#08dRB

Jestem kobietą po poronieniu/stracie/niedonoszonej ciąży. Jak zwał, tak zwał.
W tym wyznaniu nie chcę się żalić jak sobie nie radzę i jak mi trudno (radzę sobie, choć jest bardzo trudno. W końcu nie codziennie traci się dziecko). W tym wyznaniu chcę zwrócić uwagę na temat postrzegania tego, jakim uczuciem darzą rodzice to nienarodzone dziecko.

Zacznijmy od tego, że kiedy nie byłam w ciąży, to nie miałam pojęcia czemu te kobiety po stracie tak cierpią z tego powodu. Czemu tak tęsknią, czemu przechodzą taką żałobę. Przecież one nawet nie znały tego dziecka, czemu to tak przeżywają. Głupio mi przyznać, ale tak jak większość osób traktowałam to jak stratę czegoś, co ktoś ci obiecał, a jednak nie otrzymałeś tego. Jakoś się z tym pogodzisz i będzie dobrze. Nie wiedziałam, bo nikt nigdy mi tego nie powiedział, nie opowiedział mi swojej historii.

Kiedy zaszłam w ciążę widmo poronienia chodziło za mną ciągle. Bałam się tego, ale w głębi duszy wierzyłam, że mnie ten temat nie dotyczy. A jeśli już, to jakoś to przeżyję, trudno, zdarza się.

Kiedy w 5 miesiącu ciąży zaczął się poród, zrozumiałam, że tracę coś najcenniejszego. Dopiero wtedy uwolniły się wszystkie hormony miłości. Po późnym poronieniu w 16 czy 20 tygodniu ciąży ciało nie wie, że nie masz dziecka. Masz wszystkie pokłady miłości w sobie, które pragniesz dać swojemu dziecku, piersi pełne mleka, którym chcesz nakarmić dziecko, i masz pustkę w sercu... ku*wa, w całym ciele, w mózgu, przesiąknięta jesteś tą nieodwracalną pustką.

Moi bliscy nie rozumieją mojej pustki i rozpaczy. Mówią "przecież ty go nawet nie znałaś", "nie rozumiem czemu aż taka żałoba". Nie płaczę, nie smucę się, już nie opowiadam o tym tylko dlatego, że nie chcę wyjść na histeryczkę. Gdy kobieta straci dziecko, które ma 5 lat, wtedy są szok i zrozumienie. Ale gdy straci nienarodzone dziecko...

A ja powiem tak. to naprawdę tak wygląda. Gdy masz dziecko urodzone szczęśliwie, widzisz jego uśmiech, czujesz oddech, słyszysz płacz, masz to wszystko w pamięci. Jeśli stracisz to dziecko, to będziesz wspominać właśnie te drobne rzeczy, tę miłość do niego. Ja wspominam mdłości, kopnięcia, bicie serca... Potem ból, krew, martwe ciałko mojego dziecka... To wszystko co mam, ale to składa się na moją miłość do mojego dziecka. Taką samą jaką Ty darzysz swoje, identyczną. Jeśli nie rozumiesz co ja czuję, pomyśl, że Twoje dziecko umarło przez owinięcie czegoś wokół szyi, pomyśl jak szarpało się w bólu. Trudne? Nie do przyjęcia, żeby o tym myśleć? A tak właśnie umierało moje dziecko. Tak właśnie cierpię. Ja, kobieta po stracie.
kotekzpiwnicy Odpowiedz

Płacz, mów o swoich emocjach bo one istnieją i są ważne. Nie zawsze trzeba grać silną. Twoje zdrowie psychiczne jest ważne i jeśli czujesz że potrzebujesz pomocy to nie bój się po nią sięgnąć

Haiku Odpowiedz

Kiedyś w związku z pracą, poznałam kobietę tuż po poronieniu. Nic nie mówiła, prawie się nie poruszała. Patrzyła tylko przez okno lub "gdzieś przed siebie". Upiorny widok. Taki martwy za życia.

BlueBlood Odpowiedz

To nieprawda, że go "nie znałaś". Nosiłaś go przez kilka miesięcy. To normalne, że czujesz ból i przykre, że nie znajdujesz zrozumienia w bliskim otoczeniu.

tramwajowe Odpowiedz

Bardzo Ci współczuję.
Pamiętam ze szkoły podobny opis Pani od biologii. Właśnie poczułem do niej ogromną wdzięczność że mogłem sie tego dowiedzieć jako nastolatek.

Ariel000 Odpowiedz

Jestem po 3 promieniach. Nie mam dzieci. Wiem dokładnie co czujesz.

bozejedyny

bardzo mi przykro, mam nadzieję, że w końcu uda ci się donosić ciążę, trzymam kciuki

mejbibejbi

Trzymam z całego serduszka za Ciebie kciuki, mam nadzieję że kiedyś będziesz super mama <3

Smiejzelka Odpowiedz

Pierwsze wyznanie o poronieniu, które zrobiło na mnie wrażenie. Współczuje Ci straty. Poronienie w momencie jak już czuło sié ruchy musi być koszmarne.

Minionna Odpowiedz

Zdecydowanie w takiej sytuacji najbardziej cierpimy my, Matki. Doskonale Cię rozumiem. Miesiąc temu straciłam Synka. Najpierw bezproblemowe zajście w ciążę, potem dwadzieścia tygodni oczekiwania w doskonałym nastroju i zdrowiu, a potem katastrofa. Zespół Hellp o ogromnym nasileniu. Jest to rodzaj bardzo silnego zatrucia ciążowego. W ciągu kilku dni stanęłam nad grobem. Przestawały pracować nerki, wątroba, płytek krwi prawie nie było, ciśnienie bardzo wysokie. Wtedy też dowiedzieliśmy się od lekarzy, że jedyny sposób na to, aby ratować moje życie to wywołanie porodu i to jak najszybciej, bo mój stan pogarszał się w zastraszającym tempie. Co na tym etapie ciąży było jednoznaczne z wyrokiem śmierci dla Wojtusia. Doskonałego w każdym calu, zdrowego dziecka.... Poza tym wszystkim o czym piszesz ja mam dodatkowo ogromne poczucie winy, bo to mój organizm zareagował w taki sposób i z całą świadomością podpisaliśmy z jego Tatą dokumenty, aby podjąć próbę ratowania mojego życia kosztem jego. I jeszcze jedno. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieć kontakt z rodzicami po stracie pamiętajcie, że najgorszą rzeczą jaką można wtedy usłyszeć to tekst Nie płacz, zrobicie sobie następne?!

Kumulacja

Bardzo mi przykro z powodu Twojej historii. Poczucie winy to jeden z etapów żałoby. Ja po pół roku po stracie w piątym miesiącu czuję się już dużo lepiej. Obwiniałam siebie również, do tej pory to robię w momentach słabości. Do mojego poronienia doszło przez bezobjawową niewydolność szyjki macicy. A obwiniałam się bo chodziłam na długie spacery kilka dni wcześniej, myłam samochód, a powinnam leżeć plackiem i odpoczywać. Niestety tego mój lekarz mi nie powiedział, bo myślał, że się uda i 4 tygodnie wcześniej wysyłał mnie do pracy mimo plamień i bólów brzucha.
Bardzo duże wsparcie mam w partnerze, ogromne. Powoli wychodzimy na prostą i już planujemy kolejną ciążę, z ogromnym strachem oczywiście, czy znowu się to nie powtórzy.
Mogę Cię tylko zapewnić, że będzie lepiej. Choć wydaje się, że nie, że już nigdy nie będziesz szczęśliwa. Przyjdzie taki dzień, że będziesz chodziła na cmentarz rzadziej niż codziennie. Że nie uronisz któregoś dnia łzy. Straciłaś kawałek swojego serca, duszy. Rozumiem to bardzo i jestem z Tobą w tym cierpieniu. Mi bardzo brakuje tego, że ludzie nie rozumieją co czujemy... Że mówią..."jesteście młodzi, jeszcze będziecie mieć dzieci", a gdyby powiedzieć na pogrzebie po stracie męża "jesteś młoda, nie płacz, jeszcze będziesz mieć męża"? To już jest nietaktowne nie?
To śmieszne, ale na pogrzebie naszego Synka najbardziej pocieszyła mnie ciocia, która straciła synka w 6 mc ciąży. Po prostu przytuliła i milczała. Nic więcej mi nie było potrzebne, bo wiedziałam, że rozumie.

To uczucie minie, któregoś dnia Kochana. Obiecuję. Ale daj sobie czas na wszystko. Płacz kiedy tylko potrzebujesz i zamknij się na rady i "pocieszenia" tych, którzy tego nie przeżyli i nie rozumieją.

Życzę Ci dużo siły. Bo ona jest tu ogromnie potrzebna.

SzubiDubi Odpowiedz

Bardzo Ci współczuję...jesli można spytać: mąż/partner tez Cię nie wspiera? Gdybyś chociaż jego miala po swojej stronie pewnie byłoby Ci łatwiej. Ściskam mocno, trzymaj się!

ZielonaPoduszka765 Odpowiedz

Trzymaj się dzielnie Autorko! Również jestem Mamą po stracie. Na początku bardzo pomagały mi fora internetowe innych Mam po stracie. W okresie październik - czerwiec u Dominikanow na Sluzewu w Warszawie są spotkania dla Rodzicowi po stracie. Jeśli jesteś z okolicy to polecam całym sercem. Ja chodziłam również do psychologa przy szpitalu w którym rodziłam. Szukaj wsparcia. Ściskam ❤️

salviohexia Odpowiedz

Bardzo Ci współczuję...

Zobacz więcej komentarzy (9)
Dodaj anonimowe wyznanie