#Ew5Tk
W komentarzach widziałem debatę nt. spekulacji co mogło doprowadzić do rozpadu tego małżeństwa. No to mogę tylko napisać, że po pierwszej zdradzie żony, którą jej wybaczyłem, zapomnieliśmy jak powinno się okazywać uczucia partnerowi. Jestem leniem, który robi tyle, ile musi, równie dużym, o ile nie większym leniem jest moja jeszcze niestety żona. To tyle by opisać, że żadne z nas ideałem w związku nie było. Sęk jednak w tym, że od czasu tamtego wyznania żona stwierdziła, że mnie nie potrzebuje, chce być wolna, nie tłumaczyć się przed nikim gdzie, z kim i co robi, dlatego też odchodzi... Przyznała się, że ma kogoś nowego. Zresztą co tu się nie przyznawać, skoro od podjęcia decyzji o rozejściu (około miesiąc temu), też od około miesiąca nocowała weekendami poza domem, a teraz też w środku tygodnia.
Tak że no tak, debilem byłem wierząc, że po pierwszej zdradzie nie zrobi tego ponownie. No... ale mam dopiero 29 lat, widocznie musiałem doświadczyć, żeby uwierzyć...
Człowieku, masz 29 lat... Jeszcze całe życie przed Tobą! Zamknij etap tego małżeństwa za sobą i do przodu.
Nie doświadczyłam zdrady, ale moja mama zawsze mnie uczyła, że zdrady się nie wybacza nigdy i zakodowało mi się. Nie wiem, może i są związki, w których ludzie sobie wybaczyli zdradę i byli jeszcze razem szczęśliwi, ale wydaje mi się, że na postawie Twoich doświadczeń lepiej Ci będzie przyjąć na przyszłość taką samą zasadę - jeśli partnerka zdradzi, odchodzisz od razu.
"jeśli partnerka zdradzi, odchodzisz od razu."
.
Lub prościej - wyrzucasz partnerkę, jeżeli to możliwe. Niech kłopot ma ten, kto zawinił.
Dowody zbieraj, jak się puszcza na boku, to z małżeństwa niech wyjdzie w samych gaciach
Zdrady się nie wybacza, od tego zacznijmy
* więcej niż raz. Błąd można raz popełnić, więcej niż raz to już skłonność.
Żadnej się nie wybacza, czy to pierwsza, czy nie. Zdradza raz, zrobi to kolejny raz. Niestety ale z moich doświadczeń (i nie tylko moich) wynika, że tak jest.
Wiem że tu są sami nieskazitelni, ciekawe tylko skąd tyle zdrad skoro każdy taki moralny i z takimi zasadami...no chyba że to są same "wyjątkowe sytuacje".
Z moich doświadczeń wynika, że osoby, które głoszą takie proste, kategoryczne zasady najczęściej mają kwadratową moralność. Ile razy już słyszałam, że „dla dzieci zrobiłbym wszystko”, „zdrady się nie wybacza”, „jak komus alkohol smakuje, to znaczy, że ma problem”. A potem nie widzą, jak w obronie własnego dziecka potrafią zgnoić inne dziecko, albo nauczyciela. Jak są obojętni na rozwijającą się depresję żony/męża, jak latami ignorują ich potrzeby, wyśmiewają ich problemy. Olewają wieloletnie przyjaźnie, bo dziewczynie/chłopakowi coś nie pasuje. Mój znajomy kiedyś z satysfakcją opowiadał, jak zablokował swoją byłą dziewczynę. Byli ze sobą całe dorosłe życie (+-7 lat), rozstali się pokojowo i niedługo po tym odkryto u niej poważną chorobę, więc potrzebowała rozmowy z kimś komu ufała… Ale przecież oni są krysztalowi, to wszystko w imię zasad, tak się robi i już! Tak że ja staram się unikać osób, które mają przekonanie, że świat jest czarno-biały, bo wiem, że prędzej czy później padnę ofiarą takich zasad.
Ciekawe spostrzeżenie @MaryL.
Ja sam kiedyś miałem takie "zasady" - nie zdradzę. A potem...potem żyłem jak ostatni degenerat moralny. Zdradzałem. Co z tego że żałowałem, jeśli nie umiałem się oprzeć pokusie. To nie był raz przypadkowo, bo alkohol czy coś. To było podwójne życie. A potem pytałem sam siebie, dokąd to prowadzi, gdzie jest jakaś granica...nie dało mi to szczęścia, nie sprawiło że jestem fajniejszy. Ktoś kiedyś bawił się moimi uczuciami, a potem ja bawiłem się czyimiś...a to wszystko jest g.wno warte, bo jest nieszczere.
Kiedyś, kiedy byłem taki "moralny" nie chciałbym znać siebie samego gdybym wiedział, jak będę żył. Ale to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że wiem, że nie chcę już nigdy mieć tych rozterek, już nigdy tego podłego moralniaka, już nigdy nie chcę być taki jak byłem.
Dobrze wiem jakim byłem squrwielem i naprawdę mi przykro. Nie bronię innych zdradzających. Ale nie jestem święty i wiem, że czasami trzeba przejść przez złe drogi żeby coś odneźć, zrozumieć, dostrzec i umieć to docenić. Kobieta, z którą się odnalazłem to właśnie taka osoba, której nie umiałem docenić i którą bardzo zraniłem. A teraz, kiedy myślę o tym ile dla mnie zrobiła i o tym co mi powiedziała kiedyś, chce mi się ryczeć, ile było w tym dobra i miłości...dlatego nie oceniam nikogo tak pochopnie w tej sprawie, bo sam stałem po obu stronach barykady.
@Dragomir, Uau, bardzo odważne i szczere wyznanie. Powiem Ci, że też kiedyś przez dłuższy okres robiłam rzeczy, po których miałam moralniaki (akurat nie o zdradę chodziło). Dokładnie tak samo mówiłam - nie chce już więcej tego czuć. Zawsze kiedy myślę o tym okresie w moim życiu widzę go jako ciemny, szary, ciężki. Rzutowało to na wszystkie dziedziny mojego życia i do teraz rzutuje.
Nie chce ci radzić, bo nie przeżyłam tego co ty, ale jak już tak się surowo oceniasz, to weź też pod uwagę, że to nie jest normalne, że permanentnie robi się rzeczy wbrew sobie, po czym czuje się źle. Musi się zadziać jakaś krzywda w zyciu człowieka, poczucie niesprawiedliwości, pustki czy bezradności, przed czym próbujesz się bronić. I to popycha i utrzymuje w takim działaniu.
Ja bym tylko chciała nieśmiało wtrącić, że jedna zdrada nie oznacza pewnej lawiny kolejnych zdrad. A przynajmniej mam taką nadzieję.
W przypadku innych par - oczywiście. W tym opisanym przypadku jednak lawina ruszyła.
Chce być wolna XDD Od czego? Od swojego beznadziejnego charakteru? Tego faceta pewnie tez zostawi po paru latach, jak nie miesiącach. Ty znajdziesz sobie kogoś lepszego, kiedy jesteś wolny od niej albo będziesz szczęśliwy ze sobą, w każdym razie ułożyć sobie życie na nowo, o wiele lepiej ;) Sama jestem młoda i jeszcze nie wiem, jak to jest, ale jak ktoś niżej napisał - dopilnuj, by wyszła z samych gaciach z tego małżeństwa :). Jeszcze wiele życia przed Tobą