#kfQPg
Eldorado prysło, gdy postanowili zatrudnić nową pracownicę i padł pomysł, by dziewczę oddelegować mi do pomocy. Co więcej, ona miała umiejętności, których mnie brakowało. Posadziłam ją tak, bym ja doskonale widziała co robi, ale nie odwrotnie. Byłam dla niej zwyczajnie miła, często rozmawiałyśmy. Bardzo długo walczyła o tę posadę, bo chciała w końcu uciec od ciężkiej sytuacji w domu rodzinnym, kuła i ćwiczyła po nocach. Była niesamowicie miła, pogodna, łagodna. Uważnie podpatrywałam co i jak robi, żeby samej się nauczyć, ale coraz częściej zastanawiałam się, czy nie odstąpić jej swojego miejsca pod pretekstem zmęczenia. Ba, może nawet przyznać, że ona umie więcej ode mnie. Ale wizja utraty tak komfortowej posady bardzo mi się nie podobała.
Ostatecznie przed dyrekcją powiedziałam, że przykro mi, ale młoda się nie nadaje - po tym, jak sama podłożyłam jej małą świnię. Wystawiłam za to bardzo dobre świadectwo za te trzy miesiące i dobrotliwie nie wspomniałam w nim o "wpadce". Nie dostała umowy na stałe. Wiem, że pracę znalazła dopiero po dwóch latach, ale za to w super firmie. Widywałam ją w międzyczasie, marniała z miesiąca na miesiąc.
Jestem już na emeryturze, jej dobrze się wiedzie, ale dzisiaj jak mnie widzi, smutno na mnie patrzy mimo grzecznego uśmiechu. Czasami mnie to gryzie, ale też miałam w
życiu swoje problemy i przeżyłam. Nie wiem, dlaczego to akurat ja miałabym się poświęcić. Też miałam swoje problemy i jakoś musiałam żyć. Tylko tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono.
Pięknie napisane, inteligentne i brutalnie szczere wyznanie, szkoda, że moralnie bez happy endu. Autorka przyznała się do zrobienia czegoś podłego - wiemy, że takie sytuacje przydarzają się codziennie i wszędzie i ciekawie było przeczytać to z tej perspektywy.
Jeszcze lepiej byloby jakby autorka wyciagnela jakies wnioski z tej sytuacji, zamiast usprawiedliwiac sie tym, ze ona tez miala problemy w zyciu. No, ale fakt faktem, chyba kazdy z nas ma koncie jakas podla zagrywke.
Przecież nie musiałaś się poświęcać. Nikt nie próbował jej wsadzić na twoje stanowisko. Byłaś zawistną świnią bez konkretnego powodu.
1. Mogłaś jej dać popracować ciut dłużej-6 miesięcy wygląda lepiej niż 3.
2. Jeśli miała ciężką sytuacje i cieszyła sie co ma, pewnie by cie nie wkopała, bo bałaby się twojego kolesiostwa i ze ją zniszczysz. Zwłaszcza jakbyś kilka razy wspomniała ile mozesz.
3. Jeśli masz odrobinę sprytu, mogłaś na nią zrzucić cięższe zadania, pod pretekstem, że chcesz ją jak najlepiej sprawdzić przed przedłużeniem.
Było wiele opcji, ty ją potraktowałaś tak jak pracę, olewczo i bez odrobiny starań. No dobrze, odrobina była przy świadectwie.
Ten tekst "albo ja, albo ona" jest tylko do zagłuszenia sumienia, ze byłaś zbyt leniwa i przestraszona, by lepiej wybrnąć z sytuacji
Myślę podobnie. Autorka zaprzepaściła świetną szansę dla nich obu - sama miałaby mniej pracy, lepsze wyniki, jako "mentorka" mogłaby chwalić się osiągnięciami młodej a przy okazji nadrobiłaby braki. Dziewczyna, skoro była skromna i łagodna nie próbowałaby w żaden sposób podkopać pozycji swojej szefowej, po prostu pracowałaby uczciwie.
To przykre, że w życiu najlepiej radzą sobie takie osoby jak autorka.
Nie musiałaś się poświęcać, wystarczyło być fair. Zachowałas się jak świnia, na szczęście czasem jeszcze Cię to gryzie. :)
Jeśli ona wiedziała co zrobiłaś, to faktycznie musiała to być łagodna dziewczyna.
Gdyby trafiło na mnie, to bym cię zjadła.
Musisz być bardzo zawistną osobą.
Ładnie tak niszczyć komuś życie? Skoro i tak szłaś na emeryturę to mogłaś nie doprowadzać do jej zwolnienia.
25 lat temu... czytanie ze zrozumieniem nie jest trudne.
Nikt nie wie co ma robić, ale robi, żeby było? Brzmi jak państwowa firma.
To co to była za firma - wszyscy niekompetentni , dyrekcja tylko podpisuje i nie bardzo wie co a wszystko jakoś działa. I nikt tego nie kontoluje. Albo ta historyjka jest wymyślona od początku do końca albo dzialo się to jeszcze za PZPRu.
Kiedyś pracowałem w Agencji Nieruchomości Rolnej i tam dyrektorzy zmieniali się jak rękawiczki (zależy która partia była u władzy to takiego dyrektora posyłała). Koleś też nigdy nie wiedział co podpisywał i co się działo, dlatego dochodziło do wielu matactw ze strony kierownictwa
Szkoda tej pracownicy.