Pewnego dnia wlokłem się na uczelnię. Słuchawki w uszach, świata nie ma poza muzyką. Zauważyłem z przodu dwie dziwne babki, jak najbardziej, Jehowe. Jedna z nich zatrzymała się i zaczęła coś do mnie mówić. Wyjąłem słuchawkę z ucha, i taki dialog:
- Czy zechce Pan poczytać o Jezusie?
- Nie umiem czytać.
Nie wiem, czemu to powiedziałem. To była pierwsza rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
Dodaj anonimowe wyznanie
Uważaj żeby nie chciały ciebie nauczyć czytać.
W starożytności/średniowieczu nauką czytania zajmowali się kapłani i uczyli korzystając z Pisma Świętego i w ten sposób oprócz nauki pisania od najmłodszych lat zaczynała się kościelna indoktrynacja.
W starożytności ta indokrynacja była najlepszą opcją, bo poza nauką czytania i pisania uczyła istotnych zachowań moralnych, jak na przykład równa wartość życia ludzkiego, co nie zawsze było oczywiste (wybijanie innych plemion). To, że później dość szybko wszystko się zesr*ło, to już inna kwestia.
Jej wyobrażałem sobie miny tych kobiet. No musze przyznać że pośmiałam się!
Ściema jakaś. ŚJ nie namawiają raczej do czytania o Panu Jezusie.