Sytuacja sprzed roku. Życie się do mnie uśmiechnęło. Wreszcie zrozumiałem, jak wiele straciłem, nie poświęcając wystarczającej uwagi i chęci mojej gimnazjalnej miłości. Dopiero gdy rozeszliśmy się jako przyjaciele, każdy do innej szkoły, a ona znalazła sobie chłopaka, dostałem szansę. Był starszy, pusty, oczekiwał od niej chyba podobnego pustostanu. Pokłócili się. Z racji na przeszłość napisała do mnie, a nie do swoich psiapsiółek. Parę razy już ją psychicznie wspierałem. Chciała się spotkać, to było dla mnie coś nowego, wcześniej mieszkałem daleko od szkoły i musiałem wracać autobusem, nigdy w sumie się nie spotkaliśmy towarzysko. To ja pojechałem do niej. Zobaczyłem dziewczynę w piżamie ze spuchniętymi od płaczu oczami. Dziewczynę, którą kochałem, która jako jedna z niewielu nie była pusta jak reszta rówieśniczek, miała ambicje i chęć, szkodziło jej tylko złe towarzystwo. Wygadała mi się o kłótni, o braku wsparcia ze strony "przyjaciół". Na koniec się rozpłakała, przytuliła się do mnie.
Rozmawialiśmy całą noc, doszła do wniosku, że z tym chłopakiem skończy, a przyjaciół będzie musiała zmienić. Podziękowała mi, zaproponowała, żebym został do rana. Gdy mieliśmy iść spać, nie wytrzymałem, w końcu jej powiedziałem, co czuję. Powiedziała, że wie, że niezbyt umiejętnie to kryję. Nie oczekiwałem, że przez to co dla niej zrobiłem rzuci się mi na szyję i nazwie swoim rycerzem, chciałem to po prostu z siebie zrzucić, a prócz tego uważałem, że jest kompletnie nie z mojej ligi, piękna dziewczyna, figura anioła, powszechnie lubiana i ja, introwertyk, geek, skupiający się głównie na sobie arogant, niezbyt lubiany przez swoje "wywyższanie się". Kazała mi się obok niej położyć, wtuliła się we mnie i powiedziała "nareszcie".
Pierwszy raz w życiu zaryczałem ze szczęścia. Resztę nocy snuliśmy plany, opowiadała mi, jaki wydałem jej się słodki, jak próbowałem kryć swoje zainteresowanie. Czułem się jakbym trzymał w rękach cały świat. Taki piękny, taki delikatny. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Zasnąłem z nią w objęciach, a po przespanym poranku i południu wróciłem do domu, musiałem ogarnąć projekt do szkoły.
Minęły może 4h od czasu, gdy ją widziałem. Nagle telefon. Dzwoni jej mama. Zapłakana powiedziała, żebym się z nią spotkał w szpitalu. Rzuciłem się biegiem, modliłem się, żeby to nie było to, co myślę. Spotkałem tylko jej rodziców.
Szła do sklepu po jogurt naturalny do sosu. Skończyła w rowie, potrącona przez masywne auto, kierowca pod wpływem. Gdy o tym usłyszałem, miałem wrażenie, że serce przestało mi bić. Do dzisiaj czuję pustkę. Potrafię zasnąć tylko z jej starą poduszką w ramionach. Każdy kolejny dzień bez niej to dzień stracony. Nie myślę o samobójstwie, po prostu wiem, że już nigdy nie pokocham.
Cieszcie się chwilą ludzie. Warto.
Byłbym ostrożny z idealizowaniem tej miłości. Panna od dawna wiedziała, co autor do niej czuje ("parę razy już ją psychicznie wspierałem", "powiedziała, że wie, że niezbyt umiejętnie to kryję"), a jednak była w związku z kimś innym. Dla mnie to klasyczny układ, w którym dziewczyna sobie trzymała pod ręką taką "opcję zapasową", na wypadek gdyby z aktualnym misiem coś nie pykło. No i nie pykło, to dziewczyna sięgnęła po zapasowego amanta. Cały niefart tego przypadku polega na tym, że gdy autor z poczekalni awansował na salon, akurat przydarzył się nieszczęśliwy przypadek.
Teraz autor będzie sobie snuć fantazje, jaka by to była wielka miłość, że już nigdy i takie tam.
Szkoda chłopaka.
Mam "znajomego", de facto to po prostu kolega "moich przyjaciół". Oni się z nim zadają, a ja tylko jak nie mam wyboru, czyli raz na kilka miesięcy. Ogółem typ w stylu modna fryzura, przystojny, bogaty jak krezus, a głupi jak but. Rodzice mu wszystko fundują, więc dla niego pieniądze są tyle warte co papier. Przy czym to bydle szczególnie uwzięło się na mnie np. tulenie się i tańczenie z dziewczyną, która mi się podoba, o czym on oczywiście wie i jak sam mówił robi to mi na złość, nastawianie bliskich mi przyjaciół przeciw mnie. Wszystkim palma odbija przy nim, a on wyśmiewa się ze mnie, bo jest bogatszy. Dla niego jestem patolą, bo na studiach nie stać mnie na wyjazd do Dubaju na weekend kosztujący 40 tys. zł. No nie stać mnie, starcza mi na studenckie życie, do tego mam stypendium naukowe, ale 40 tys. na zbyciu nie mam. No i do tego muszę się solidnie uczyć, co dla niego jest przejawem bycia przegrywem. Bo on jest na prywatnej uczelni i jego tatuś solidnie sypie plikami banknotów na stypendia i inne rzeczy na uniwersytecie, by to jemu profesorowie mówili dzień dobry, a nie na odwrót.
A jaki jest morał? Nie jest to użalanie się nade mną. Dwa tygodnie temu ten cham i prostak, pijany spadł ze schodów na imprezie i złamał kręgosłup. Nigdy nie będzie chodził. Jak to usłyszałem, to aż podskoczyłem z radości. Możecie mówić o karmie, czy naiwnie uważać, że nie można śmiać się z cierpienia innych. Mam to gdzieś. Pół życia musiałem się z nim użerać, za każdym razem jak widziałem jego twarz dostawałem nerwicy, nawet Hitlera tak nie nienawidzę jak tego typa. Sprawiedliwość nastąpiła i to ja śmieję się ostatni. Aż kupiłem z tej okazji (jestem niemal abstynentem) najdroższego szampana i wypiłem ze smakiem. Pierwszy raz bogactwo i popularność mu nie pomogą. Jest to zdecydowanie jeden z najlepszych momentów w moim życiu. Uwielbiam jak złym ludziom źle się dzieje.
Opowiadanie bez sensu. Od takiej osoby chyba nie jest szczególnie trudno się uwolnić , wystarczy zrezygnować ze swoich niewiele wartych znajomych. A piszesz tak jakby to był twój szef. No i jeszcze taki szczegół - żaden syn miliardera ostatnio się nie połamał. Jeden zabił 3 osobową rodzinę i rzeczywiście uciekł do Dubaju ale to inna historia.
Nie miales 40k na wyjazd do Dubaju a miales na najdrozszego szampana?
Tego z Biedronki znaczy czy jak?
Pomine zupelnie fakt tego, ze mozna tam pojechac na tydzien za 2 do 2,5k.
Tylko po co?
Podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Przekonała się o tym boleśnie moja znajoma.
Jakiś czas temu udało się jej dostać pracę w administracji naszego osiedla jako tzw. gospodarz. Przydzielono jej rejon, gdzie miała dbać o czystość klatek schodowych, chodników itp.
Dziewczyna młoda, energiczna, szybko zyskała sympatię mieszkańców.
Klatki schodowe wręcz lśniły czystością. Ponadto poproszona o drobną przysługę nigdy nie odmawiała. A to po pracy schorowanej sąsiadce śmieci wyrzuciła, innej okna przed świętami wypucowała za "Bóg zapłać".
Chwalili ją wszyscy bardzo.
Któregoś dnia, poproszona przez jedną z mieszkanek o pomoc we wniesieniu zakupów na drugie piętro, rzuciła wszystko i wtachała babci ciężkie torby na górę.
Dwa dni później została zwolniona z pracy...
Owa babcia złożyła na nią skargę w administracji. Dziewczyna ponoć podczas wnoszenia zakupów na górę zajumała jej pieniądze z portfela, który był w jednej z toreb.
Nikt nie uwierzył w jej winę, tym bardziej że starsza pani znana była ze swojego roztargnienia i - z racji wieku - zapominalstwa.
Próbowaliśmy przywrócić dziewczynie dobre imię. Oddelegowano komisję do spółdzielni, aby wyjaśnili, że zaszła pomyłka.
Kilka osób poszło nawet do staruszki ofiarując, że zrobią zrzutkę i dadzą jej pieniądze, których rzekomo brakowało.
Zatrzasnęła im drzwi przed nosem.
Dziewczyna została bez pracy. Do tego zwolniono ją dyscyplinarnie, więc szanse na znalezienie czegoś przyzwoitego ma naprawdę marne...
Ostatnio spotkałam ją na ulicy. Wygląda jak cień człowieka...
I ja się pytam... Gdzie jest sprawiedliwość?
Moja siostra udostępniła na fejsie post mówiący o tym, że mężczyźni niszczą świętość i czystość związków. Pozwoliłem sobie zauważyć, że przez ostatnie 7 lat wychodziła za mąż 3 razy, podczas gdy ja jestem w szczęśliwym małżeństwie przez ostatnich 9 lat. Usunęła mój komentarz i zablokowała mnie.
Pewnego dnia dostałam nakaz wysprzątania szatni gimbusów. Więc biorę rękawiczki, miotłę i inne akcesoria. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam dyrektorkę robiącą dobrze panu od historii. Wyszłam tak samo szybko jak weszłam.
Wygląda na wymysł jakiegoś dzieciaka któremu starszy kolega powiedział w tajemnicy jak ludzie sobie robią dobrze. Dyrektorka ma swój gabinet w którym może zamknąć się z kim chce i nikomu nic do tego bo pewne rozmowy na tym szczeblu muszą odbyć się bez świadków. A ona w śmierdzącej szatni do której każdy może wejść? Bzdura do kwadratu.
Mieszkam w WB, mam dzieścia lat i drukarkę 3D w domu. Tyle słowem wstępu.
Jakiś czas temu planowałem przybycie do Polski, o którym wiedziała moja najbliższa familia. Mój brat w tym czasie przeżywał okres osiemnastek i dziewiętnastek. Poprosił mnie o wydrukowanie mu... wielkiego różowego pindola wraz z żyłami i innymi dodatkami. No cóż, rodzina jak to rodzina - jej się nie odmawia, projekt zrobiony, druk nastawiony, a następnego dnia czas jechać na lotnisko, odwiedzić rodzinkę. Pindol zapakowany, tanie loty, więc tylko bagaż podręczny... ahoj przygodo!
Oczywiście prawo Murphy'ego musiało zadziałać - jak coś się może spier*olić, to na pewno się spier*oli - kontrola bagażu. Koszulki, bielizna..."A tam co pan ma?" i trzeba wyjąć wielkiego różowego pindola. Laska fajna, patrzy na mnie, ja na nią, ona na mnie... chwila konsternacji. Trzeba jakoś wyjść z sytuacji kryzysowej:
- Fajny, co?
- Yyy... eee... no... proszę to dać na test na narkotyki, odebrać przy tamtym stanowisku.
Nie, nie jest moją żoną, nie, nie pobieramy się za 3 miesiące i nie planujemy posiadania 3 dzieci, ale za to mam dużą flaszkę Jacka :)
Odkąd pamiętam jestem aseksualna i aromatyczna oraz cierpię na bezsenność.
Latami tułałam się po psychologach, terapeutach, psychiatrach czy seksuologach - zupełnie nic mi to nie dało.
Gdy skończyłam jakieś 20 lat, miałam dość. Poszłam do knajpy z zamiarem dowiedzenia się, czym naprawdę jest seks. Wypatrzyłam (chyba) przyciągającego mężczyznę - zadbany, ładnie ubrany, przy stoliku siedział sam. Od słowa do słowa zgodził się na szybki numerek bez słodko-pierdzącej wizji rodziny z dwójką dzieci i zabrał mnie do siebie.
Co do samego zbliżenia - nie czułam praktycznie nic fajnego, "orgazm" był dla mnie jedynie... ukłuciem? Sama nie wiem. Dopiero potem zaczęło się najlepsze.
Pierwszy raz w życiu zasnęłam, tak, ja faktycznie spałam, bez wybudzania się co kilka, kilkanaście minut, bez problemów z usypianiem, bez dziwnych koszmarów.
Śnił mi się mężczyzna. Nie umiem go opisać, ale jest moim ideałem.
Dwa razy później zorientowałam się, że mężczyzna śni mi się zawsze po seksie. Nie wiem, jak to możliwe, ale to w snach przeżywam najlepsze orgazmy, chodzę na randki, dużo rozmawiam i czuję się sobą. Mężczyzna mojego życia żyje tylko w mojej głowie, a ja nawet nie umiem go opisać.
Co w tym anonimowego?
Znalazłam chłopaka, potem męża. Jesteśmy razem, on jest szczęśliwy, ja mówię mu, że go kocham. Mamy dzieci. Pracujemy. Utrzymujemy dom i rodzinną sielankę.
A mi wcale nie jest z tym źle. Jest mi obojętnie. Nie kocham jego, córek, nie kocham zupełnie nikogo, a udawanie orgazmów tak mi weszło w krew, że potrafię odliczać sobie sekundy do upragnionego końca. Rodzinie daję z siebie wszystko - o niczym nie wiedzą. On ma bogate życie erotyczne i seks praktycznie codziennie + nieskończone libido. Na początku związku zaliczaliśmy trójkąty z innymi kobietami, po moim zajściu w ciążę to się skończyło. Córki wychowuję najlepiej jak potrafię, zawsze jestem na zebraniach w szkole, o wszystkim mogą ze mną porozmawiać, mamy świetny kontakt. Dwa razy do roku jeżdżę z rodziną na wakacje.
Moje prawdziwe życie rozpoczyna się dopiero, gdy po seksie pójdę spać.
Mam 17 lat, a mój chłopak 20, problem tylko w tym, że mieszka za granicą - kiedy jeszcze chodził do gimnazjum, to jego mama dostała tam pracę i musiał wyjechać razem z nią.
Jesteśmy ze sobą pół roku, Paweł przylatuje do mnie kiedy tylko może, nawet na jeden dzień. Nie mówiłam o tym rodzicom, bo nie chciałam, żeby było tak, że go poznają, a okaże się, że to tylko zauroczenie i zerwiemy. Przypadkowo dowiedzieli się jednak nauczyciele w szkole.
Czego się dowiedziałam? Że znalazłam sobie sponsora (Paweł pracuje), jestem szmatą i materialistką, jak się spotykamy, to nie wychodzimy z sypialni i "chyba musimy zadzwonić do twoich rodziców, żeby przejrzeli ci telefon".
Nie, nie spałam z nim, po prostu mam takiego kochanego chłopaka, który przylatuje do mnie, żeby spędzić ze mną trochę czasu. Zastanawiam się, skąd w ludziach tyle uprzedzeń. Po tej sytuacji zaczęłam się bardzo bać tego, że rodzice zareagują podobnie.
Cóż, w przyszłym miesiącu go poznają. Trzymajcie kciuki.
Kiedyś wyobrażałam sobie, że kościół jest jak teatr - księża i ministranci to aktorzy, którzy robią wszystko według scenariusza, ludzie to widownia, która bierze w tym udział, a opłatą za wejście są pieniądze zbierane na tacę.
Bo tak jest.
Każde święto / ceremonia ma swój osobny scenariusz: czytania, pieśni, stroje, gesty, słowo na zakończenie.
Może tylko z tą widownią nie do końca jest tak, jak piszesz.
Są ludzie naprawdę głęboko wierzący, ufający Bogu, Kościołowi i klerowi. Oni znajdują w 'Domu Bożym' spokój i prawdziwe, nieteatralne ukojenie.
Skończyłam studia lekarskie z wyróżnieniem. Całe 6 lat pracowałam na to, żeby dostać się na upragnioną specjalizację - endokrynologię. Miałam 7 najwyższy wynik w Polsce z egzaminu zawodowego LEK (Lekarski Egzamin Końcowy, który jest rankingiem na specjalizację).
0 miejsc przyznanych z Ministerstwa Zdrowia z endokrynologii od 4 lat. Decyzja o wyjeździe do Niemiec była najcięższą w moim życiu.
Widząc moje publikacje, rekomendacje i wyniki ze studiów, zaproponowali mi specjalizację i doktorat w najważniejszym centrum endokrynologii w Europie. Bez większych pytań.
Tak się właśnie zyskuje ambitnych pracowników - dając im szansę rozwoju, a nie blokując na każdym kroku.
Tak, po specjalizacji chciałabym wrócić, ale widząc, co się dzieje z ochroną zdrowia, nie wiem, czy będzie do czego.
Byłbym ostrożny z idealizowaniem tej miłości. Panna od dawna wiedziała, co autor do niej czuje ("parę razy już ją psychicznie wspierałem", "powiedziała, że wie, że niezbyt umiejętnie to kryję"), a jednak była w związku z kimś innym. Dla mnie to klasyczny układ, w którym dziewczyna sobie trzymała pod ręką taką "opcję zapasową", na wypadek gdyby z aktualnym misiem coś nie pykło. No i nie pykło, to dziewczyna sięgnęła po zapasowego amanta. Cały niefart tego przypadku polega na tym, że gdy autor z poczekalni awansował na salon, akurat przydarzył się nieszczęśliwy przypadek.
Teraz autor będzie sobie snuć fantazje, jaka by to była wielka miłość, że już nigdy i takie tam.
Szkoda chłopaka.