Wracam sobie do domu wieczorem, nocą właściwie, przez wyjątkowo ciemną alejkę obok parku. Zatrzymałem się na chwilę, żeby na spokojnie odczytać dłuższą wiadomość na komórce. I wtedy nagle zaskoczyło mnie głośne ujadanie psa zaraz za moimi plecami. Przeważnie, kiedy słyszę jakiegoś szczekającego na mnie psa, to mówię do niego: „Ciiiicho...”, ot tak, dla uspokojenia psa – czasem nawet działa, ale tym razem to był ten rodzaj wściekłego szczeku, który mrozi krew w żyłach i może solidnie wystraszyć, więc ze strachu i zaskoczenia krzyknąłem, niemalże podskakując, bo czułem, że pies nie jest za płotem, tylko na chodniku. Odwróciłem się wtedy i zobaczyłem wielkie, czarne bydlę, zza którego ledwo wystawał jego właściciel. Koleś był jeszcze bardziej przestraszony i zmieszany niż ja, pewnie dlatego, że z tego strachu krzyknąłem ile sił w płucach: „Cicho, kurrrrwaaa!”. Już dawno nie zachowałem się jak taki dzban :/
Dodaj anonimowe wyznanie
To było śmieszne 😁
Gdybyś rozumiał mowę psów, wiedziałbyś, że Twoje słowa tak naprawdę były bardzo łagodna odpowiedzią na jego szczekanie...
Przepraszam Cię bardzo, autorze, ale zaśmiałam się na to "Cicho, kur#a". Większość ludzi chyba by zaczęła uciekać...