Jestem dość zaangażowanym katolikiem i dobrze mi z tym. Czasem podśpiewuję sobie jakieś piosenki religijne czy pieśni, kiedy jestem sam – po prostu to lubię. Mam jednak jakoś tak dziwnie, że często nasuwają mi się na myśl pieśni niezwiązane z aktualnym okresem liturgicznym.
Spróbujcie sobie wyobrazić teraz własną konsternację, kiedy jesteście szefem i wchodzicie bez zapowiedzi do biura, w którym wasz pracownik siedzi nad tabelkami z Excela i śpiewa pod nosem „Przybieżeli do Betlejem”. Pierwszego marca.
Dodaj anonimowe wyznanie
Dobrze, że nie "Dobry Jezu, a nasz panie - daj mu wieczne spoczywanie".
Teraz ja to będę śpiewać XD
Ta pieśń ma dla mnie niesamowity klimat. Wczesne dzieciństwo, wioska, w której mieszkali moi dziadkowie, stary, zabytkowy, drewniany kościół, jego specyficzny zapach, mglisty listopad, procesja na równie stary cmentarz, na którym rodzice mi pokazywali groby dalekich przodków… I ta pieśń właśnie. Tylko tam słyszałam, żeby ludzie śpiewali trzy zwrotki. Ech, zatęskniłam…
A mnie się najbardziej podoba "Przybądźcie z nieba". Jest pełne radosnych słów, ma pogodną linię melodyczną - myślę, że dla wierzących jest obietnicą spełnienia ich nadziei, związanych ze spotkaniem Boga.
Wszyscy lubią kolędy ;)
Bzdura.
Ja nie znosze
Nie jestem nawet chrześcijanką, a śpiewałam dzisiaj kolędę. Zdarza mi się też inne pieśni liturgiczne śpiewać, bo mi się podobają.