Opowiem wam historię która pokazuje że miłość może spotkać każdego nawet w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Każdy na nią zasługuję, więc nie traćcie wiary.
Miałam przyjaciółkę która pochodziła z biednej rodziny ale zawsze miała hajsu jak lodu. Ciągle nowe kosmetyki i ubrania. Potem okazało się że znalazła taki portal na którym samotni panowie szukają towarzystwa kobiet oferując za to pieniądze ( nie chodzi o ten który zlikwidowali). W każdym razie zarabiała na tym kilka tysięcy miesięcznie.
Zaintrygowało mnie to i postanowiłam spróbować. Nie dlatego ze nie miałam pieniędzy. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Czy ja też będę miała klientów. Czy będę w stanie zarobić na tym. Spróbowałam. Pracowałam tak tylko jeden dzień. Zarobiłam więcej niż niektórzy w półtorej miesiąca. Miałam 4 klientów. (Jeśli chcecie to zadawajcie pytania w komentarzu a ja w następnym wyznaniu odpowiem)
Ostatnim klient trafił się już późno w nocy. Byłam bardzo zmęczona i zanim jeszcze przyszedł już modliłam się żeby poszedł jak najszybciej.
Był mega zestresowany więc zapaliliśmy papierosa i pogadaliśmy. Czas szybko upływał a my wciąż gadaliśmy nie było nawet chwili ciszy. Po mimo fajnej atmosfery trzeba było zrobić to na co się umówiliśmy. Nigdy nie czułam takiej swobody i chemii z żadnym mężczyzna. Nigdy nie miałam tak dobrego zbliżenia. Takiego pożądania. Kiedy skończyliśmy poszliśmy zapalić. Był luz jakiego ciężko szukać w tym zawodzie. Byłam mega zmęczona ale nie chciałam żeby szedł. On o dziwo też nie chciał iść. Gadaliśmy i przytulaliśmy się cała noc. Wyszedł dopiero nad ranem a ja nie mogłam przestać o nim myśleć. Totalna wtopa bo przecież w tym zawodzie nie ma miejsca na miłość. Było za późno. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia a myślałam że takie coś nie istnieje. Okazało się że on też się zakochał. Stwierdził że nigdy czegoś takiego nie przeżył. Spotykaliśmy się później i chodziliśmy na randki. Teraz jesteśmy już para parę miesięcy. Rodzina i znajomi nie znają prawdziwej historii naszego poznania. Tak będzie lepiej. Zapytałam chłopaka czy nie przeszkadza mu sposób w jaki mnie poznał i że robiłam to za pieniądze. Przecież sam mi za to zapłacił na początku. Powiedział że się zakochał i nie ważne jaka mam przeszłość ważne że on chce stworzyć ze mną przyszłość....
Jakoś 5-6 lat temu siedziałam ze znajomymi przy piwku. Jak to po paru piwkach, zaczęły się wygłupy. I nie wiem jakim cudem nagle wygłupiałam się z przyjacielem, tak że trzymałam swoje nogi na jego ramionach. Ja leżąc na podłodze, on siedząc na kanapie. I nagle moja cześć ciała poniżej pasa tak nabrała powietrza, że puściła siarczystego piczobąka na jego klatę... Do tej pory się nabijają :/
Wczoraj postanowiłam powiedzieć moim rodzicom o tym, że od jakiegoś czasu spotykam się z pewnym chłopakiem. Aby jednak nie robili sobie wielkich nadziei odnośnie jego prezencji, zgodnie z prawdą od razu przyznałam, że mój ukochany nie jest przesadnie ładny. Moja mama, nie przerywając szorowania kuchenki, odrzekła: „Kochanie, patrząc na twoją twarz, tyłek i piersi, również nie oczekiwaliśmy, że umawiasz się z Adonisem. Prawdę mówiąc, to i tak spora niespodzianka. Twój ojciec na przykład nie oczekiwał niczego...”.
- Ta… - mruknął ojciec zza gazety. - Pocieszające jest to, że dzieci bardzo często urodę dziedziczą po swoich dziadkach. Jest więc nadzieja, że przynajmniej wasze potomstwo będzie ładne.
Niezwykle satysfakcjonuje mnie, kiedy mam okres i znajduję na podpasce duże skrzepy krwi, uwielbiam też patrzeć na krew spływającą do toalety i wąchać żużyte podpaski.
Raz dałam krew z okresu do spróbowania kotu, ale jedynie spojrzał na mnie z pogardą i odszedł
Jedną z rzeczy których nie znoszę jest austriacka drogówka. Takiego nagromadzenia chamskich ludzi dawno nie widziałem.
Cały problem to winiety. Sam system jest chory, ale sporo policjantów nie lepsza. Za brak winiety od razu mandat 120€, a kontrole są tak dobrane, żeby nie móc kupić winiety kiedy trzeba. Nie ma oznaczeń dróg płatnych, a i miejsc do kupna, w praktyce czasem trzeba mieć winietę zanim jeszcze ma się punkt gdzie można ją kupić. Sami egzekwujący posiadanie winiet policjanci często kradną, po prostu zabierają część zysków z mandatów dla siebie. Mandaty można płacić albo policjantom do ręki albo kartą, w oby wypadkach otrzymując kwitek uprawniający do dalszej jazdy bez winiety. Jak nie masz hajsu przy sobie to automatycznie sprawa do sądu.
Ale wracając do mandatów, to policjanci potrafią wyegzekwować ze 20 000 czy 30 000€ dziennie! Więc przy niewielkich oszustwach w dokumentacji, niemożliwych do wykrycia (gwarantuje wam, że się da, bo cała komenda ma działkę z zysków) mogą do pensji po 5 000 € miesięcznie na luzie dorobić. Istna żyła złota. A wiem o tym, bo też pracowałem w austriackich służbach, co prawda nie w drogówce, ale służby jak to służby wiedzą swoje. Raz zatrzymał nas patrol i chcieli nam mandat wlepić, mimo, że nie mają żadnych praw do kontroli uprzywilejowanych pojazdów rządowych (w latach 60 czy 70, chyba w 1968 czy 1974 podczas kontroli drogowej był zamach na jakiegoś polityka w rządowym aucie i od tego czasu tak jest). Nam, w mundurach jadących ministerialnym autem z pełnymi austriackimi oznaczeniami dyplomatycznymi... Z 20 minut kopaliśmy się jak z koniem i dopiero po kilku telefonach jak dostali solidny ochrzan to nas puścili. Szkoda tylko, że jechaliśmy do Wiednia, gdzie mieliśmy robić jako eskorta w ważnej sprawie. Przez co reprezentacja austriacka spóźniła się na samolot i co za tym na negocjacje ważnego kontraktu handlowego.
Afera była jak stąd na księżyc. Co prawda nie nasza wina, bo raz byliśmy tam z rozbiegu w zastępstwie, gdyż pierwotna obstawa skasowała auto w rowie ledwie 2 godziny przed terminem i musieli ściągać nas z ponad 180 km (odwoziliśmy rodzinę ministra do kurortu - tak wozimy polityków cały czas, zwłaszcza jak jadą na prowincje i owszem to legalne) dwa to drogówka bezprawnie nas zatrzymała. Dostali solidne upomnienia i stracili premie na cały rok (choć odbili to sobie na mandatach, więc pieniężnie nie ucierpieli). Masakra taka praca, może jeszcze opiszę kiedyś sytuacje, bo naprawdę to było ciekawe zajęcie mimo wszystko i miłe. Pogadać można było z dostojnikami, najeść się na przyjęciach, cud robota nie licząc dramaturgii jak ktoś coś sp#eprzył...
Kiedy uczęszczałem do drugiej klasy liceum, nasz katecheta lekcji nie prowadził. Religia była na zasadzie „róbta se co chceta”, więc kiedy w trzeciej klasie dowiedziałam się, że religia wypada mi na ostatniej lekcji, zrezygnowałam z uczęszczania na ten przedmiot. I tu przechodzimy do właściwej części opowieści.
Jak co roku, ten jeden magiczny dzień, kiedy ksiądz przychodzi na kolędę. Tego roku akurat tak się złożyło, że w domu byłam obecna. Zazwyczaj miałam jakieś dodatkowe zajęcia i po prostu nie mogło mnie być przy tym cudownym obrzędzie poświęcenia domu.
Ksiądz wchodzi, siada na kanapie i oczywiście pada standardowy tekst do mnie i mojego brata: „Czy chodzicie dzieci na religię?”. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Po co miałam kłamać? Religia w mojej szkole była stratą czasu, wolałam poświęcić go na coś innego. I tu się zaczęła moja gehenna. Oczywiście duchowny raczył mnie upomnieć, że jak to tak, że religia to przedmiot absolutnie obowiązkowy. Wytłumaczyć sobie nie dał. Następne pytanie: „Skąd w takim razie uczysz się o Bogu?”. Ja na to, że zgłębiam wiedzę na własną rękę. Ksiądz wyglądał jakbym obraziła jego przodków do kilku pokoleń wstecz. Zaczął krzyczeć, że nauka na własną rękę jest, uwaga, NIEBEZPIECZNA. Mojej matce powiedział, że demon przeze mnie przemawia, dom poświęcił, pieniądze zabrał i sobie poszedł.
Teraz gdy o tym myślę, to faktycznie, samodzielne myślenie jest niebezpieczne. Dla kościoła. Ludzie, którzy wyłamują się systemowi są źli i nie da się ich kontrolować.
Ale to tylko moja opinia i tak postrzegam zachowanie duchownego. Dziękuję, dobranoc.
W mojej szkole jest uczeń, który notorycznie śmierdzi. Rok temu zwykł nosić długie, przetłuszczone i zbrylające się włosy, które po pewnym czasie zostały usunięte na rzecz równie przetłuszczonego jeża. Całe ciało tego ucznia pokrywa warstwa łoju, przez co sprawia on wrażenie „śliskiego”.
Chłopak do szkoły nosi ciągle ten sam strój - brudny, zmechacony polar i spodnie z postrzępionymi nogawkami. Jego plecak jest w równie opłakanym stanie - zepsuty zamek, komora spięta agrafką i zmechacony nadruk na plecaku pamiętającym zapewne czasy podstawówki. Chłopak ten w poniedziałki śmierdzi najmniej, zaś z każdym kolejnym dniem tygodnia stężenie i jakość smrodu wzrasta. Ma on nadwagę, snuje się od kąta do kąta, jakby obcował w innej rzeczywistości. Jego twarz pokrywa pełna łoju kaszka, trądzik i wspomnienie wczorajszego obiadu. Zastanawiałam się, kim są rodzice tego chłopca i do wniosku doszłam, że najprawdopodobniej pochodzi on z biednej, dysfunkcyjnej rodziny. Wyraźnie widać, że jest on odtrącony - mało kto umie wytrzymać w obecności jego zapachu.
Jakiś czas temu zobaczyłam, że pod szkołę podjechało lśniące, nowe Porsche, z którego wysiadł, wyprowadzony przez eleganckiego ojca, ten chłopiec. Zaczęłam obserwować jego dojazdy i powroty ze szkoły i przeważnie przywożą go rodzice, którzy na biednych nie wyglądają. Do domu uczeń jeździ z szoferem. Na wywiadówki przychodzą jego rodzice razem, wyglądają bardzo elegancko, wypowiadają się elokwentnie i widać, że dbają o swój wygląd.
Dlaczego ci sami rodzice godzą się na taki los swojego dziecka i dlaczego siedemnastoletni chłopak nie zna podstawowych zasad higieny? Jestem pewna, że przez własną aparycję ma kłopoty w społeczeństwie szkolnym i nie tylko!
Kilka lat temu doszło do takiej sytuacji, że zmieniając operatora zmieniłam też numer telefonu. W związku z tym, że na koncie było jeszcze dużo pieniędzy, dałam kartę tacie, aby mógł je wykorzystać. Tata przekładając kartę do swojego telefonu nie miał na niej moich kontaktów.
Aby pieniądze się nie zmarnowały, postanowił wysłać kilka sms-ów do radia. W RMF FM był akurat konkurs, że oni dzwonili i jak się odebrało i powiedziało od razu "RMF FM najlepsza muzyka" to wygrywało się pieniądze. Jechaliśmy akurat samochodem i nagle zabrzęczał telefon taty. Patrzy, a tam dzwoni jakiś nieznany numer. Aby nie zaprzepaścić okazji tata od razu powiedział co trzeba. Po chwili usłyszał tylko "halo" i osoba ta się rozłączyła.
Po całej sytuacji na telefon mojej mamy dzwoni moja koleżanka i prosi mnie do telefonu. Ucieszyłam się z tego bo dawno z nią nie rozmawiałam. Pytam co tam u niej, a ona pierwsze co powiedziała podekscytowanym głosem "Ja się chyba do radia przed chwilą dodzwoniłam!".
Większość z nas ma jakiś swój sposób na zasypianie. Jedni liczą barany, inni mają specjalne techniki oddychania, jeszcze inni czytają Krzyżaków. Mojego sposobu nie pobije jednak nikt, bowiem zawsze jestem w stanie zasnąć, słysząc chociaż kawałek pewnej bardzo wesołej piosenki, którą możecie kojarzyć z reklamy pewnego złocistego trunku na literę Ż.
Wyobraźcie sobie więc taką sytuację: Jadę sobie tramwajem do domu, zmęczony całym dniem pracy, aż tu nagle dosiada się jakiś delikwent z słuchawkami na uszach, które jak się później okazało, były nie do końca wpięte w jego telefon. Zgadnijcie, jakiej piosenki słuchał...
PS: Ocknąłem się trzy przystanki za moim.
To było w liceum. Mieliśmy fizykę. Ja jak zwykle w ogóle nie słuchałam o czym mówiła nauczycielka, a ona nagle spytała mnie "Jak się oblicza okres?".
Ja zupełnie nie wiedząc o co chodzi odpowiedziałam "co 28 dni". Klasa wybuchła śmiechem, a nauczycielce chodziło o wzór T=1/f.
Dodaj anonimowe wyznanie