Moja ciotka postanowiła przejść na dietę. Dieta cud, wymyślona z koleżankami. Pieczywo razowe i plasterek szynki na śniadanie, dwa plasterki na obiad, jeden na kolację. Plus jabłko. Zaczęła mieć problem z cerą, z włosami. W Internecie znalazła chorobę. Poszła do lekarza, by dostać skierowanie na badanie. Lekarka szybko stwierdziła, że to żadna choroba, tylko brak witamin. Powiedziała, że ciotka powinna jeść więcej warzyw i owoców. Jakie ciotka wyciągnęła wnioski? Że lekarka na pewno zazdrości jej super figury i dlatego z zawiści, chcąc zepsuć ten efekt, każe jej jeść owoce, bo przecież owoce to cukier, jak słodycze, a każdy wie, że jak dieta, to nie słodycze...
Niektórzy ludzie zawsze wiedzą lepiej.
Dodaj anonimowe wyznanie
Wspaniałą samoocenę ma ciotka i nieco paranoiczne podejście, skoro myśli, że inne osoby, które rzadko spotyka, obchodzi na tyle, by chcieć jej pokrzyżować plany.
Zaburzenia odżywiania to problem psychiki, więc nie ma nic dziwnego w zachowaniu ciotki.
A chleb to niby co jak nie cukier? Może złożony, ale też.
Ale owoce to jest cukier i lepiej ich nie jeść za dużo, zwłaszcza na diecie. Myślę, że wiele diet nie daje efektów właśnie przez to przekonanie, że owoce to bomba witamin i samo zdrowie.
Przy insulinooporności pewnie tak.
A nie ma anoreksji przypadkiem