#76RPe

Okres przedszkolny był najbardziej stresujący w moim życiu. Przedszkolanki potrafiły krzyczeć za byle co. Jest kilka sytuacji, które chciałabym opowiedzieć.

Była wiosna, ja ciągle chorowałam, praktycznie co miesiąc. Mama prosiła mnie, żebym nie wychodziła na spacery z dziećmi tylko została w budynku. Gdy dzieci już się szykowały, postanowiłam powiedzieć o tym pani.
- Proszę pani... nie mogę wyjść na dwór, bo jestem po chorobie...
- A kiedy ty nie byłaś po chorobie?! Ciągle są z tobą problemy!
Zaprowadziła mnie od niechcenia do innej grupy, która nigdzie nie wychodziła. Byłam w takim szoku, że godzinę przesiedziałam w kącie cicho popłakując.

Kolejna sytuacja miała miejsce podczas obiadu. Pani kucharka rozdawała nam posiłki. Nagle zachciało mi się do toalety. Długo się zastanawiałam, czy iść w tej chwili czy jeszcze poczekać. Nie wytrzymałam, podeszłam do biurka pani i zapytałam się czy mogę wyjść do toalety. Na co pani odpowiedziała:
-Do stoliczka i do nocniczka?! Inne dzieci potrafią wytrzymać... Idź i daj mi spokój.
Poszłam do łazienki. Na obiad już nie wróciłam, bo ze stresu zaczęłam wymiotować. Od tamtej chwili nigdy nie jadłam w przedszkolu śniadań, tylko od razu szłam do łazienki, wymiotowałam, albo i nie. Nie raz po prostu czekałam aż minie śniadanie. Jak wszedł do łazienki, to wychylałam się z kabiny i pytałam czy już skończyli jeść. Jeśli droga była wolna, wracałam do sali.

Do mojej grupy chodził niepełnosprawny chłopak. Zachowywał się dosyć dziwnie, często wiercił się, machał rękami i po prostu przeszkadzał paniom w prowadzeniu zajęć. Na jednej "lekcji" jedna z pań nie wytrzymała, wzięła chłopaka na ręce i przeniosła go do innej sali (były tam dzieci z rocznika niżej), zatrzasnęła bez słowa za nim drzwi i trzymała za klamkę tak mocno, żeby nie mógł wyjść. Chłopak bardzo się wystraszył, walił pięściami w drzwi, słychać było jak płakał i krzyczał: pseplasam, pseplasam, pseplasaaam, jus nie będę! Druga pani, jak gdyby nigdy nic, prowadziła zajęcia dalej. Wpuścili go dopiero po ok. 10 min.

Te sytuacje sprawiły, że stałam się bardzo nieśmiała, bałam się rozmawiać z dorosłymi (oprócz rodziców). Pamiętam jak przypadkowo usłyszałam jak jedna pani pyta drugą. Był to czas zerówki.
- Jak ona poradzi sobie w szkole wśród innych ludzi?
W szkole radziłam sobie całkiem nieźle, chociaż miałam inne nieprzyjemności, tym razem od strony rówieśników. Ale to już na inne wyznanie.
anonimowecu Odpowiedz

Ja kiedyś w przedszkolu musiałam do toalety na dłuższe posiedzenie, ale pani się nie spodobało ze byłam dłużej niż sobie wymyśliła i zgasiła mi światło... niektórzy ludzie zdecydowanie nie powinni pracować z dziećmi, bo dzięki „władzy” im zwyczajnie odwala, a dzieci za to obrywają

Kicialka Odpowiedz

Chodziłam do dwóch przedszkoli, drugie było cudowne i do tej pory podczas dni nauczyciela i świąt odwiedzam moje Panie Przedszkolanki, które też organizują spotkania grupowe dla mojego rocznika (po tylu latach!), ale pierwsze... to była masakra. W pamięci utkwiła mi sytuacja, gdy rozdawane były obiady i jakiemuś chłopcu z talerza spadł na ziemię kawałek kotleta. Przedszkolanki kazały mu to zjeść, a gdy nie chciał i zaczął płakać, wręcz wepchnęły mu to do buzi. Strasznie bałam się tamtego przedszkola, byłam nim bardzo zestresowana, dobrze, że nie zabawiłam w nim długo.

Swinia Odpowiedz

U mnie byl bardzo podobny personel ☺

Rillianne Odpowiedz

Rozumiem, że w przedszkolach (i szkołach, wszędzie właściwie) zdarzają się przeróżne sytuacje krzywdzące dzieci, ale - moim zdaniem - trochę przesadzasz. Akapit o chorobie? Piszesz, że często chorowałaś, więc jeżeli "jestem po chorobie" było Twoją wymówką na wszystko (spacer, wyjście na podwórko przed przedszkolem itd.) to nie dziwi mnie reakcja przedszkolanki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że miała rację (wepchnięcie gdzieś jednego dziecka, które nie może wyjść, bo non stop "jest po chorobie", chociaż cała grupa wychodzi, to problem). Okej, nie powinna Ci tego mówić, jako dziecko rzeczywiście mogło Cię to dotknąć, ale teraz jesteś dorosła i to akurat głupi powód do żalu na przedszkole.
Dwóch następnych sytuacji nie komentuję. Jestem zdania, że powinno się zrezygnować z tego... zwyczaju(?)/nakazu(?) proszenia nauczyciela o zgodę na wyjście do toalety, to jakiś chory żart, że człowiek musi prosić o pozwolenie na - za przeproszeniem - zrobienie kupy.

Hhhhhao Odpowiedz

W moim przedszkolu nie wolno było pod żadnym pozorem chodzić do toalety podczas posiłków. Pewnego razu, podczas jednego z tych ohydnych obiadków, których szczerze nienawidziłam, zachciało mi się do toalety, ale mocno. Prosiłam panie o pozwolenie, lecz nie, nie wolno! Po chwili siedzenia tam, po prostu się zesrałam. Nikt się nie zorientował. W spokoju dokończyłam obiadek. Następnie było leżakowanie, a ja wciąż miałam gówno w majtkach i na rajstopkach. Podczas obchodów i kontrolowania, czy wszystko jest Ok, pani przedszkolanka coś wyczuła (a śmierdziało mocno) i zaczęła podnosić dziewczynkom sukienki, a chłopcom zdejmować spodnie. W końcu przyszła kolej na mnie.
Gdy tylko zauważyła wielką, brązową plamę, zaczęła się na mnie wydzierać, że co ja sobie myślę, skoro mi się chciało do toalety to mogłam pójść, a teraz musi mnie umyć (wszystko przy innych dzieciach). Ja, oczywiście, już na początku jej ryku zaczęłam beczeć jak to małe berbecie mają w zwyczaju. Po wizycie w łazience odebrała mnie mama. Na szczęście do szkoły poszłam już w innym mieście, gdzie nikt nie słyszał tej jakże wspaniałej, gównianej historii.

SerParmezan Odpowiedz

Jak byłam w przedszkolu to raz była taka sytuacja, iż chciałam zaglądnąć (albo się schować?) przedszkolance pod spódnicę (a miała ona ją prawie po kostki). Już nawet nie pamiętam dlaczego. Prawdopodobnie dziecięca ciekawość albo roztrzepanie. W każdym razie, skończyło się to dla mnie laniem (chyba nawet nie byłam świadoma dlaczego) i cichym popłakiwaniem w kącie. Nie wpłynęło to na mnie jakoś, ale wciąż zastanawiam się jak można zbić małe dziecko, zamiast na spokojnie mu wytłumaczyć.

SucciKae Odpowiedz

Jak "jeździłam" plastikową wywrotką (ręce na wywrotce, nogami po ziemi) to ŹLE, ZOSTAW, NIE RÓB TAK, BO SIĘ KÓŁKA WYKRZYWIĄ.
Ale jak inne dzieci zamknęły mnie w kiblu i trzymały wszystkie na raz drzwi to spoko.
Jak inna dziewczynka mnie biła kiedy tylko wzięłam jakąś zabawkę z półki, bo ONA AKURAT CHCIAŁA SIĘ NIĄ BAWIĆ to ok.
Jak rzygałam po kakałku na deserek bo nietolerancja laktozy to jak kto, ktoś się źle poczuł? pewnie blef, jak można nie lubić kakałka.
Jak jako jedna z pierwszych umiałam czytać i widziałam, że na plastikowej teczuszce mama na białej tasiemce wyraźnie napisała moje imię i nazwisko, ale inna dziewczynka uznała, że NIE, TAM JEST JEJ IMIĘ I NAZWISKO i mi ją wyrywała z rąk przez 15 minut pod biurkiem przedszkolanki to wszystko w porządeczku.
Mnie rodzice posłali tam jeszcze na miesiąc wakacji. Koszmar. Wszystkie dzieci podzielone na 2 grupy (żłobek, czyli do 3 r. ż. włącznie, oraz "reszta" czyli 4-6 r. ż.), nie wiem jak żłobek, ale nas wrzucili do jakiejś dużej sali, dwie/trzy przedszkolanki i grupa bodaj 50 dzieciaków. I przymusowe leżakowanie (bo 4-latki musiały, więc wszyscy musieli), a jak się poruszysz, to darcie mordy że masz spać. Byłam dość wysoka jak na swój wiek, mieściłam się tylko na największych leżakach. Zawsze brakowało. Zawsze jakieś mikrusy z sześciolatków dla siebie zgarnęły, bo były starsze, to im się należało.
A traumę do buraków mam do dziś. Tfu.

KwK Odpowiedz

Byłaś mocno przewrażliwiona...

nata Odpowiedz

Oj chyba przesadzasz, czesc tych sytuacji nie powinna miec miejsca, ale to nie powod do traumy.

Kezia Odpowiedz

ogolnie czasy przedszkola wspominam bardzo dobrze ale dopiero po zmianie, moje pierwsze przedszkole a raczej ludzie tam pracujący byli okropni , do tej pory pamiętam jak wmuszali we mnie klopsa rybnego a że ja nie znosiłam ryb we wszelkiej postaci od dziecka nie było możliwości żebym to zjadła , dostałam zakaz odejścia od stołu dopóki nie zjem , finał był taki że po prostu zwymiotowałam na talerz i uciekłam do lazienki.

Zobacz więcej komentarzy (6)
Dodaj anonimowe wyznanie