Mieszkam daleko od szkoły. Moi rodzice nie są raczej wzorem do naśladowania, ale zawsze mnie odwozili i przywozili. Pewnego razu czekałam na nich pod sklepem, bo tam się umówiliśmy. Była ciężka zima. Ja tam stoję i czekam i czekam, więc do nich dzwonię. Chyba z 50 razy dzwoniłam, ale nie odbierali. Gdy w końcu się dodzwoniłam, okazało się, że całkowicie zapomnieli, że istnieję. Wrócili sobie do domu z moim rodzeństwem, ale beze mnie.
Skończyłam lekcje o 14, a dodzwoniłam się o 16.
Wrócili po mnie po godzinie siedemnastej.
W całym życiu tak mi nie było zimno jak wtedy — kilka godzin na dworze podczas zimy.
Dodaj anonimowe wyznanie
Nie wiem, ile miałaś wtedy lat, ale serio nie wpadłaś na pomysł, żeby wejść do sklepu i się ogrzać?
A jeśli nie było żadnego w pobliżu i był to jakiś wygwizdów?
(Chociaż nawet w takiej sytuacji mogłaby zawsze wrócić, posiedzieć choćby w szkole)
Był sklep, bo pod nim czekała.
Moze sklep byl zamkniety. Ze wzgledu na mrozy i uszkodzone ogrzewanie.
Niech zgadnę: "środkowe" dziecko?
kevin sam w domu