#5Buau
Ale nie widzę szans na ucieczkę, jestem zamknięty. Boję się. Boję się tego, co może stać się dalej. Bardzo długi czas znajdowałem w sobie siłę, aby udawać, że wszystko jest w porządku. W pewnym momencie to wszystko wybuchło. Siedziałem o drugiej w nocy na podłodze, płacząc po cichu, żeby nikt nie słyszał. Łzy lały się jak deszcz. Stres, brak wsparcia w „najbliższym” i uczucie, że człowiek się do niczego nie nadaje potęguje negatywne uczucia. Chcę być silny. Chcę żyć. Ale na razie nie mam siły.
Teraz siedzę przy stole (dalej rycząc), piję sobie jakiś fikuśny alkohol przywieziony z wakacji. A ON ŚPI. Moje uczucia zostały spotęgowane w sumie niedawno, kiedy już mi się to ulało. Nie miałem ochoty jechać do jego siostry zawieźć jakieś rzeczy. A kiedy zaproponowałem, że pojadę z nim, ale do niej nie wejdę, usłyszałem: „Nie potrzebuję cię”. Auć. Przebolałem, głową do góry, korona poprawiona i wy***ne. Ale już następny dzień był dla mnie straszny. Wrócił z zakupów i chciałem mu opowiedzieć, co zrobił nasz piesek, naprawdę czułem wtedy taką ekscytację z tego, że chciałem się tym z nim podzielić. Nie zdążyłem dojść do połowy zdania, zlał mnie totalnie. Czemu ja muszę się zadręczać tym wszystkim… Naszła już 13:50, wyszedłem z domu. Wróciłem po słuchawki i wyruszyłem na pieszo przez całe miasto do jedynej osoby, której czułem, że mogę się wygadać. Nie czuję wsparcia ze strony chłopaka i jego matki. Mieszkamy razem prawie 3 lata. A ON nawet nie zapytał, jak się czuję. Doszedłem do kompletnego załamania nerwowego miesiąc przed. Wtedy jeszcze miałem siłę udawać. I robiłem sobie krzywdę z uśmiechem na twarzy. (Skąd miałem w sobie tyle siły?) 14:20 – byłem przed czasem, spaliłem papierosa. I wszedłem do środka. Pani Doktor Psychiatra zawsze wita mnie uśmiechem, jej łagodny głos koił moje nerwy. Czułem relaks. Trwało to 10 min… W drodze powrotnej zacząłem zauważać wszystko, co do tej pory olewałem. Bałem się, że ktoś za mną idzie z nożem i co chwilę się odwracałem. Poczucie lęku i strachu było mi obce do niedawna. Teraz czułem, jakbym miał obsesję. Wszystkie złe uczucia były we mnie wzmocnione. Przejechał obok ktoś na rowerze, upadłem ze strachu.
Wróciłem do domu i od tamtej pory do dnia dzisiejszego nie rozmawiamy ze sobą. Cały czas mam w sobie poczucie winy. Moim zdaniem za każdym razem starałem się, żeby jemu było dobrze, nigdy nie patrzyłem na to, czego ja chcę. Chciałem, żeby był szczęśliwy. Ale teraz czas na mnie.
Wydaje mi się, że doszedłem do tego momentu w swoim życiu, że czas stanąć na nogi. Czuję się bezbronny jak dziecko.
Proponuję zacząc od psychiatry, pobrać leki, dać im czas na zadziałanie (czas zabiera np. uelastycznienie błony synapsy by zaczęła mniej/bardziej wchłaniać neuroprzekaźnik i z powodów biologicznych to właśnie trwa). Jeśli możliwe, przegadywać sprawy z.psychologiem. ale nim zrobisz rzeczy, które mogą być nieodwracalne (bo ktoś się dogłębnie obrazi), dać czas organizmowi na ustabilizowanie.
Psychiatra. Koniecznie. Prawdopodobnie przepisze Ci leki na ustabilizowanie, da skierowanie na badania i skieruje do psychologa by znaleźć przyczynę. Przyczyną mogą być jakieś traumatyczne zdarzenia z przeszłości, może zaburzenie gospodarki hormonalnej albo problem z pracą neuroprzekaźników.