#qz0jc

Gdy miałam sześć lat, poszłam jak w każdą środę na zajęcia z baletu. Była ze mną moja babcia, która siedziała z innymi opiekunami przy stolikach w jednej z sal. Dzieciaki zaś wygłupiały się na korytarzu, czekając na swoje zajęcia. W pewnym momencie spadłam z blatu, na którym siedziałam z innymi dziewczynkami. Podobno huk był ogromny. Pamiętam piekący ból, moje wycie i natychmiastowe pojawienie się dorosłych, z moją babcią na czele.

Babcia, zazwyczaj pierwsza histeryczka, wrzeszcząca "JEZUS MARIA" gdy choćby przeszłam obok włączonego żelazka, tym razem po prostu ściskała mnie bez słowa. Otoczyli nas ludzie, a ja tylko czułam jak bardzo mi niedobrze i jak koszmarnie boli mnie lewa ręka. Po chwili z tłumu wyszła jedna z mam i powiedziała, że zabiera nas do szpitala.
My nie miałyśmy auta, więc była to naprawdę ogromna pomoc.

Pamiętam jaka serdeczna i miła była tamta pani. Powiedziała swojej córce, że posadzimy mnie w jej foteliku, bo bardzo się źle czuję i próbowała żartować, że jadę jak królowa. Zagadywała wesoło i spokojnie mnie i moją babcię. Podwiozła pod same drzwi szpitala, weszła i upewniła się, że jesteśmy w dobrym budynku i że nie musimy nigdzie chodzić, po czym serdecznie nas pożegnała.

Zawsze byłam pewna, że mama albo babcia skontaktowały się z nią, żeby podziękować za pomoc i dobre serce, wręczyły prezenty dla niej i córki. Może nie myślałam o tym jako 6-latka, ale im byłam starsza, tym częściej widziałam jak serdecznie moja rodzina wyraża swą wdzięczność za otrzymaną pomoc i wsparcie.
Dodam, że jej córka była w młodszej grupie (mama czekała na koniec jej zajęć, a moja babcia na początek moich), i nie znałyśmy się za dobrze. Rodzice i dziadkowie siedzieli razem na sali, a dzieciaki wygłupiały w szatni lub korytarzu.

Ostatnio zagaiłam jednak mamę, jak udało się jej podziękować tej pani.
Mama spojrzała na mnie i ze smutkiem oświadczyła, że krótko po tym wydarzeniu ona i jej mąż zginęli w wypadku samochodowym. Z tyłu, na królewskim foteliku, siedziała ich córka. Ona przeżyła.
- Wiesz, ta pani była w ciąży... a ich dziewczynka była niestety niepełnosprawna umysłowo, ale chyba zauważyłaś?
Nie zauważyłam. Po prostu była wtedy dość milczącą pięciolatką. Ot, kolejna baletnica z "maluchów".

Jest mi tak strasznie przykro, wielu szczegółów związanych z tym wypadkiem nie jestem pewna, są rozmyte, ale serdeczność i uśmiech tamtej pani zapamiętałam bardzo dobrze.
Niby minęło tyle lat, a ja nie mogę pozbyć się tego okropnego poczucia niesprawiedliwości i żalu, że do tej umówionej kawy mojej mamy i tej pani nigdy nie doszło, że ona i jej córka nie dostały prezentów, że zginęła wraz z nienarodzonym dzieckiem i mężem, że ich niepełnosprawna córka została sierotą.
Tak bardzo dziękuję za Pani dobre serce.
Szyszka32 Odpowiedz

Tu chyba nie trzeba komentarza... Mało anonimowe, ale ściska za serce.

Ciastozrabarbarem

To fakt, ściska za serce bardzo
Nie spodziewałam się takiego zakończenia. 😞

Dodaj anonimowe wyznanie