach 70. w Warszawie, w podstawówce do której chodziłam, dyrektor mieszkał w przybudówce na terenie szkoły. Po prostu służbowe mieszkanie, w czasie roku szkolnego i w wakacje. A co do właściecieli firm, z Twojego kolejnego komentarza, to ja nadal tak pracuję. Plusem jest, że nie trzeba dojeżdżać do pracy, a wyznaczone godziny pracy pomagają w utrzymaniu w ryzach klientów. Choć czasami robi się tak, że w wyjątkowych sytuacjach umawia poza godzinami pracy.
Moja mama tez opowiadala jak jej dyrektorka razem z corka mieszkaly w szkole. To tez nie sa bardzo odlegle czasy tylko wlasnie lata 70 :)
Spoko, sama od wielu lat jestem dorosła i pracuję, ale w mojej głowie nauczyciele z mojej podstawówki są nadal tylko nauczycielami ;-).
Parena, na początku 2000 dyrektorka mojej szkoły też mieszkała w szkole.
Mój korepetytor mieszka w mieszkaniu w budynku szkoły, w której pracuje. Maja jedynie osobne wejście.
Ja jako małe dziecko myślałam że pani mówiaca na dworcu przez megafon, który autobus skąd odjeżdża, mieszka w tym betonowym słupie, na którym ten megafon wisi. Także no.
Ja natomiast byłam przekonana, że pod ulicami są sale monitorujące sygnalizacje świetlne... Według mojego dziecięcego rozumku ludzie właśnie stamtąd sterowali światłami, a jak świeciło się tylko żółte znaczyło to, że mają przerwę 😂 ach ta dziecięca logika
Koleżanka pracująca w przedszkolu została kiedyś zapytana przez dzieciaczki gdzie pracuje, gdy nie bawi się z dziećmi w przedszkolu :D
Halina, Janina, zwijamy interes, odkryli nasz sekret !!
Kiedyś tak było. Właściciel tawerny/ zajazdu, piekarz, handlarz itp. mieszkali nad sklepem, albo z tyłu za nim. Więc byli non stop w robocie, zwłaszcza w wypadkach zajazdów, moteli, gdzie nieraz ktoś po nocy przyjeżdżał i dzwonek w drzwiach dawał o tym znać.Nie było potrzeby pracować non stop.
Tak mi bardzo z tego powodu wszystko jedno.
Może kiedyś tak będzie, będą roboty i ludzie nie będą musieli nic robić.