#ErFj0

To było dawno już temu. Miałem wówczas 23 lata i zero hamulców w melanżowaniu. Spędzałem wakacje w takiej malutkiej, mazurskiej wiosce, gdzie psy dupami szczekają, a komary formują związki zawodowe. Spaliśmy w domkach kempingowych położonych przy samym lesie. Dużym, gęstym, strasznym lesie. Impreza trwała w najlepsze, gdy ja postanowiłem odcedzić kartofelki. Poszedłem więc w stronę wspomnianej kniei. Kiedy już załatwiłem swoją potrzebę, wpadłem na głupi pomysł krajoznawczej wycieczki po gęstwinie. Animuszu dodała mi butelczyna z samogonem, którą ściskałem w dłoni. Prosto, w lewo, w prawo, prosto, w lewo... Po kilkunastu minutach znudziła mi się cała ta leśna podróż. Z trwogą odkryłem też, że bateria w moim telefonie ma zamiar paść i za chwilę jedynym źródłem światła będzie moja promieniująca głupota. Ruszyłem w drogę powrotną. Prosto, w lewo, yyy... w lewo, yyy... prosto? Pyk! Komórka zdechła. Zapanowały ciemności. I to takie mazurskie, czyli najgorsze z możliwych. Przez dobrą godzinę kluczyłem po lesie, wpadałem na drzewa, potykałem się o jakieś chęchy, lądowałem w bagnach, a raz nawet wpierdzieliłem się do jakiejś borsuczej nory. Poddałem się. Utytłany, pokiereszowany, z pustą butelką w dłoni, przysiadłem na jakimś spróchniałym konarze, aby zapłakać nad swym losem rozpaczliwie. I wtedy, gdzieś tam z daleka, doszły mnie słowa, których autorem mogło być chyba tylko jakiś mądre, leśne bóstwo: „♫ Życie to są chwile, chwile...Tak ulotne, jak motyle...
A zegar daje znak, nie zatrzymasz go i tak... ♫”. Mało nie połamałem sobie kończyn, biegnąc w stronę tego anielskiego głosu. Wydostałem się z puszczy, wpadając wprost na drewniane ogrodzenie posesji jakiegoś chłopa, co to razem ze szwagrem rozkręcał właśnie domówkę w rytmie zespołu Akcent. Wiedziałem już gdzie jestem i pięć minut później, dziękując Zenonowi Martyniukowi, wróciłem w glorii i chwale do moich przyjaciół. Ci nawet nie zauważyli mojej absencji, bo pogrążeni byli w rozkoszowaniu się lokalnymi delicjami o mocy paliwa rakietowego.
Do dziś rugam każdego, kto krytykuje Zenka. Gdyby nie jego aksamitny głos, skonałbym gdzieś pomiędzy łopianem a modrzewiem europejskim. Zenek Martyniuk uratował mi życie!
micbea Odpowiedz

Mnie też Zenek Martyniuk uratował życie. Po wypadku leżałem w śpiączcie. Nie było ze mną kontaktu w ogóle, ale ja słyszałem co się wokół mnie dzieje. I nagle w telewizorze na sali szpitalnej poleciał utwór “Oczy zielonie” – jak tylko usłyszałem, to się wybudziłem ze śpiączki i podbiegłem do telewizora, żeby go wyłączyć. Dziękuję Ci Zenku!

Jasnosiwa

A swistak siedzial i zawijal w sreberka, prawda?

ToTylkoJa90

Jasnosiwa Wzięłaś powyższy komentarz na serio? 😮

Hiimkasia Odpowiedz

"i za chwilę jedynym źródłem świata będzie moja promieniująca głupota" kocham 😂

AmziToIzma Odpowiedz

Jestem z Mazur i jestem dumna z naszych lasów!

Bezubez Odpowiedz

Zgon byś zaliczył, nie skon.

przeztweoczytweoczy Odpowiedz

Słuchałam jego piosenki przy wymyślaniu nicku 👍

Pingwinzlasu Odpowiedz

Przy związkach zawodowych śmiechłem. Nie znałem tego. 😀

Dragomir Odpowiedz

Przecywiołbyś do rana i byś się odnalazł jakoś, nie wyolbrzymiaj.

nata Odpowiedz

Niby nic nadzwyczajnego, ale super napisane 😃

HannahBaker Odpowiedz

No chciała bym zobaczyc modrzew europejski w srodku lasu ;)

honey100

A dlaczego nie?

Jasnosiwa Odpowiedz

Wyznanie swietnie napisane :D

Zobacz więcej komentarzy (2)
Dodaj anonimowe wyznanie