Historia działa się, gdy chodziłam do podstawówki. Na osiedlu krążyła legenda o nawiedzonym domu. Razem z przyjaciółką postanowiłyśmy zaszpanować czymś więcej niż zestawem plastycznym i wyjaśnić tę sprawę. Najprostszą drogą do sprawdzenia co znajduje się w środku domu były okna na parterze. Koleżanka, nazwijmy ją Magda, stwierdziła, że poświęci się i jako pierwsza przez nie zajrzy. Według jej relacji nie ujrzała nic strasznego, jedynie włączony telewizor. Magda była jednak uparta i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Po jakimś czasie zorientowała się, że nie obejrzała całego pomieszczenia i dopiero wtedy zobaczyła nieznanego pana i panią w wiadomej czynności. ;) Nie zniesmaczyło jej to jednak i wgapiała się przez okno jak w najlepszą wieczorynkę. Opisywała mi wszystko ze szczegółami. Zachęcała, by podejść, ale byłam (i nadal jestem) grzeczna, więc nie skusiłam się na tę propozycję. Dodatkowo po jakimś czasie znalazła nas jej mama i dostałyśmy reprymendę na temat zaglądania innym do mieszkań, ale na szczęście nie interesowało jej co widziałyśmy.
Krótko mówiąc, tamtego popołudnia nastoletnie łowczynie duchów usłyszały jęczenie, ale niestety nie zjaw.
Dodaj anonimowe wyznanie
a wolalabys zeby to byly zjawy?
Przynajmniej coś by się działo, a nie tylko przód-tył, przód-tył...
Ja tam zawsze na to liczyłam, kiedy z przyjaciółmi odkrywaliśmy jakieś "nawiedzone" miejsce. Niestety zawsze był tam tylko syf albo ślady po czyichś libacjach. Duchów brak :(
Trzeba było jednak zostać przy zestawie plastycznym...
Zobaczycie, będę lepszym trollem niż synapse, chwała mu!