#jKgPr
jadę do pracy tramwajem, siedzę na miejscu dla niepełnosprawnych. na jednym przystanku wchodzi tłum osób na przedzie z panią w tradycyjnym, moherowym nakryciu głowy. oczywiście ów pani niczym drapieżnik w sekundzie znalazła się nade mną i zaczyna posapywać: jaka to ona słaba, stara, schorowana (nie przeszkodziło jej to oczywiście przedrzeć się przez grupę osób które chciały wysiąść...).
Nagle zaczynają padać głosy dookoła, że jaka to młodzież niewychowana, obojętna na potrzeby innych, jak może gówniara siedzieć a babulka musi stać... Tu dodam, że mój wygląd sprzyja stereotypowi - ubieram się modnie w końcu to jedna z moich pasji i praca, a zielone włosy i odważny makijaż nie pomagają się wtopić się w tłum.
Kiedy tyrady przestały być "subtelne" i zaczynały się robić coraz wulgarniejsze nie wytrzymałam. odwracam się do ów kobiety i z najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać podsuwam jej pod nos moją legitymację :
- Co to za śmieć?"
- Szanowna Pani, to moja legitymacja inwalidzka, która upoważnia mnie do przejazdu na tym miejscu. o tu widzi Pani? 05-R. to oznaczenie upośledzenia aparatu ruchu nie słuchu, więc prosiłabym o powstrzymanie się od niestosownych komentarzy w moją stronę i zajęcie wolnego miejsca które jest nieco na lewo za Panią. dziękuję.
Głosy i pogardliwe spojrzenia zniknęły jak również owa kobiecina, która wysiadła na następnym przystanku.
Rzadko korzystam z tego "przywileju" ale tego dnia rano obudziłam się z wybitą szczęką a schodząc po schodach biodro radośnie wyskoczyło ze stawu i wróciło po paru minutach agonii na klatce schodowej.
Urodziłam się z EDS, a dokładnie z hiper mobilnością stawów. wredna mutacja powodująca zaburzenie syntezy kolagenu, towarzyszą temu częste kontuzje i zwyrodnienia stawów a co gorsza chroniczny ból, leki z czasem coraz mocniejsze niszczą wątrobę a ból pozostaje, często towarzyszy temu depresja i wiele innych ekhm komplikacji... szczęście w nieszczęściu, mam "lekką" odmianę i póki co przechodzę to łagodniej niż inni którzy wiem, że cierpią z powodu tej samej choroby.
Morał jest jako taki: nigdy nie wiesz co się dzieje z danym człowiekiem, dlatego nie powinieneś oceniać go tylko na podstawie jednej sytuacji. choroby nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka. uszczypliwe komentarze mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc w pewnych sytuacjach. ja przywykłam i odpowiadam na roszczeniowość roszczeniowością, ale znam takich którzy wolą cierpieć jeszcze bardziej niż być ocenianym przez innych.
trochę długie i nudne dlatego dziękuję drogi anonimowiczu, że doczytałeś aż dotąd. Jesteś super, bądź szczęśliwy i zdrowy! <3
Dziękuję za komplement. Obyś ruchowo była kiedyś jak Forrest Gump.
Mój dziadunio przez wiele lat w młodości miał problemy ze stawami i swego czasu stosował taką kurację (poleconą przez starego, doświadczonego lekarza). W ramach suplementacji wieczorem zalewał sobie pół szklanki letniej wody dwoma łyżeczkami żelatyny. Rano taką breję zajadał na czczo, zazwyczaj lekko przyprawioną octem jabłkowym dla smaku. Miesiąc tak ciągnął i miesiąc robił przerwy. I o dziwo, był bardzo ruchawy - w biodrach też. Jedyne co jest potrzebne - to wytrwałość - może ci pomoże w codziennych dolegliwościach.
Dziękuję za radę!
Może dlatego moim ulubionym deserem jest galaretka XD
Ogólnie pomaga jeszcze jedzenie "kości", w końcu nie ma nic lepszego niż chrupanie chrząstek i wysysanie szpiku kiedy jesz skrzydełka :D
O, mialam pisac te samą porade co Majer, tata mi o tym sposobie opowiadał. Na pewno Cię nie wyleczy, ale może choć trochę pomoże
@ankasd - jak kości i szpik to może zainteresuj się dietą ketogeniczną i rosołem.
Potwierdzam, wciągam kolagen, poleciłam już 3 osobom i tak sobie jemy i póki co pomaga na stawy. Rosołki, żelki, galaretki, byle tylko nie dla wegetarian. No i odstawić cukier (tak, wiem żelki, miłość ma).
Też miałam pisać o galaretkach i żelkach :D Galaretki najlepiej na mega-gęsto sobie robić :)
Działa, sprawdzone :)
Majer zajebiście zdolnego masz dziadka, skoro zalewał wodę żelatyną :P
Ja za to robiłam turbo panna cottę: do 500g serka waniliowego dawałam chyba łyżkę żelatyny rozpuszczonej w minimalnej ilości gorącej wody, wlewałam w szklanki, czekałam aż zastygnie dolewałam zmiksowane owoce z taką samą ilością żelatyny :p
No i "owa pani", nie "ów"
I "schodząc po schodach biodro wyskoczyło". Dosyć daleko wyskoczylo skoro samo po schodach łaziło.
Co Ty jadasz, że rymem gadasz?
Mam nadzieję, że nie irysy
Nawet nie zczaiłam, że z rymem wyskoczyłam.
Taka wena Cię dopadła,
że zapomniałaś, cóżeś jadła? :)
Nic nie jadłam, daj mi dychę
To zakupię se zagrychę
raczej "Vrednosa"
Chciałam odpisać, ale mnie zapał opuścił.
Zawsze jest ów babsztyl
Ja ci powiem, autorze, że często spotyka mnie to samo, tylko moja sytuacja jest inna. Jestem po ciężkim wypadku, przez który odczuwam nieustanny ból. Kości się zrosły, ale ja po paru latach nadal nie mogę normalnie siedzieć czy leżeć. Ale mogę bardzo dużo. Ból przychodzi jak niezapowiedziana zmiana pogody. Ale zupełnie wcale na to nie wyglądam. Tylko, że NFZ uznał, że to nie kwalifikuje się jako niepełnosprawność i odrzcuił mój wniosek. W końcu wysiedziałam te dwie godziny w kolejce, to chyba ze mną nie jest aż tak źle, co nie? A tak naprawdę to były dwie godziny cierpienia, potem dwie ćwiczeń, a i tak nie zasnęłam bez tabletki.
niestety takie zachowania sa coraz czesciej spotykane ludzie zapomnieli ze ustapienie miejsca to jest grzecznosc a nie obowiazek a o tym ze mlody czlowiek moze byc chory to wogole nie mysla.Moja kolezanka zostala operniczona z gory do dolu za kozystanie z toalety dla niepelnosprawnych .No rzeczywiscie trzeba przyznac ze porusza sie ona super sprawnie i bardzo trudno sie dopatrzec ze robi to na protezie nogi .A jak to normalny czlowiek ubiera sie tak zeby kalectwa widac niebylo.Ale dzisja ludzie mysla ze jak sie nie obnosisz ze swoim kalectwem lub choroba to znaczy ze jestes zdrowy.
Wybita szczęka? Ktoś tu chyba nie odróżnia szczęki od żuchwy...
nie przesadzaj. Ty z tych co to wiedzą wszystko najlepiej...
Hm, jakoś nie widzę powodu dla którego miałabym nie poprawić, skoro ktoś myli się w dziedzinie, o której akurat mam pojęcie
Ja niestety nie doczytałem do końca. Przy pierwszym “ów” zrobiło mi się słabo, ale parłem dalej. Przy drugim, zaczęły mi krwawić oczy i nie dałem rady dalej czytać...
Właśnie to zdiagnozowano u moich córeczek, 4 i 6 lat. Daj znać, jak można się skontaktować z Tobą, chętnie bym popisał z kimś, kto z tym żyje. Przedwczoraj właśnie przyszły pisma z Warszawy z instytutu, podobno chorych na to na świecie jest niewielu, raptem 23 osoby... Choroba wynika z tego, że oboje rodziców są nośnikami wadliwego genu, prawdopodobieństwo spotkania sie takich osób to 1 do 14 milionów, czyli jak 6 w totka... Daj znać co do kontaktu, to dla mnie ważne.
Eh dawno nikt nie pisał morałów.
postawiłabym Ci wódkę.
Jak widzę nieodmienione "ów" w wyznaniu, to wybacz, ale od razu daję minusa. Za morał też.