#72pLu

Sytuacja z dziś.
Po skończonej pracy udałam się jak zwykle na przystanek PKS, by móc wrócić do domu. Oczywiście musiał być jakiś problem. Tym razem autobus nie przyjechał... robiło się coraz później, a ok. 30-kilometrowy spacerek do domu nie brzmiał zbyt zachęcająco. Jedynym rozwiązaniem było załatwienie sobie transportu wśród znajomych moich bądź Adama, mojego chłopaka. Gdy w końcu znalazła się osoba, która byłaby w stanie przyjechać po mnie, usłyszałam od chłopaka, że mam wyglądać za niebieskim audi. Zimno, ciemno i pusto, aż nagle podjeżdża jakiś samochód. Szczęśliwa, że moje wybawienie tak szybko się pojawiło, niewiele myśląc wsiadłam do samochodu i zaczęłam dziękować kierowcy, że po mnie przyjechał, że ratuje mi życie i żeby zawiózł mnie tu i tu. Jedziemy już chwilę, ja cały czas mówię o tym, jak to dobrze, że podjechał i w tym momencie słyszę od swojego kierowcy, że widział, jak siedzę sama, to postanowił pomóc. W pierwszej chwili zdziwienie: ale jak to? Nie jesteś znajomym Adama? To nie ty miałeś po mnie podjechać?
I co usłyszałam? Że nie, nie zna żadnego Adama, a że jestem taka miła i już wsiadłam, to mnie zawiezie, bo i tak jedzie w tę stronę. Ja jeszcze bardziej zdziwiona pytam, czy w takim razie to jest audi, i co się okazuje? Wcale nie. Wsiadłam obcemu mężczyźnie do CITROENA...

Na szczęście kierowca okazał się bardzo wyrozumiały i gdy już wyjaśniliśmy całą sytuację, odwiózł mnie z powrotem na przystanek, gdzie już czekała na mnie osoba, która faktycznie miała po mnie podjechać. 
Że jestem roztrzepana, to wiedziałam, ale że aż tak...

#w8TAa

Ludzie, którzy siebie sami określają, że pochodzą z „niższych sfer” są odklejeni i mają mylne wrażenie co do pewnych zawodów i grup społecznych.
Przykład – mój tata jest adwokatem. Ostatnio usłyszałam na poważnie od pewnej opiekunki medycznej, że pewnie mam wszędzie fory, specjalne traktowanie, nie czekam w kolejce do lekarza ze względu na zawód mojego ojca. Tymczasem on zarabia 7 tysięcy brutto, co i tak nie jest złym wynikiem w zawodzie. Uważam to jednak za śmiesznie mało, biorąc pod uwagę to, ile się kształcił. Kobieta potem dodała, że jej córka studiuje prawo i tak samo jak mój tata będzie miała kupę kasy i prestiż.
Nie chciałam bawić się w wyprowadzanie jej z błędu. Jej mąż jako elektryk zarabia więcej od mojego taty, ale nie jest akademicko „wykształcony”.

#V7dLZ

Kilka miesięcy temu babcia powiedziała mi, że śnił jej się koszmar o tacie, że coś zrobił głupiego. Po pewnym czasie wchodzę na jego pocztę (pomagałam mu ją zakładać, czasami każe mi na nią wchodzić, aby coś tam sprawdzić, bo on słabo ogarnia) i widzę przychodzące reklamy ze strony randkowej, typu: „Dawno cię tu nie było” lub „7 dziewczyn zainteresowało się tobą”. Gdy się go spytałam, co to jest, odpowiedział mi, że jakieś reklamy, więc zostawiłam to w spokoju. Po jakimś czasie znów kazał mi wysłać maila i zobaczyłam, że te wiadomości nadal przychodzą. Postanowiłam, że wejdę przez link z wiadomości na stronę. Wchodzę, a tam jest już zalogowane. To co zobaczyłam przerosło mnie. Wiek, imię, data urodzenia i opis: JESTEM MIŁYM, SYMPATYCZNYM FACETEM...
Nie mam odwagi powiedzieć o tym mamie, bo wiem, jakie piekło miałam z rodzeństwem, jak się kłócili. Mam do niego wielki żal, że kogoś sobie szuka na boku, nie mogę na niego patrzeć. Chciałabym mu wykrzyczeć w twarz, że ja wiem, a jednocześnie wiem, że nie mogę nic powiedzieć, bo mamie pęknie serce.

#NLDYO

Mniej więcej w czasie, kiedy przyszłam na świat, babcia zachorowała po raz pierwszy. Nie była to choroba śmiertelna, ale jedna z takich, które rozwijają się coraz bardziej przez lata, zmieniając chorego w cień dawnego siebie. Od kiedy pamiętam, babcia zawsze była chora. Z opowiadań rodziców wiem, że jej stan zaczął się pogarszać, gdy miałam 3-4 latka. Zawsze pamiętam ją bladą, chudą, z rękami coraz bardziej przypominającymi szpony, prawie przezroczystą. Mijał rok za rokiem. W końcu babcia prawie nie wstawała z łóżka. Choroba przemieniła ją do tego stopnia, że jako 8-latka czasem bałam się jej. Z oczywistych powodów mieszkała z nami, w małym mieszkaniu. Do dzisiaj pamiętam zapach leków w jej pokoju.
O czym więc jest to wyznanie?
Przyszedł czas, że zaczęłam ją nienawidzić. Może nie powinnam tak mówić, ale czas i choroba uczyniły z niej potwora. Stała się zła, złośliwa, zgorzkniała, a z czasem miało być tylko gorzej. Jako 10-latka czułam już tylko niechęć i obojętność. Pomagałam zawsze, ale nie czułam już nic. Zmieniałam pościel, przynosiłam jedzenie, książki. Czasem bywały „lepsze” dni, wtedy zdarzało mi się siedzieć z nią długie godziny, słuchać opowieści i zaśmiewać się do łez, ale była to rzadkość.
Odeszła, kiedy miałam 11 lat. Było mi wstyd, że jedyne co poczułam to ulga. Na pogrzebie po prostu stałam, wiedząc, że powinnam być smutna, ale było mi to obojętne. Obwiniałam się o to przez wiele lat. Rodzice również mieli mi za złe, że „niewystarczająco” kochałam babcię.

Dlaczego o tym piszę? Parę dni temu był pogrzeb wujka, potem stypa. Zjechała się cała rodzina. Ktoś wspomniał babcię i mama nie omieszkała mi dosadnie i przy wszystkich przypomnieć, jaką to byłam złą wnuczką, która nie chciała się opiekować chorą babcią... Potem w domu, z mężem, odbyłam długą rozmowę po paru piwach i pierwszy raz w życiu opowiedziałam komuś całą historię.

Morału z tej historii nie ma. Może tylko jeszcze jeden mały dopisek: kiedy przyjeżdżam z zagranicy, zanoszę babci świeże kwiaty. Nigdy nie widziałam tam innych wiązanek.

#KXw92

Z żoną znamy się od podstawówki. Byliśmy ze sobą przez cały czas aż do dnia naszego ślubu, kiedy ja miałem 21 lat, a ona 18. Od zawsze (czyli od kiedy pojawił mi się zarost) nosiłem wąsy i bródkę, które utalentowana miłość mego życia po mistrzowsku strzygła. Nigdy się nie goliłem.

Jakiś czas temu nasz syn przyszedł do mnie z prośbą, żebym nauczył go tej męskiej czynności. Uczyłem go rąbać drewno, naprawić wszystko co pod prawa fizyki oraz chemii podlega, oprawiać mięso, łowić ryby, wiązać krawat, gotować to i tamto, ale tutaj poległem. Wstyd się dziecku przyznać, że ojciec nie umie paszczy ogolić... uratowała mnie żona. „Ja ci pokażę, golenie takiego kopru to zadanie dla bab” – oznajmiła z kamienną twarzą, po czym zademonstrowała młodemu, jak się goli... brzytwą. Zrobiła to jak fachowiec.
Było mi strasznie głupio. Zapytałem ją potem, skąd umie tak dobrze to robić. Otóż uwielbiała obserwować mojego teścia, jak się goli. Ojca mojej teściowej też. Ukochany dziadek, na życzenie wnuczki, pewnego dnia po prostu dał jej brzytwę i pozwolił, by to zrobiła, dając wskazówki.

Przez tyle lat się nie ogoliłem, bo zarost to dla żony rodzaj fetyszu. Jak sama stwierdziła, gdybym to zrobił, kopnęłaby mnie w d... i w związku z tym czuła się zobowiązana do ratowania mego honoru.

Tak że ten... taka żona to skarb!

#tZgzA

O logice wychowawczyni klas 1-3 podstawówki.

W podstawówce często mi dokuczano, z dwóch powodów: pierwszy był taki, że na zaczepki zazwyczaj po prostu reagowałam, a to zawsze nakręca do dalszych. Drugim była widoczna choroba skóry. Swoje za uszami miałam, ale zdarzały się dni, że na żadne dokuczanie uwagi nie zwracałam, bo chciałam udowodnić, że umiem. Wtedy był akurat taki okres.
Zawsze kiedy ja coś przeskrobałam, wychowawczyni zwracała mi uwagę i kazała przeprosić.
Wtedy dokuczała mi pewna dziewczyna. Zamiast jej odpowiedzieć, szłam do nauczycielki – tak kazała mama. Pani jednak niczego nie robiła, mówiła tylko, żebym nie zwracała uwagi.
Po którejś takiej samej relacji ze szkoły mama powiedziała, że jeśli mimo powiadomienia nauczycielki ta nic z agresorem nie zrobi, mam mu po prostu oddać. Tak też zrobiłam następnym razem, gdy wychowawczyni olała to, że zostałam uderzona. Oddałam. O wiele lżej, „dla zasady”.

Chyba zagadką nie będzie to, kto dostał ochrzan i na kogo poskarżono się mamie.

#Rn8Ny

Historia paranormalna. W rolach głównych: moja ręka, Anioł Stróż i słoik.

Przez prawie całą podstawówkę i liceum – łącznie około 10 lat – byłam gnębiona przez moich kolegów i koleżanki w klasie. Gruba, brzydka z pryszczami, z przerwą między zębami byłam idealnym celem, tym bardziej że nauczono mnie znosić wszystko, przetrwać wszystko, milczeć. Milczałam. Wiedziałam, że nie mam w nikim wsparcia. Od złośliwego: „Patrzcie, jaką ona ma gruba dupę”, po śmianie się z mojego imienia, aż do robienia ze mnie kosza na śmieci i rzucania we mnie papierkami.

Siedzimy w sali katechetycznej, kolejne spotkanie z księdzem w celu przygotowanie naszych duszyczek do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Krzesła są ułożone w okrąg, a ponieważ jest to mała sala, część przylega do ścian. Siedzę w najbardziej niewidocznym miejscu – ukryta między kurtkami uczniów, które zwisają z dużych haczyków. Na moment ksiądz wychodzi z sali. Powstaje wielki harmider. Czymś się zajmuję, skupiam się na własnych myślach i wtedy właśnie słyszę, jak ktoś wrzasnął: „Łap!”. Ułamek sekundy. Wszystko spowalnia i umysł rejestruje sytuację. Ten chłopak, co rzucał we mnie papierkami, rzucił teraz we mnie litrowym słoikiem. Nie siedział na krześle, a stał. Trzy metry dzielą go ode mnie. Spoglądam na lecący w powietrzu słoik i…. kieruję oczy na podłogę. Nie walczyć. Poddać się. Nie podnoszę ręki, by go złapać. Nie reaguję. Koniec. Zero fizycznych reakcji, jednak umysł szybko pracuje: słoik walnie we mnie, słoik walnie w kurtkę, słoik walnie w haczyk – roztrzaska się tuż nad moją głową….
I cisza jak makiem zasiał.
Nagle słyszę gromkie oklaski. Co się dzieje? Jestem zdezorientowana. Przeniosłam swój wzrok z podłogi na rozbawionych kolegów siedzących po lewej stronie, po czym patrzę na prawo. Mam podniesioną do góry rękę, w dłoni trzymam słoik. Teraz do mnie dociera to, co się stało. Złapałam. No ale coś się nie zgadza... JA nie złapałam. JA nie wyciągnęłam świadomie ręki. Więcej. JA nie patrzyłam na tor lotu. JA nie zwróciłam uwagi, jak ustawiony jest w locie słoik. Był otworem skierowany w moją stronę. Dwa palce były wewnątrz, reszta go podtrzymywała. Gapię się na moją rękę jak na coś obcego, nie będącego częścią mego ciała. Czuję jakiś dziwny paraliż, zginam jednak rękę w łokciu, paraliż powoli ustępuje. W końcu poruszam nią według własnej woli. To był mój ukochany Anioł, zawsze w pogotowiu. Nie ostatni raz.

#cfs0J

Mam prawie 53 lata i jestem szczęśliwy. Mam kochającą żonę i kilkoro oddanych przyjaciół, mieszkam za granicą w ciepłym kraju na południu Europy i nie muszę w życiu robić już prawie nic – na pracę (zdalną) poświęcam kilka godzin w tygodniu, by żyć na normalnym poziomie, z pełnym ubezpieczeniem medycznym i bez żadnych stresów. Mój dzień? O 10 rano na plażę, o 16 obiadek, potem wizyta u znajomych albo zakupy, godzina pracy (albo grania w gry komputerowe), wieczorem film albo dobra książka. I tak od paru lat. Polską politykę mam w dupie, to wieści z jakiegoś odległego i bardzo już egzotycznego kraju. Nie zawsze było tak różowo, były olbrzymie problemy finansowe, myśli samobójcze i ogólna ch..nia ze wszystkim plus zdrada i okradzenie przez najbliższą rodzinę. Ale wtedy pojawiła się kobieta, która jest i zawsze będzie moim aniołem. Ona dała mi wiarę w siebie, chęć do walki i bezgraniczną miłość. Dziś jest moją żoną i największym szczęściem, i dzięki niej mam wszystko, czego chcę, a przede wszystkim bezgraniczną wiarę, że WSZYSTKO możesz osiągnąć, jeśli tylko chcesz zawalczyć o swoje życie. Walcz o to zawsze i do końca, do ostatniego oddechu i olej „przyjaciół”, którzy wiedzą „lepiej”. Pozdrawiam Cię!
Dodaj anonimowe wyznanie