#Akwlu
1. Byłem dziwnym dzieckiem. Jako że w latach berbecia piaskownica przed domem była moim królestwem, nie odchodziłem od niej na krok. Robiłem w niej wszystko – od babek z piasku do zaspokajania prostych potrzeb fizjologicznych. Któregoś dnia znalazłem w niej mały kamyk – ot, zwyczajny, szarawy taki. Nie pasował mi pewnie do ogólnej artystycznej koncepcji kupy piachu i kilku desek, dlatego jak najszybciej włożyłem go do nosa. Zaciągnąłem kinolem, poprawiłem gacie i sru do domu. Problemy z tego tytułu mam do dzisiaj, bo kamień tkwił tam dwa tygodnie i wykrzywił mi przegrodę nosową. Wystarczy delikatny strzał po twarzy i już dostaję z niego choroby wściekłych krów (czyt. okresu).
2. Byłem dziwnym dzieckiem. Lat 5, godzina 21, zima. Na dworze ciemno. Tata w salonie przy zgaszonym świetle usypia moją małą 2-miesięczną siostrę. Chcę mu potowarzyszyć w tym jakże ciekawym procederze. Gówn... Nic nie widzę. Siadam na stole zamiast na fotelu. Stół jest ze szklaną szybą. Huk, wycie siostry, wycie moje, drze się ojciec. Wyjmowanie z pośladów miliona szklanych kawałków. Do dziś nie siadam na szklanych stołach. Siostra do dziś ma jakąś nadwrażliwość emocjonalną, łączę to z tamtym wypadkiem.
3. Jakoś w podstawówce był szał pał na granie w piłkę nożną. Haratało się w gałę przy każdej okazji, choć jakiś super sprawny manualnie nie byłem. Leci piłka, to ją kopię. I gdy tak w plenerze beztrosko oddawaliśmy się sportowym emocjom, dziwnym trafem połknąłem komara. Biedak zaplątał się w czeluściach mojego przełyku, a ja jeszcze biedniejszy krztusiłem się ze łzami w oczach. Poszedłem więc w kierunku domu (graliśmy w ogrodzie), aby napić się wody. Idąc, zauważyłem jakąś sklejkę drewnianą, coś przykrywała. Co z tego, że obok mam 20 m² trawnika, przejdę sobie po tym. Gruby jakoś mocno nie byłem, ale namoczona sklejka niestety łupnęła pod moim ciężarem. Wpadłem do miejsca, gdzie odprowadzana jest deszczówka, głębokie toto na dwa metry. Towarzyszyło mi kilka zdechłych żab oraz jakieś liście. Smród niemiłosierny, ubrania do utylizacji, psychika nie pozwala grać w piłkę na świeżym powietrzu.
Problem jest w tym, że mi, zwykłemu zjadaczowi chleba oraz innych big maków, taki pech towarzyszy w życiu codziennym. Mocniejszy wiatr – pokaźna gałąź spadnie mi na łeb. Jedyna mina na trawniku w parku – no ja nie wdepnę? Nowy kubek – przecież ktoś to musi w końcu rozbić! Itd., itd.
Jeśli chodzi o typy ludzi na literę "Pe", to nie jesteś pechowcem, a zwykłą pierdołą. :D Niestety, też na to cierpię. :|
"Jedyna mina na trawniku w parku - no ja nie wdepnę? Nowy kubek - przecież ktoś to musi w końcu rozbić!" - to jest pech? jesteś po prostu niemotą :)
Może powinieneś wyobrazić sobie skutki twoich wyborów. Nie wiem jak teraz ale to nie jest pech, że rozwaliłeś nos, deskę czy stół tylko głupota. Ja sama jestem pechowa ale jak myślę o tym co robię, to unikam wypadków. Rozumiem, że tego nie da się tak pozbyć ale można to zminimalizować.
Przypomniał mi się cytat z jednego kabaretu i pechowcu: 'Jak ja widzę nadlatującego ptaka... to ja już nie uciekam'.
Jak byłam gówniakiem to bardzo często miałam koszmary dotyczące topienia się w takich miejscach. Czyli jednak nie były to bezpodstawne obawy. :S
Najgorszy możliwy koszmar 😱
Pech? Opisane tu sytuacje zafundowales sobie na własne życzenie.
Wow! Sroga karma kolego xD
Uśmiałam się 😂😂😂
Mam podobnie. Nigdy się ze sobą nie nudzę 😁 i bardzo mi się to podoba 😁
Ożeń się ze mną. Minus i minus daje plus (czytaj mój i twój przegryw).