#0nWMW
Zauważyłyśmy, że siedzą na jednej z ławek na osiedlu. Spotkanie z nimi miało wyglądać na niespodziewane. Plan był taki: "Przechodzimy obok nich, jak nas zauważą i zawołają to podejdziemy, jeśli nie - nie będziemy się narzucać i przejdziemy dalej.". Eh te damskie zagrywki ;)
Płyniemy sobie mniej więcej w ich kierunku, dookoła ciemno jak krowiej - świeci jedna latarnia na milion. Poleciałyśmy w jakiś temat - że niby idziemy zagadane - no i tak jak chciałyśmy zauważyli nas! Wołają, żebyśmy podeszły...
No i kuźwa tak mi się do nich chyba spieszyło, że postanowiłam skrócić sobie drogę przez trawnik. Pomyślicie - wbiła się w kupę, poślizgnęła się, albo coś w ten deseń.
LEPIEJ! Idę ostro w ich kierunku - nagle - jeb dup... Znalazłam się pod ziemią!
Wszyscy w śmiech, z moją koleżanką na czele - tak to już jest, że koleżanki zawsze śmieją się najgłośniej, zamiast pomóc. Okazało się, że wpadłam do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej - spodnie całe potargane, uwaliłam się jak 150.
Moim bohaterem okazał się pan M, wcześniej się nie znaliśmy. Ochoczo zabrał się za wyciąganie mnie z potrzasku. Tak zaczęła się moja najlepsza znajomość i najdłuższy związek w życiu - jesteśmy razem 6 lat, a do dzisiaj znajomi śmieją się, że wtedy zapadłam się pod ziemię z wrażenia.
Chciałam skomentować coś z sensem, ale wyznanie jest odgrzewane, więc autorka i tak tego nie przeczyta ;(
@Koga
zawsze możesz zapytać czy wciaz są razem
może jednak wciąż czyta anonimowe
Mnie irytują takie śmiechy, przecież jest zawsze ryzyko śmierci czy poważnego uszkodzenia. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji śmieją się tylko przygłupy z niskim iq