Mam 33 lata, nie mam męża ani dzieci i jestem przeszczęśliwą kobietą. Można? Można. To tak tylko ku informacji dla tych, którzy uważają, że po trzydziestce trzeba się ustatkować, bo… „trzeba”. Nie trzeba. Można być szczęśliwym, żyjąc według swoich zasad, moi drodzy. Polecam wszystkim mądrym kobietkom.
Dodaj anonimowe wyznanie
Udowodniono naukowo, że osoby czujące potrzebę udowadniania wszystkim naokoło jacy są szczęśliwi, na ogół są właśnie bardzo nieszczęśliwi. Np. pary publikujące mnóstwo słodkich fotek i wyznające sobie miłość w mediach społecznościowych, często są na granicy rozpadu i zmagają się z silnymi wątpliwościami, które chcą "zakrzyczeć". Naprawdę szczęśliwa osoba jest skupiona na swoim życiu i nie dba o udowadnianie innym że jest szczęśliwa. Więc...
Ps. Nie twierdzę bynajmniej, że do szczęścia potrzebny jest mąż i dzieci. Ale warto zastanowić się co się naprawdę czuje i co kieruje takimi deklaracjami do randomowych anonimowych
Możesz podać jakiś link albo tytuł tych badań naukowych?
Faktem jest, że część osób, które chwalą się swoim szczęściem, tak naprawdę szczęśliwe nie są, ale nie wydaje mi się, by była to zasada. Mnóstwo ludzi dodaje zdjęcia czy głośno mówi o swoim szczęściu, właśnie dlatego, że chce się tym szczęściem podzielić. To, czy ktoś chce się swoim życiem dzielić w internecie czy nie, jest kwestią osobowości i podejścia do prywatności, a nie kwestią szczęścia lub jego braku. Często osoby, które żyją niestandardowo, mówią o tym głośno po to, by pokazać innym ludziom, którzy również chcieliby tak żyć, lecz się boją, że to wcale nie jest takie straszne, że można żyć inaczej i być przy tym szczęśliwym. Mam na przykład taką koleżankę, która żyje w podróży. Nie ma domu, mieszkania, rodziny. Jedzie na pół roku do Norwegii, pracuje i zwiedza, potem jedzie na kilka miesięcy na Sri Lankę, tam również pracuje i zwiedza, potem znowu do Nowej Zelandii, i tak od wielu lat. Takie życie daje jej szczęście, nie znosi być w jednym miejscu dłużej niż kilka miesięcy. Relacjonuje w internecie swoje życie i podróże dość szczegółowo, opowiada o tym i widać, że daje jej to szczęście. Czy samo mówienie i chwalenie się sposobem życia naprawdę świadczy o braku szczęścia? Bo jak dla mnie, to właśnie ludzie, którzy negują szczęście innych, wydają się bardziej nieszczęśliwi ze swoim życiem.
"Mam na przykład taką koleżankę, która żyje w podróży. Nie ma domu, mieszkania, rodziny. Jedzie na pół roku do Norwegii, pracuje i zwiedza, potem jedzie na kilka miesięcy na Sri Lankę, tam również pracuje i zwiedza, potem znowu do Nowej Zelandii, i tak od wielu lat. Takie życie daje jej szczęście"
I naprawdę nie widzisz różnicy, między koleżanka, która robi to co lubi i widać, że jest szczęśliwa, a autorką wyznania, która pisze, że jest szczęśliwa? Po Twojej koleżance widać, bo robi to co uwielbia i to pokazuje. Nie pisze na stronach z anonimowymi wyznaniami "jestem przeszczęśliwa". To ogromna różnica.
Ależ pisze, jak najbardziej pisze. Może nie akurat na tej stronie, ale bardzo dużo pisze o swoim stylu życia w internecie. A przecież mogłaby sobie po prostu żyć i robić to co kocha, skoro jest szczęśliwa, prawda? No nie, pisanie o swoim szczęściu nie oznacza, że tego szczęścia nie ma.
Pisze o swoim stylu życia w internecie, o swojej pasji! To zupełnie co innego, niż to wyznanie. W wyznaniu jest nie mam dzieci i męża i jestem szczęśliwa. Twoja koleżanka opisuje swoją pasję, która daje jej szczęście. Jeśli naprawdę nie widzisz różnicy, to ja się poddaje.
Ale właśnie próbuję ci wytłumaczyć, że ona pisze o swoim życiu w tym samym klimacie, co to wyznanie. To, że prowadzi instagrama, gdzie dodaje zdjęcia i filmiki ze swoich podróży, to jedno, ale oprócz tego pisze w internecie posty podobne jak ten tutaj. Na przykład: "Nie mam stałego domu, nie mam własnego łóżka, moim całym majątkiem są dwa plecaki. Czy jestem szczęśliwa? Bardzo". Gdyby ktoś nie widział jej filmików i wyrwałby z kontekstu tylko ten tekst, to mógłby powiedzieć tak jak ty. Że skoro musi o tym pisać, to widocznie nie jest wcale taka szczęśliwa, bo szczęśliwi ludzie nie czują potrzeby obwieszczania tego całemu światu. Ale ja widzę jej zdjęcia, rozmawiam z nią, widzę jak jej oczy lśnią, gdy opowiada o swoich podróżach i po prostu wierzę, że jest szczęśliwa. Autorka też może podróżować, spełniać się, rozwijać hobby i jej oczy też mogą przy tym lśnić. To, że wyskrobała te kilka zdań w internecie, naprawdę o niczym nie świadczy.
Czyli nawet, jeśli ktoś jest realnie szczęśliwy, ale o tym powie, to oznacza, że tak naprawdę jest nieszczęśliwy? Ciekawe.
Albo po prostu jest zmęczona tym jak wszyscy jej współczują, bo NA PEWNO jest nieszczęśliwa bez męża i dzieci?
@ifyoulikeme, coś w tym jest. Trochę tak jakby ludzie sami chcieli się przekonać, że są szczęśliwi. Wiadomo, sam fakt, że się wspomni przy herbatce „cieszę się, że mi się tak życie ułożyło” jeszcze nic nie oznacza. Ale jak ktoś zaczyna być zbyt natarczywy w przekazie, to wygląda to podejrzanie.
Nie sądzę, że w dzisiejszych czasach jeszcze ktoś uważa, że ,,trzeba”. Mam wręcz wrażenie, że teraz tendencja jest taka, że się wszystkim wciska, że rodzina jest źródłem wszelkich „ograniczeń” i „wyrzeczeń”. Nie wiem po co takie wyznanie - dla jednych szczęście to rodzina dla innych jej brak, no i spoko. Niech sobie każdy żyje jak chce.
Oj uważa, tylko trzeba wyjść poza swoją bańkę. W mojej też bycie singlem jest całkiem normalne, ale poza nią widzę, że jest mnóstwo prawicowców, którzy w kobietach widzą tylko przyszłe matki (a jak matkami nie zostaną, to są bezużyteczne).
A co ma wspólnego bycie szczęśliwym lub nieszczęśliwym z "ustatkowaniem się" (jak się domyślam, przez to ostatnie rozumiesz bycie w stałym związku i ew. założenie rodziny)??? Czy sugerujesz, że "ustatkowanie się" automatycznie oznacza bycie nieszczęśliwym? Bo troche tak wygląda twój post. Przecież to jakaś bzdura. Mozna być szczęśliwym lub nieszczęśliwym będąc w stałym związku, jak i można być szczęśliwym lub nieszczęśliwym żyjąc samemu...
"Any man who must say 'I am the king' is no true king"
"Każdy kto musi powtarzać, że jest królem, nie jest prawdziwym królem."
-Tywin Lannister
Jest różnica pomiędzy "musi" a "chce" ;)
Problem w tym że osoby które muszą baaaardzo często usilnie przekonują wszystkich że jedynie chcą.
Problem w tym, że my, jako osoby postronne, nie wiemy i nigdy się nie dowiemy na pewno, z jakiego powodu ktoś coś mówi, pisze, powtarza. Król może mówić, że jest królem, bo ma wygórowane ego, albo jest zwyczajnie chwalipiętą (nie takich królów znała historia). Wszakże król jest tylko człowiekiem i ma prawo do ludzkich słabości. Nie odbiera mu to automatycznie tytułu. Dlatego ja kompletnie nie zgadzam się z zacytowanymi przez ciebie słowami. Za długo żyję na tym świecie, zbyt wiele ludzkich charakterów poznałam, by odbierać rzeczywistość tak bardzo zero-jedynkowo.
Kompletnie minełaś się z metaforycznym sensem znaczenia słów Tywina.
Chodziło raczej o to że ustawiczne powtarzanie że się jest królem świadczy o daleko idącej słabości i małej sprawczości rzeczonego króla który monarchą jest najpewniej ino z tytułu a prawdziwą iście królewską władzę dzierży ktoś inny.
Taka osoba jest tytułowana królem ale krajem de facto steruje szara eminencja.
Rzeczony cytat jest wykorzystywany by przypomnieć że osoby powtarzające że są czymśtam nierzadko wcale nimi nie są lub są jedynie na pokaz.
Użycie tego zdania jako metafory, ma jeszcze mniej sensu w kontekście tego wyznania, bo bycie królem (prawdziwym, nie na pokaz), a bycie szczęśliwym, opierają się na zupełnie innych fundamentach i nie da się jednego sparafrazować drugim.
"każdy kto MUSI powtarzać, że jest szczęśliwy, nie jest prawdziwie szczęśliwy"
Jak dla mnie taka parafraza ma sens no ale nie będę Cię przekonywał na siłę. Nawet podkreśliłem słowo klucz.
Czasem ludzie MUSZĄ powtarzać, że są szczęśliwi, bo cały świat próbuje im wmówić, że nie są. I jasne, mogliby niby sobie po prostu żyć i dalej być szczęśliwymi, ale niestety tak już w życiu bywa, że ludzie są podatni na wpływy i manipulacje, więc nawet jeśli dziś są szczęśliwi sami ze sobą, to przy ciągłym słuchaniu (szczególnie od bliskich im osób - rodziców, przyjaciół, partnerów), że wcale nie są, prędzej czy później uwierzą w to i przestaną być szczęśliwi. Ludzka psychika jest bardzo skomplikowana. Na pewno sam dobrze wiesz, ile rodzi się niechcianych dzieci i niekochanych dzieci, tylko dlatego, bo ktoś takim rodzicom wmówił, że tylko dziecko i założenie rodziny da im prawdziwe szczęście. Ludzie naprawdę w to wierzą, a ja sama znam takie przypadki. Najsmutniejszym przypadkiem jaki znam, jest moja przyjaciółka, która związała się z egocentrykiem, narcyzem i przemocowcem. On ją namówił do posiadania dziecka, choć sama nigdy nie chciała. Później tłamsił, manipulował i znęcał się nad nią przez kolejne lata. W końcu udało jej się od niego odejść (nie ukrywam, że bardzo się do tego przyczyniłam, wysłałam na terapię, pomogłam jej przejrzeć na oczy i zrozumieć, z jakim człowiekiem żyje). Teraz jest samotną matką, ojciec uciekł gdzieś za granicę (po tym, jak próbował ją zabić) i nie płaci nawet alimentów, a ona... nie kocha swojego dziecka. Jest nieszczęśliwa, najchętniej oddałaby to dziecko, ale moralność jej na to nie pozwala. Dziecko ma już 8 lat, więc to nie jest depresja poporodowa, ona po prostu nigdy nie chciała być matką. I takich historii jest niestety więcej. Dlatego gdy następnym razem poczujesz potrzebę zdyskredytować szczęście drugiego człowieka, zastanów się, czy twoje słowa nie przyczynią się do jego nieszczęścia.
...
...
Dobra... ale widzisz że opisujesz ludzi głęboko nieszczęśliwych, prawda?
Jakby...
Twierdzisz że ludzie w pewnych okolicznościach muszą powtarzać że są szczęśliwi bo ich inni sprowadzą do parteru i jednocześnie opisujesz ludzi stale traumatyzowanych przez bliskich. O_o gdzie tu niby to szczęście????
Nie żeby coś ale Ty właśnie udowadniasz moją tezę.
Zwłaszcza przykład z przyjaciółką to dobry przykład że po związaniu się bydlakiem, jedyne co jej zostało ze szczęścia to slogan...
Nie, nie, kompletnie nie zrozumiałeś.
Moja przyjaciółka nie jest przykładem osoby szczęśliwej, tylko przykładem osoby, która nigdy nie powinna mieć dziecka, a ma, bo uwierzyła, że tylko jako matka będzie spełniona i szczęśliwa. Takich osób jest mnóstwo, dlatego wmawianie ludziom, że bezdzietność wcale nie da/je im szczęścia (nawet w taki sposób, jak ty zrobiłeś to tutaj), może się naprawdę źle skończyć. A najbardziej ucierpi na tym to dziecko. Po co więc negować, gdy ktoś mówi, że dzieci nie ma, nie chce i jest szczęśliwy? Po co się upierać, że nie, na pewno nie jest? Nawet jeśli nie jest lub kiedyś nie będzie, to przynajmniej to będzie problem tylko tej osoby. Jeśli zrobi sobie dziecko pod wpływem innych ludzi, a później się okaże, że jednak do rodzicielstwa się nie nadaje, to problem będzie miało też do dziecko. Naprawdę warto ryzykować, dla własnego ego?
A czy ja im odmawiam szczęścia? Ja jedynie podkreślam że używanie "(...) ale jestem szczęśliwy" jako otwarcie rozmowy wzbudza wielkie i bardzo często uzasadnione wątpliwości.
Trudno mi sobie wyobrazić naturalną konwersacje która by się zaczynała od dobitnego przekonania rozmówcy że jest się szczęśliwym... Wygląda to sztucznie, wymuszenie i równie fasadowo co człowiek powtarzający że jest królem ale nie mający żadnego posłuchu.
Twój przykład jest nieadekwatny kompletnie bo próbujesz postawić mnie w sytuacji w której muszę się bronić jakbym takim ludziom wmawiał na siłę że byli nieszczęśliwi gdy byli szczęśliwi...
Nie będę się więcej tłumaczył z czegoś czego nie zrobiłem.
Ale wiesz, że szczęśliwy człowiek nie musi wypisywać innym, że jest szczęśliwy. Nie czuje potrzeby, by innym to udowadniać. Skoro Ty czujesz taką potrzebę, to naprawdę mam wątpliwości...
Każdy człowiek inaczej rozumie i inaczej przeżywa szczęście. Jeden będzie przeżywał je w środku, a inny będzie chciał podzielić się swoim szczęściem z całym światem. Obecnie całe mnóstwo ludzi dzieli się w mediach społecznościowych zdjęciami ze ślubu, wakacji, dzieci, skanami USG, czy nawet pozytywnymi testami ciążowymi. Idąc twoim tokiem rozumowania, ci ludzie na pewno nie są szczęśliwi, bo szczęśliwi ludzie nie potrzebują udowadniać tego innym?
No nie. Pisanie, mówienie czy pokazywanie swojego szczęścia, to nie jest "udowadnianie".
Jakim cudem połączyłaś mój komentarz ze zdjęciami ze ślubów, wakacji itd. to ja nie wiem. Wyraźnie napisałem o WYPISYWANIU, czyli pisaniu do obcych ludzi "jestem szczęśliwy". To nie to samo co wstawianie zdjęć ze ślubu.
Po prostu jest wiele sposobów na okazywanie szczęścia - można o tym mówić, krzyczeć, milczeć, dodawać zdjęcia w internecie, albo pisać na anonimowych stronach. Żadna z tych rzeczy nie świadczy ani o prawdziwym szczęściu, ani o jego braku. Dokładnie tak samo jest z brakiem szczęścia. Bardzo naiwne jest myślenie, że jak ktoś o czymś mówi, to na pewno tak jest, albo na pewno tak nie jest.
Szczęśliwi ludzie mogą czuć potrzebę, by obwieścić całemu światu swoje szczęście, a powodów tego może być mnóstwo. Szczęście, a potrzeba uwagi, egocentryzm, czy chęć połechtania własnego ego, to zupełnie odrębne kwestie. W przypadku z wyznania może być jeszcze inny powód, dla którego autorka zdecydowała się o tym napisać. Być może słyszy ciągle od rodziny czy znajomych, że powinna założyć rodzinę, więc miała nadzieję, że taki wpis da do myślenia ludziom, którzy wtrącają się w życia innych. Naiwne myślenie, ale na pewno nie świadczy o braku szczęścia.
Ależ oczywiście, że świadczy. Szczęśliwy człowiek nie ma potrzeby obwieszczenia całemu światu swojego szczęścia. Jest po prostu szczęśliwy i żyje sobie szczęśliwie. Oczywiście, może wstawiać jakieś zdjęcia, czy coś podobnego, ale na pewno nie będzie pisał wyznań na anonimowych, że jest tak niesamowicie szczęśliwy. To co robi autorka wyznania, to próba przekonania samej siebie, że naprawdę jest szczęśliwa. Bo im głośniej się krzyczy, tym łatwiej przekonać samego siebie.
Nie, nie świadczy. Świat nie jest zero-jedynkowy. Na świecie żyje 8 miliardów ludzi i nie każdy przeżywa te same emocje w taki sam sposób. Szczęście generalnie jest pojęciem bardzo subiektywnym i tylko dana osoba może stwierdzić, czy naprawdę jest szczęśliwa. Można pisać w internecie, że jest się szczęśliwym i naprawdę nim być, a można nie pisać nic i być bardzo nieszczęśliwym. Ja mogłabym powiedzieć, że ty na pewno nie jesteś szczęśliwym człowiekiem, bo szczęśliwi ludzie nie czują potrzeby, by dyskredytować i negować szczęście innych. Czy miałabym rację? To wiesz tylko ty.
Wstawianie zdjęć ze ślubu dla obcych ludzi to mniej więcej to samo, co pisanie tymże obcym ludziom "jestem szczęśliwy".
Jeśli ktoś wstawia takie zdjęcia na profil, który jest przeznaczony tylko dla jego znajomych i jest ograniczony, tak że tylko znajomi mogą to oglądać, to jest zrozumiałe i normalne. Wstawianie tego na profil publiczny, dostępny dla całego świata, już trochę pachnie emocjonalnym ekshibicjonizmem.
Zrozumiałe jest wstawianie na profil publiczny informacji, które mają znaczenie publiczne, czyli są skierowane (teoretycznie) do całego społeczeństwa. Np. jeżeli ktoś skończył aplikacje prawniczą i od jutra zaczyna pracę jako prawnik, to wstawienie takiej informacji na publiczny profil ma sens, bo (teoretycznie) każda osoba może skorzystać z jego usług jako prawnika. Ma sens wstawienie na profil publiczny np. informacji, jakie masz poglądy w sprawie aborcji czy homomałżeństw, bo jest to - może mało znaczący, ale jednak jakiś - głos w debacie publicznej na ten temat. Natomiast ogromnej większości ludzi w Polsce (nie mówiąc już o swiecie) nie interesują sprawy rodzinne przypadkowej osoby X i to, czy ta osoba właśnie wzięła ślub czy nie. Więc zaśmiecanie publicznych profili (podkreślam PUBLICZNYCH - ograniczone do znajomych to co innego) tego rodzaju informacjami jest albo objawem przerośniętego ego (jestem tak ważny/a, że cały świat powinien wiedzieć, co się u mnie dzieje), albo właśnie jakiegoś niezrównoważenia psychicznego.
Tak, raj, wiele z tego co piszesz, to prawda. Jest coś takiego jak internetowy ekshibicjonizm, są ludzie z przerośniętym ego, albo wręcz przeciwnie, z tak niskim poczuciem własnej wartości, że potrzebują uwagi i uznania obcych ludzi, by nabrać pewności siebie. Natomiast żadna z tych rzeczy nie świadczy o szczęściu lub jego braku, to są zupełnie odmienne kwestie. Nawet osoba z przerośniętym ego, niskim poczuciem własnej wartości albo niezrównoważona psychicznie, może być szczęśliwa.
O proszę, kolejna próbująca udowadniać innym swoje szczęście.
jestem w podobnej sytuacji i potwierdzam: można, po rozpadzie mojego związku zauważam coraz więcej plusów bycia singielką
Jedyne do czego moglbym mieć jakieś ale, to ta końcówka o 'mądrych' kobietkach:)
Bo to sugeruje niejako, że te, które nie podazyly ścieżką podobną do Twojej... Nie są mądre. Jeśli tylko jesteś szczęśliwa, ale mam na myśli sama przed sobą, patrząc rano w lustro (tatusia oszukasz, mamusie też, ale siebie samej nigdy nie oszukasz) i żyjesz wedle tego, co sprawia Ci radość, pozwala Ci rozkwitać, rosnąć w siłę i stawać się lepszą osobą, to jak najbardziej popieram Twoj wybor:) Żyj długo i szczesliwie:)
Znikniesz po czterdziestce. Wszystkie znikacie
Co, komu i dlaczego chcesz udowadniać pisząc ten post?