#FMKLW
Sam jestem po 30-stce, jakoś udaje mi się żyć w miarę godnie, a to czasem w naszym kraju nie łatwe. Jak każdy mam swoje problemy, jedne mniejsze drugie większe. Lecz strasznie irytuje mnie to że codziennie rano muszę przywdziać maskę "uśmiechu", założyć zbroję "zrozumienia", i zabrać ze sobą tarczę "wsparcia" i miecz "wiary we własne możliwości", wszystko po to by dać "moim" dzieciakom wiarę w siebie, by miały miejsce w którym mogą czuć się swobodnie tak by przebierając się w szatni przed zajęciami mogły zostawić w niej wszystkie swoje troski i problemy. Wiem, że codziennie muszę dać z siebie 120% by ich podtrzymać na duchu, wesprzeć dobrym słowem i dać im przykład a niekiedy i posłużyć radą. Na szczęście na ten moment się to udaje całkiem nieźle, z czego jestem zadowolony.
Jednakże... W środku siebie czuję, pustkę, brak celu, brak szczęścia, spełnienia, dopadła mnie szara codzienność, samotność. Moje życie jest monotonne, a niestety brak kogoś obok nie pomaga w powyższych problemach. Czuję, że zdecydowanie jest więcej osób które biorą ode mnie energię niż ją dają. Coraz częściej się zastanawiam co daje mi siłę i motywację by dalej iść do przodu. I nie wiem skąd taka siła się we mnie znajduje. Zawsze mimo przeciwności losu jakoś się udawało, może to ten u góry ma nade mną piecze. Nie wiem. Za to wiem, że beze mnie wiele młodych osób na początku swojej drogi życiowej może zbłądzić ale zawsze mogą przyjść i się wyżalić, zapytać o radę słowem "co trener by zrobił?". Nie wiem ile wytrzymam ale moi drodzy, pamiętajcie, że Ci młodzi ludzie patrzą na nas i skądś muszą brać wzór i przykład.
Wszystkiego dobrego dla Was wszystkich i pamiętajcie, po burzy zawsze przyjdzie słońce :)
Do wszystkich mówiących "hurr durr, kiedyś też było ciężko ale ludzie dawali radę!!!"
Usiądźmy w kółeczko i zastanówmy się czy pokolenie 40-50 latków, ich ignorowane traumy, powszechny alkoholizm, nikotynizm, depresje i zwłaszcza wśród panów powszechne samobójstwa mogły mieć wpływ na to że ich nie nauczone zrozumienia i radzenia sobie z emocjami dzieci, nie rozumieją i nie radzą sobie z emocjami.
Jakieś pomysły?
Czy to może być jakoś powiązane?
Hmmm....
Cystof.
Otóż to. Podobnie ma się rzecz, gdy ktoś mówi: bicie dzieci jest potrzebne, mnie mama biła i dzięki temu wyrosłem na ludzi!
Po czym patrzysz na delikwenta, a ten nadużywa alkoholu, ma stany lękowe, jest agresywny, zamknięty w sobie, boi się bliskości itd.
No faktycznie, wyrósł na ludzi...
Jeśli chodzi o presję rodziców, obgadywanie i inne problemy, to były zawsze w naszych czasach też i od tamtej pory nic się nie zmieniło jeśli chodzi o psychologów szkolnych. Tylko kiedyś nikt się nad problemami psychicznymi nie rozdrabniał.
Największą potrzebą emocjonalną dzieci, kompletnie niezrozumianą i ignorowaną, jest potrzeba więzi z opiekunami. Tyle, że rodzice, którzy nie mieli jej z własnymi rodzicami, nawet nie rozumieją, czym ona jest. Nie tylko nie wiedzą, jak ją zbudować. Oni nawet nie wiedzą, że POWINNI to zrobić! A potem mają pretensję, gdy nastolatek ma ich w dupie, gdy ważniejsi są dla niego znajomi, gdy o niczym im nie mówi. I dawaj narzekać, jaki ten dzieciak zły, jak go koledzy zepsuli...
Brak więzi z rodzicami to największy dramat dzieci. Które głodne połączenia próbują go nawiązać z rówieśnikami, nauczycielami, trenerami. Z kimkolwiek.
Zainteresowanym tematem polecam 2 fenomenalne książki: Gabora Mate "Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów, oraz "W głębi kontinuum" Jean Liedloff. Obie pozycje pokazują tę samą kwestię, ale z dwóch punktów widzenia - w pewien sposób uzupełniając się wzajemnie. Jak dla mnie to lektura obowiązkowa dla rodziców. I każdego, kogo interesują kwestie społeczne oraz rozwój własny.
Autorze. Takie ciągłe dawanie wyjaławia, jeśli nie bierzemy nic w zamian. Zatem zastanów się, czemu nie czerpiesz radości i przyjemności z kontaktów z tymi dzieciakami? Czemu nie pozwalasz na przepływ w dwie strony? Myślisz, że te dzieci nie mają nic do zaoferowania? Że to pasożyty, które potrzebują tylko brać? Błąd. Dzieciaki, nawet te bardzo skrzywdzone i głodne miłości, nie tylko potrafią hojnie i bezwarunkowo obdarowywać. One wręcz potrzebują tego do prawidłowego rozwoju!
Popatrz w to, co te dzieci chcą Ci dać. One też mają wiele miłości, radości i piękna do zaoferowania. Wpuść to do swojego życia, dla dobra Was wszystkich.
Niby jak coraz większy % młodzieży z problemami psychicznymi miałby wynikać z powodów, które tu podałeś? 20-30 lat temu do szkolnego psychologa/pedagoga nikt nie chodził. Rodzice pracowali w polu a później ogarniali dom, niewiele mieli czasu dla dzieci, których mieli całą gromadkę. Dzisiejsze dzieci są po prostu koszmarnie nieprzystosowane i z kompletnie niczym sobie nie radzą.
Też to widzę. I nie dziwi mnie, że coraz więcej nastolatków cierpi na różne choroby psychiczne.
Ostatnio mam jakoś podobnie. Daj znać, jeśli chciałbyś pogadać tak po prostu.
A poza tym brzmisz jak fajny, dobry człowiek i życzę ci wszystkiego dobrego. Dzieciaki mają szczęście, że trafiły na ciebie :)
Ze szkolnymi psychologami najczęściej jest tak że tylko pogarszają problemy uczniów, w dniu całą szkoła się dowiaduje jaki dana osoba ma problem
Pamiętaj, po burzy zawsze przyjdzie słońce.
Ale nie, jeśli jest to burza śnieżna, zimą, za kołem podbiegunowym.