#DB0P3
Problem jest taki, że zdarzyło mi się kilka razy zwrócić do mojej dziewczyny po imieniu mojej eks. Kilka razy, tzn. mam na myśli raz na dwa tygodnie albo miesiąc, nie wiem, bo nie liczę interwałów. Zawsze znosi to bardzo wyrozumiale i nie ma żadnych spięć, przeproszę i po kłopocie. Ostatnim razem, jak ją nazwałem imieniem mojej eks, a nawet nie nazwałem, tylko wymówiłem pierwsze dwie litery i się zahamowałem, to już widziałem zauważalny smutek na jej twarzy i padło pytanie, czy za 5 lat też będę do niej tak mówił. Ogólnie też sam na siebie byłem bardzo zły. Najgorsze jest to, że nie mam nad tym żadnej kontroli :/ Nie chcę jej tak nazywać, to się dzieje po prostu samo z siebie raz na jakiś czas.
Dodam, że obydwie mają dość krótkie imiona, zaczynające się od tej samej litery i trochę wywnioskowałem, że mój mózg sam mi klepie w głowie to, czego się nauczył przez tyle lat, ale nie jestem ekspertem.
Jest jakaś metoda na to, bo czuję się bezsilny?
Miałem podobnie, z czasem po prostu minie.
To normalne, że jak byłeś z kimś kilkanaście lat to ciężko pozbyć się tych automatów z głowy.
#SGvUi
Wychodziłam po strasznie przesranym i ciężkim dniu z zakupów z marketu i zaczepił mnie bezdomny (w Łodzi to praktycznie codzienność). Facet miał ogromną dziurę w stopie, z której sączyła się ropa, i błagał o pieniądze na maść i nocleg. Zaniemówiłam i postanowiłam oddać mu wszystkie drobne, jakie miałam (czyli pewnie jakieś marne 5 zł), jednak w portfelu miałam tak naprawdę jeszcze dwie pięćdziesiątki, mimo to powiedziałam, że to wszystko co mam i nie mogę nic więcej zrobić. Czuję się jak potwór. Co prawda nie zarabiam dużo, sama zaciskam portfel od wypłaty do wypłaty, ale co te 50 zł by zmieniło, może bardzo bym mu pomogła, może mógłby dzięki temu uzbierać na nocleg? A ja dałam mu te drobne i po prostu poszłam. Żałosne. Na szczęście widziałam, jak jakaś pani wychodziła z marketu i dała mu bez namysłu 20 zł. Ja już nic nie zrobię, ale mam nadzieję, że niektóre osoby mu pomogły.
Teraz wróciłam do mieszkania i nie wychodzi mi ta sytuacja z głowy. Niby tak narzekałam, jaki ten dzień był beznadziejny, a teraz jest mi wstyd. Przecież mam dach nad głową, mam co zjeść i wypić. Często narzekam w myślach, że coś mnie boli – a to to, a to tamto, to sramto, a co ma powiedzieć ten biedny człowiek, który ledwo chodzi? Czuję się, jakbym zabiła tego człowieka, bo może te moje 50 zł by go uratowało chociaż trochę.
Niestety większość żebraków, to menele wyłudzający kasę na alkohol, czy inni oszuści. Owszem są ludzie, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej z powodów od siebie niezależnych, ale w większości przypadków żebracy sami zdecydowali się na takie życie, albo znaleźli się w takiej sytuacji z powodu własnych decyzji. Zresztą, jak kogoś sumienie męczy, to są profesjonalne organizacje zajmujące się pomocą i wpłacając kasę na ich konto ma się pewność, że trafi ona do potrzebujących (ale uwaga i tu działają oszuści podszywający się pod różne organizacje, czy zbiórki).
Jaki nocleg? Przecież noclegownia jest za darmo tylko trzeba być trzeźwym.
#bH5n5
Pół roku temu, zaraz po moich 26 urodzinach, rozstałam się z partnerem. Przebolałam to, jednak czuję, że muszę w końcu zrealizować swoją fantazję, która mam od czasu gimnazjum, a mianowicie seks z dziewczyną. Czuję, że to odpowiedni czas. Jestem wolna, w pracy mi się układa, wszystko jest OK, więc to dobra pora, by zaszaleć. Problem polega tylko na tym, że nie mam pojęcia, jak się za to zabrać. Do najbliższego większego miasta mam jakieś 100 km. Chciałabym to zrobić z kimś na szybko, anonimowo, bez zbędnych ceregieli. Myślałam nawet o prostytutce, ale trochę się boję chorób wenerycznych. Wszystkie portale stricte w jednym celu wydają się jednym wielkim scamem. A jednak ludzie umawiają się na seks-randki w Internecie. Dla mnie to jakaś czarna magia. Nie napiszę przecież do dziewczyny na Facebooku, muszę sobie zagwarantować jak największą prywatność, poza tym nie wiem, czy dziewczyna też jest bi albo homo. Wiem, że muszę zrealizować te fantazje, ale nie mam pojęcia, jak się za to zabrać.
Choroby weneryczne nie grożą Ci tylko w przypadku spotkania z prostytutką. Każdy przygodny seks niesie ze sobą takie ryzyko, więc zastanów się dobrze czy chcesz się na to narażać.
Homosiowe opowieści, sezon 6, odcinek 4. 26 letnia Katarzyna, żyje w małym, zaściankowym miasteczku. Ma na swoim koncie kilka tfu, hetero związków, które nie spełniły jej oczekiwań. Jednak Kasia nie poddaje się, chce spełnić swoje wielkie marzenie, które miała już od czasów gimnazjum - przygodny seks, z drugą kobietą. Czy naszej bohaterce uda się wyjechać do wielkiego, tolerancyjnego miasta i popuścić szpary przypadkowo napotkanej Julce? Czy piękne, lesbijskie doświadczenie, wymaże z jej pamięci, dewianckie hetero związki, oparte na miłości?
#Yb1fm
Od dłuższego czasu większość czasu siedzę w domu, a jeśli już gdzieś wychodzę, to tylko z rodzicami lub samemu.
Wszyscy moi rówieśnicy wychodzą codziennie na dwór ze znajomymi, niektórzy nawet ze swoimi dziewczynami. Jestem strasznie introwertyczny i wstydzę się nawet mamie powiedzieć, że gdzieś idę, bo nie wychodzę zbyt często, więc się zapyta: gdzie? po co? itd.
Nawet jak już wyjdę, to jedyne co robię, to błąkam się po mieście czy parku samemu, nie mam z kim pójść chociażby pochodzić po galerii.
To może weź piłkę do nogi lub kosza i idź na boisko... Za którymś razem znajdzie się ktoś, kto będzie chciał z Tobą pograć... Jak będzie fajnie, to od razu poproś o telefon, żeby umówić się na następną rozgrywkę / rewanż...
A w szkole - zawsze możesz poprosić kogoś o wytłumaczenie czegoś z matmy, albo uzupełnienie czegoś, czego nie zdążyłeś zapisać z lekcji (nawet celowo). A jeśłi ktoś pomoże Ci dwa - trzy razy, to możesz zapytać jak się możesz odwdzięczyć i zaproponować np. wyjście do kina albo chociaż lody (zakładam, że kawy jeszcze nie pijecie).
Trzymam kciuki ;)
#5Pyqb
W czasach gdy auta nie miały zamków centralnych na pilota, można było przeprowadzić tzw. test zamka, szczególnie przydatnego na pierwszej randce połączonej z użyciem samochodu. Należy podejść z wybranką do prawych drzwi, otworzyć kluczem zamek, a następnie drzwi jako takie. Po tym, gdy wsiądzie, możliwie delikatnie je zamknąć. Następnie obchodzi się auto od tyłu, idąc do drzwi kierowcy. Pytanie jest, co wybranka zrobi w tym czasie. Nic? Zajmie się sobą? Czy przechyli się w lewo i odblokuje drzwi kierowcy od środka? To ostatnie jest wskazówką na autentyczne zainteresowanie drugą osobą i skłonność do partnerstwa. W wypadku przeciwnym, raczej na skupienie na sobie samej, co nie jest dobrym omenem na przyszłość.
W moim wieloletnim małżeństwie posiadaliśmy auta raczej okazjonalnie i zwykle były to stare, najprostsze egzemplarze. Samochód był zawsze dość nisko na naszej liście priorytetów. Aktualnie jeździmy od prawie 2 lat 5-letnim Polo. Nieco zdefasonowanym, ponieważ nasz syn perfekcjonował na nim swoje umiejętności jako kierowca, krótko po zdobyciu prawa jazdy. Jest to nasze pierwsze auto z zamkiem centralnym na pilota.
Stosunkowo często zdarza się, że podchodzimy razem do prawych drzwi i otwieram je mojej żonie. W zasadzie zawsze widzę jej urwany ruch w lewą stronę. Taki refleks, którego do tej pory się nie pozbyła.
Jestem zdania, że jeśli choćby tylko trochę i choćby tylko od czasu do czasu traktować partnera tak jak na pierwszej randce, otrzymuje się +20 do szczęścia.
To na pewno jest miłe i masz rację: świadczy o partnerstwie, chęci współpracy. Natomiast... jak ja wsiadam do czyjegoś samochodu to mnie jest zwyczajnie głupio i niezręcznie, aby cokolwiek dotknąć. Zwyczajnie: nie mój samochód, nie chcę się rządzić. Moi bracia chociażby mają samochody, gdzie siedzenia są podgrzewane. Dość często zimą bracia mówią mi: uruchom sobie podgrzewanie do siedzenia - no nie. Nie zrobię tego, bo to nie mój samochód, nie chcę się rządzić, nie chcę czegoś popsuć - nawet przypadkiem.
Mój z kolei byłby skrępowany, że chce być dżentelmenem (którym jest, na szczęście), a ja to ignoruję. Otwiera mi drzwi już długie lata, ja wsiadam, mówię dziękuję, zapinam pasy i czekam na niego. To, że się nim interesuję wyraża się w wielu innych gestach z mojej strony, które on tak samo docenia bez robienia tego samego.I tak jak pisze GoMiNam, nie odważyłabym się ruszać czegoś w czyimś samochodzie na początku znajomości.
#q8ZYD
Niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego mamy szanować osoby o innej orientacji, poglądach, osoby, które są niepełnosprawne, a nie szanuje się osób, które mają lęki/depresję? Pewnie powiecie „skąd można wiedzieć, czy ktoś ma jakąś chorobę psychiczną”, ale czasem ktoś się złamie. Szuka pomocy i mówi o tym, czasem nawet wprost, niestety jedyne co dostaje w zamian to „nie przesadzaj/inni mają gorzej/przestań narzekać/zmień tok myślenia”. Nikt nie myśli poważnie o takich osobach, bo tylko udają, próbują usprawiedliwić swoje lenistwo.
W moim przypadku było kilka prób samobójczych, które wpłynęły na mój organizm. Wizyty u psychiatry i psychologa, niestety bez większej poprawy. Zawsze depresja była moim cieniem, nikt o niej nie wiedział, ba, nawet nie podejrzewał. Jednak po latach mam dość, coś się zmieniło. Nie mam ochoty udawać i wiecznie się szczerzyć, rozmawiać z ludźmi w pracy. Jedna osoba wie o depresji i dosadnie mi powiedziała „robisz z siebie ofiarę, wiecznie coś ci jest, a inni naprawdę mają większy ból”.
Lepiej schować swoje uczucia, stan, w jakim się jest, udawać wiecznie kogoś, kim się nie jest niż słuchać „dobrych rad” kogoś, kto nie ma pojęcia jak to jest walczyć ze sobą dzień w dzień, żeby wstać i wyjść do pracy.
To nie prawda - wszystkich mamy szanować. Każdy człowiek zasługuje na szacunek. A to co opisujesz, to niestety rzeczywistość. Ludzie potrafią być okrutni i zwykle każdy widzi tylko "czubek własnego nosa" nie sięgając dalej. Wiadomo, że są osoby, które mają gorzej, ale są i takie co mają lepiej. Ważniejsze jest jednak to, jak kto sobie radzi z tymi problemami, które ma. Zawsze łatwiej jest komuś powiedzieć jak sobie powinien poradzić z problemem, który nas nie dotyczy, ale pomóc to już nie jest tak łatwo...
Rozumiem, ze jest Ci ciężko, ale jestem przekonany, że dasz radę. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele potrafi wytrzymać. A Ty już masz takie doświadczenia, że możesz więcej! Dasz radę.
A z drugiej strony - może warto poszukać zmiany otoczenia? Może zmienić pracę na nową, gdzie Cię docenią, gdzie będą potrzebowali wykorzystać Twoją wiedzę i doświadczenie...? A może poświęcisz się jakiejś pasji? Może napiszesz książkę (z tego wyznania można wyczytać nie tylko doświadczenia, ale i styl wypowiedzi, łatwość pisania itp.) Pomyśl o tym... :)
#REn7v
Plan już masz. Powodzenia
#BYKTE
Patologia w domu nie jest Twoją winą. Postaraj się odciąć od tego, co dzieje się w domu i przyłóż się do nauki w nowym roku.
#qUkAQ
Taka była moda, a nastolatki mają to do siebie, że inteligencją i obeznaniem życiowym nie grzeszą. Gdybyś miała tak podchodząc pod 30stke to byłoby się czego wstydzić. Ale jak w wieku nastoletnim to normalne
Też tak miałam w pewnym stopniu.
Zdiagnozowałam się zupełnym przypadkiem. Okazało się, że moje problemy somatyczne (zdrowie fizyczne) są powodowane problemami psychicznymi (zaburzenia depresyjno-lękowe). Nie podejrzewałam u siebie ani jednego, ani drugiego. Widziałam, że inni potrzebują pomocy (także mojej pomocy, oczywiście), ale że sama jej potrzebuję... do tego nie dawałam sobie prawa.
Nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Ale rodzaje problemów i ich nasilenie są różne.