#ELtpg
Bez lekarza, nawet przez myśl mi nie przeszło, że nie będę mogła zajść w ciążę. Coś jednak było nie tak, z ogromnym strachem poszliśmy do pierwszej kliniki. Trafiłam do „lekarki”, która stwierdziła, że nie wzrasta mi endometrium (wyściółka macicy, do której przykleja się zapłodniona komórka) oraz rzadko pojawia mi się pęcherzyk (a bez niego nie ma owulacji).
Po wizycie: 13 różnych testów z krwi i innych badań. Wszystkie wyniki w normie, badania prawidłowe. Od następnego cyklu miałam brać leki hormonalne na moje dolegliwości. Niska dawka nie działa, następne cykle to więcej leków, więcej badań, przed każdą wizytą testy z krwi na poziom hormonów. Zabawa dopiero się zaczynała. Lekarka okazała się być nieempatyczna babą, nigdy nie poczułam od niej żadnego wsparcia, nigdy nie dodawała mi otuchy, jak siedziałam ze łzami w oczach po kolejnym USG. Leki nie pomagały.
Minęło 5 miesięcy. Endometrium nie rosło dalej niż do 6 mm. Dużo by tu u niej opowiadać, po strasznie traumatycznej wizycie u tej kobiety, postanowiliśmy poszukać pomocy u kogoś innego. Potem jeszcze innego i jeszcze jednego. Trzech było z innych dziedzin medycyny. Miliony badań, wizyt, szukania przyczyny, której nie ma. Moje ciało po prostu nie jest w stanie zajść w ciążę. Jestem zdrową, młodą kobietą, uprawiam różne sporty, dobrze się odżywiam, jestem na diecie. Nic nie pomaga, nikt nie wie dlaczego.
Dzisiejsza wizyta była w pierwszym cyklu bez żadnych leków. Muszę odpocząć, przestać o tym myśleć. Wrócić do tej wersji mnie bez lekarzy i złych wiadomości, których nie potrafię wyrzucić z mojej głowy. Najśmieszniejsze w całej sytuacji jest to, że wszystko w życiu dostałam na tacy, nigdy niczego mi nie brakowało. Co chciałam, to miałam, bardzo szybko od poproszenia. Jako nastolatka nigdy nie chciałam mieć dzieci, bo po co. Miałam kilku chłopaków, z żadnym nie planowałam specjalnie przyszłości, tym bardziej nie planowałam mieć z nimi dziecka. Aż pojawił się On, miłość mojego życia.
Zaczęliśmy snuć plany, oświadczył się, byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Coś się we mnie po tym zmieniło, nagle bardzo zapragnęłam stworzyć z nim rodzinę. Od tego czasu dużo przeszliśmy, pewnie jeszcze trochę przejdziemy. Trudno jest mi z nim o tym rozmawiać, widzę, że też jest tym wszystkim zmęczony. Już jako mąż i żona, idziemy razem dalej. Jeszcze się nie poddajemy, w tym roku ruszy refundacja in vitro, tylko tego nie próbowaliśmy. Trzymajcie kciuki za moją czystą głowę, odpoczynek i nasze małe marzenie.
Współczuję sytuacji, chociaż nigdy nie zrozumiem tego bezmyślnego pędu do przekazania swoich genów dalej, kiedy nie ma do tego warunków. Zamiast stworzyć jakiemuś już istniejącemu człowiekowi dom i rodzinę, dwójka ludzi zafiksowywuje się na tym, żeby spłodzić kolejnego człowieka. Marnuje lata na nieudane próby i rujnuje sobie zdrowie psychiczne. Trochę to bez sensu.
Nie każdy może zaadoptować dziecko. Nie każdy pokocha jak swoje, bo to bardzo trudne i podziwiam takich ludzi. A poza tym adopcja dziecka też nie trwa pół roku tylko kilka lat i też bywa męcząca.
Adopcja to długi proces, ale co szkodzi np złożyć wniosek i w międzyczasie się starać o swoje własne? Jeśli się jednak uda, to zawsze można wycofać się z procedury.
Nie zgodzę się. Ja lubię dzieci, ale swoje kocham i zrobię dla niego wszystko. Dla innych nie mam zamiaru się poświęcać. Czyli według ciebie jestem złą matką?
Tydyt, tylko w przeciwieństwie do autorki, Ty możesz mieć dzieci. Jeśli ktoś nie ma takiej możliwości, to patrzy na to inaczej. Oczywiście najpierw są starania, często wieloletnie, ale jeśli ciągle nie wychodzi, to zwykle myśli się o adopcji.
Nie nie bez sensu. Swoje dziecko to zupełnie co innego niz jakis obcy bachor
A macie świadomość, że dzieci do adopcji to często dzieci z FAS i różnymi deficytami już na etapie urodzenia? To nie jest tak piękne, jak Wam się wydaje. Nieliczne dzieci nie są obciążone genetycznie. Nie chodzi więc o "nie moje" geny, a o to, czyje to geny są - a często niestety są to geny osób od lat i pokoleń tkwiących w patologii. A to ma znacznie, niestety.
FAS jest diagnozowany krótko po urodzeniu, więc nie ma mowy o ukryciu takiego "defektu" u dziecka. To oczywiste, że po zdrowe niemowlęta ustawiają się kolejki chętnych, ale znowu: co im szkodzi złożyć wniosek o adopcję i w międzyczasie starać się o swoje własne?
Lew jak spotyka samice z małymi wpierw je zabija i płoci swoje. Zastanów się dlaczego. A to jest w 100% normalne. Nienormalną rzeczą jest adoptowanie obcego bachora..
Z góry przepraszam ze tak długi koment..
Sami z zona mielismy problemy z "zajsciem w ciaze". Niezliczone badania zony, i moje, pasmo upokozen w polskiej sluzbie zdrowia gdzie pies u weterynarza ma wiecej empatii.
Prywatna klinika leczenia nieplodnosci z polecenia zaprzyjaznionej ginekolog, dojenie na kase kolejne badania i werdykt: Pani jest zdrowa , Pan jest zdrowy : niepłodność idiopatyczna ( musieliśmy wyguglać ze to oznacza : nie mamy pojecia co jest nie tak). Tekst lekarza ze moze trzeba z kims innym sie postarac o dziecko chyba miał być śmieszny ale nie wyszlo.
Skierowanie na inseminacje bo moze sie uda... poddalismy sie jak podliczyliśmy koszty a juz nas wydojono na kilkanaście tysiecy. 20% szans za 6k zl to jednak malo za kupe kasy. ( w weterynarii inseminacja na krowach jest na średnim poziomie 70% bez miliona badan i laboratoriów). Odpuscilismy dziecko...
Przez przypadek znajomi po poznaniu naszej historii ( nikt nie chwali sie problemami tego typu bo to tabu), wyznali ze tez mieli problem, podali namiary na lekarza, gosc juz na poczatku powiedzial ze brakuje mu podstawowych badan, oboje przeszlismy kolejne badania a przyczyna okazaly sie 2 rodzaje bakterii u mnie gdzie bylem nosicielem a zarazilem sie prawdopodobnie przez przetaczana krew po wypadku ( zona przez 13 lat nie zlapala tego swinstwa odemnie).
2 Antybiotyki w dawce jak dla konia na raz przez 2 tygodnie. I 4 tygodnie pozniej pozytywny wynik , upragniona ciąza... Córeczka ma teraz 5 lat, a " nie moglismy jej miec" bo dochodzilo do zaplodnienia ale bakteria obecna u mnie powodowala natychmiastowe poronienie, czy tez brak mozliwosci zagniezdzenia sie zarodka...
Odpowiedni lekarz... moze tutaj tez przyczyna jest gdzie indziej niz wszyscy szukaja...
Mam nadzieje ze autorce tez wkoncu sie uda...
Mógłbyś zdradzić jakie to bakterie i jakie badanie je wykryło? Może komuś by to pomogło.
Wow, ta bakteria to jakiś seryjny morderca
Jedna to ureaplasma, drugiej nazwy nie pamiętam. Ogólnie nawet jak byłem na kontroli u innego lekarza dziwił sie ze bylem badany na te paskudztwo bo podobno dalej mało o tym wiadomo i nie jest to oczywiste badanie...
Zaraz zaraz, cały czas mówisz o swoich badaniach, a co z mężem? Dlaczego od razu założyliście, że to u Ciebie jest problem? Sprawdziliście w ogóle, jak u niego to wygląda, jaka jest żywotność spermy?
Zaryzykowałbym przypuszczenie, że ta myśl przyszła im do głowy.
@upadlygzyms
I mógłbyś się zdziwić. Moja znajoma zrobiła masę badań i dopiero po moich namowach wysłała męża na badania. Był niechętny. Okazało się, że u niej wszystko w porządku, ale jego plemniki są dosyć leniwe. Faceci często nie chcą się badać, bo uważają, że to obraza dla ich "męskości".
Niechętnie wprawdzie ale przyznać muszę, że są i tacy mężczyźni. Druga rzecz, czy naprawdę warto starać się o dziecko z tego typu człowiekiem?
Jeśli jesteś na diecie i sporo ćwiczysz, to może masz za niski poziom tkanki tłuszczowej? Za mało tłuszczu, to też nie jest ok, przynajmniej jeśli chodzi o pracę tarczycy u kobiety. Wiele moich bardzo szczupłych koleżanek miało problemy z zajściem w ciąże.
Może spróbuj nieco zwiększyć kalorykę. Możesz też wypróbować diety przeciwzapalne od Kota. Wielu kobietom pomogły.
U nas kilka lat prób, wiele badań, obserwacji cyklu, inseminacja, itd. I nic. Pierwsza i jedyna procedura invitro, w teorii maks. 30% szans i aktualnie 2-letnia córeczka. Może warto spróbować? Jasne, że nie zawsze jest tak kolorowo. Są ludzie, którzy i do invitro podchodzą po kilka(naście)razy, czasem bezskutecznie. To Wasza decyzja i wy wiecie najlepiej, co jest dla Was ok. Powodzenia!
Anonimowa użytkowniczko, mam bardzo podobne doświadczenia z leczeniem niepłodności. Jeśli chciałabyś pogadać Olenka.en9@gmail.com
Rozumiem, że jak ludzie przeżywają jakieś traumy w gabinetach lekarskich, to chcieliby, żeby ten lekarz ich wsparł, ale nie należy to do ich obowiązków. Mają tysiące takich i gorszych przypadków i nie są od pocieszania, ocierania łez i współczucia. Wystarczy, że są profesjonalni, mają aktualną wiedzę, potrzebne umiejętności i na polu zawodowym, w swojej specjalizacji robią wszystko co mogą, żeby rozwiązać konkretny problem pacjenta. Wymaganie od nich czegoś więcej jest nie fair. Muszą często wykształcić w sobie obojętność dla cudzego cierpienia, by móc je skutecznie leczyć i chronić przy tym własną psychikę.
Odpuść, a przynajmniej na razie. Jak macie możliwość to jedźcie gdzieś na urlop, ale taki porządny np. dwa tygodnie. Wyluzujcie, odpocznijcie, bawcie się i kochajcie ile się da. Bez zmartwień i presji, tak po prostu dla samych siebie.
Z żoną przeszliśmy wyboistą i bardzo stromą drogę ale w końcu się udało i mamy naszego małego misia. Istotne jest aby trafić na odpowiedniego lekarza, polecamy prof. Jędrzejczaka z klinki pastelowej w Poznaniu
Autorko, możesz spróbować skonsultować się z dietetykiem klinicznym - Monika Królak z Warszawy, ona specjalizuje się w pomaganiu kobietom z niepłodnością.