Nienawidzę swojej babci. Od zawsze w zasadzie za nią nie przepadałam, zawsze lubiła za dużo wypić, za dużo powiedzieć niepotrzebnych słów. Wcześniej mnie to nie za bardzo obchodziło, bo widywałam ją rzadko, toteż nie musiałam słuchać jej gadania. Od 1,5 roku mieszka w moim domu rodzinnym. Na początku tamtego roku złamała biodro, bo oczywiście za dużo wypiła i się przewróciła. Moja mama skakała wokół niej jak piesek, bo przecież starszemu trzeba pomóc, a dwójka jej rodzeństwa nie kiwnęła nawet palcem. Babka widzi, jak matka się przy niej urabia i sama też nie zadzwoni po pomoc swoich innych dzieci, bo po co. Mama wstaje rano o 6-7, żeby jej ugotować obiad, wraca z pracy i dalej przy niej zapieprza. Wcześniej w domu panował spokój, była cisza i przyjemnie się tu mieszkało. Odkąd babka tu mieszka, nie można sobie nawet posiedzieć w salonie, bo od razu też do niego przyjeżdża i gada kocopoły. Miała kilka miesięcy temu wracać do swojego mieszkania (straszliwie wyczekiwałam tego momentu), ale tym razem złamała sobie nogę, bo potknęła się o własne nogi. I matka znowu siedzi i przy niej zapieprza, bo jej rodzeństwo ma wszystko gdzieś, a babka o pomoc nikogo innego nie poprosi. Nie widzi, że nadużywa dobroci mojej mamy, jej jest tu dobrze, bo ma ugotowane i podstawione żarcie pod nos, nic nie musi robić, może całe dnie siedzieć i oglądać telewizję. Jak rodzice zaczęli rozważać dom starości, w którym miałaby opiekę 24/7, towarzystwo innych starców itd., to powiedziała, że nie ma takiej możliwości. Chyba jednak zapomina, że jest w takim stanie, że przestała być to tylko jej decyzja. Moja mam widać było, że nawet się na ten pomysł ucieszyła, bo nie miałaby już tak ciężko, ale jak tylko usłyszała, że babka się nie zgadza, to nie i kropka, bo przecież to decyzja babci, a nie wszystkich, którzy wokół niej robią. Najgorsze jest to, że jak zaplanuję sobie jakieś wyjście/wyjazd, to w domu automatycznie jest awantura, bo przecież kto pomoże przy babci, więc od 1,5 roku moje relacje z rodzicami się tak pogorszyły, że prawie ze sobą nie rozmawiamy. Mam dosyć tej katorgi, trzeba urabiać się po pachy, nikt nie pomaga z własnej woli, a babka sama o pomoc nie poprosi. Ja się też już nie poczuwam do pomocy, bo ile można, niestety ale nie jest ona moją matką. Zrobiła sobie trójkę dzieci, to niech zaciągnie w końcu pozostałą dwójkę do roboty, a nie wykorzystuje tylko jedno. Jakby umarła, to naprawdę jedyne co bym odczuła to spokój, może wtedy relacje z moimi rodzicami w końcu by się jakoś ułożyły.
Dodaj anonimowe wyznanie
Spróbuj się dowiedzieć komu babcia zapisała to swoje mieszkanie jeśli oczywiście ma jakąś wartość i po uzyskaniu tej informacji podejmijcie odpowiednie decyzje.
A perspektywy na wyprowadzkę jakie masz?
Po sposobie pisania obstawiam, ze do 18 jeszcze kilka lat.
Spoko, truchło długo nie pociągnie. Postaraj się żeby nie pominęła Cię w testamencie