#rTZej
Ciężka rehabilitacja, mnóstwo wyrzeczeń i żelazna systematyka sprawiła, że pomalutku zaczęłam widzieć postępy mojego powrotu do zdrowia. Rok temu mój ukochany oświadczył mi się. Przysięgłam sobie, że do ołtarza pójdę o własnych siłach. W moją rehabilitację włożyłam więc jeszcze więcej energii. Udało się! W dniu ślubu mogłam chodzić bez podpierania się laską!
Szkoda tylko, że dzień wcześniej zatrułam się nieświeżymi krewetkami, dostałam upiornej sraczki, odwodniłam się i wylądowałam w szpitalu podłączona do kroplówki… Ceremonię trzeba było przesunąć.
Tego się nie spodziewałam...
Takiego poltwistu to żem się nie spodziewał.
Miłość i sraczka przyszły znienacka... Ale że chodzą parami to na tej stronie coraz bardziej się o tym przekonuje.
Milosc i sraczka przychodza znienacka.
A skąd pomysł żeby dzień przed tak ważnym wydarzeniem jeść takie dziwne rzeczy jak krewetki? Trzeba było pomyśleć i wprowadzić jakąś dietę. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedziec że takie jedzenie w połączeniu ze stresem nie wróży nic dobrego.
Krewetki są dziwne? Są tak samo normalne jak schabowy niedzielę.
Tak, dla Polski krewetki są dziwne, bo logistycznie świeżych prosto z morza nie dostaniesz. Muszą być transportowane samolotem albo mrożone. Krewetki świeże długo nie wytrzymają I powinny być podawane całkowicie ugotowane.
I zgadzam się z plemnikiem: przed ważnymi wydarzeniami nie je się rzeczy z niewiadomych źródeł zwłaszcza ciast z kremem, sałatek I mięs.
A może autorka mieszka w kraju, gdzie jest dostęp do świeżych?
Świeżymi naprawdę trudno się zatruć niż tymi marketowymi, nafaszerowanymi konserwantami, głęboko mrożonymi. A jak się chce mieć pewność, że nie dojdzie do zatrucia to najlepiej zjeść zestaw ze sztucznego mięsa i plastikowej sałaty, zakryzając jabłkiem z plasteliny, prosto z McDonalds.