Tak, bo uwierzę, że prawdziwy miłośnik kotów, wysłałby ze swoim ukochany kotem na operację przyjaciela.
jaszczurka1234
Ja z moimi kotami (oba miały raka) nie jeździłam do weterynarza, bo było to dla mnie trudne. Jak sie okazało ze jedna trzeba uśpić to płakałam jej w futerko cały dzien i nie czułam sie na silach jechać z nia na zastrzyk. Kiedy moja druga kotka, z ktora byłam dużo bardziej zzyta, jechała na operacje tez nie byłam w stanie z nia pojechać, mimo ze wiedziałam, ze najpewniej jej nie przeżyje. Takze jestem w stanie uwierzyć, ze autorka wolala, zeby to jej przyjaciel jechał z kotem. A poza tym mogła zwyczajnie byc w pracy czy cos, a kota trzeba zawiezc
Co dalej, kot został zoperowany?
Jak zwykle wyznanie bez zakończenia.
I co, wycięli cos drugiemu, czy się zorientowali?
Oryginalne wyznanie, które na tej stronie było już kilka dobrych razy, ciekawe czy na główną trafi
Już parę razy krążyło po internecie
Tak, bo uwierzę, że prawdziwy miłośnik kotów, wysłałby ze swoim ukochany kotem na operację przyjaciela.
Ja z moimi kotami (oba miały raka) nie jeździłam do weterynarza, bo było to dla mnie trudne. Jak sie okazało ze jedna trzeba uśpić to płakałam jej w futerko cały dzien i nie czułam sie na silach jechać z nia na zastrzyk. Kiedy moja druga kotka, z ktora byłam dużo bardziej zzyta, jechała na operacje tez nie byłam w stanie z nia pojechać, mimo ze wiedziałam, ze najpewniej jej nie przeżyje. Takze jestem w stanie uwierzyć, ze autorka wolala, zeby to jej przyjaciel jechał z kotem. A poza tym mogła zwyczajnie byc w pracy czy cos, a kota trzeba zawiezc
Nie umiesz w składnię. Nie pisz więcej wyznań