Ojciec od kilku(nastu) lat robi porządek w piwnicy. Jak to na polską rodzinę przystało, mamy tam masę rzeczy zachomikowanych przez lata. Sprawdzam dzisiaj maila, a tam mail od ojca z zestawieniem w Excelu wszystkich możliwych przetworów, z uwzględnieniem pochodzenia (od których dziadków, który sklep), datą produkcji i spożycia, objętością i ilością. W spisie znalazły się też rzeczy, których nie ma.
Więc jeżeli spytasz mnie np. o brzoskwinie, to powiem Ci, że mamy 2 puszki, Harvin, ważne do 2012, znajdujące się na regale z kompotami.
Dodaj anonimowe wyznanie
Twój ojciec to nowoczesne (excelowe) wcielenie przydasia.
Zbieracza przydasiów
Wybaczcie, może wyjdę na głupka, ale co to jest przydaś?
Kanal90 Przydaś - coś co się przyda.
Kanal90 "przydaś" to takie coś, co w danej chwili nie jest ci potrzebne, ale chomikujesz to na wszelki wypadek, bo a nuż kiedyś się przyda ☺
No a główna nazwa to w sumie liczba mnoga, czyli "przydasie":
- Co to jest?
- Przydasie.
:D
Aaa, dziękuję za odpowiedzi :D mam teraz nowe słowo w osobistym słowniku :)
Moja lekka obsesja na punkcie układania i segregowania właśnie dostała orgazmu.
Wypożyczysz tatusia na tydzień? Mam pełną piwnicę WSZYSTKIEGO...
Wujek Mariusz? O.o
Spytaj taty, czy nie chce mi wielkiej szafy posprzątać :(
Twój ojciec powinien być magazynierem
I co w tym dziwnego? Też mam spis jedzenia, tylko że w chmurze, jak idę do sklepu to wiem czy muszę coś kupić (z zapasów z długim terminem ważności), nawet jeśli nie ma tego na liście zakupów. Bo ja niej zazwyczaj widnieją świeże produkty, potrzebne do dań które mam zaplanowane w kalendarzu na najbliższy tydzień. A jak wpadnę na to żeby np. upiec ciasto chodząc po sklepie, to nie muszę się zastanawiać ile mi do niego brakuje. Możecie się śmiać ale to jest jednorazowa robota, która później oszczędza mnóstwo czasu, a poza tym nie gromadzę niepotrzebnie rzeczy i nie tracę pieniędzy i czasu chodząc co chwilę do sklepu. Nie mówiąc już o tym, że jem przez to bardzo zdrowo, bo nie ma sytuacji "jestem głodna więc rzucę się na byle co", także w sklepie - bo jak się chodzi głodnym do sklepu to się kupuje pierdoły. Planuję też posiłki z wykorzystaniem maksymalnej ilości jedzenia, które już mam. A mam sporo, bo kiedyś robiłam zakupy na oko. Jedna sytuacja mnie tego oduczyła - nagła potrzeba przeprowadzki. Miałam 2 miesiące na zjedzenie zapasów i nie udało się, trzeba było dźwigać i też miałam mniejszą kuchnię, w której to się nie mieściło. Po co w ogóle przetrzymywać jedzenie, którego się nie je? Tym bardziej jeśli ojciec ma w piwnicy, to łatwo się obejść bez, a przecież jest po to, żeby to w końcu skonsumować.
Gdy jadę np. do domu rodzinnego to widzę że mama nic nie może znaleźć, w szafkach ma bałagan, jak się pytam czy coś jest, bo będę potrzebować do ugotowania obiadu, to prawie zawsze mówi że nie wie, a czasem się zdarza że powie że jest, a nie było. Ostatnio znalazłam 8 słoików musztardy, ogromną paczkę budyniu (rodzice nie jedzą takich rzeczy) i 5 przypraw do piernika, ale nie było np. herbaty.
Pewnie nie każdy tak ma, ale ja czuję się źle, kiedy żyję w bałaganie i z mnóstwem niepotrzebnych rzeczy. Lubię mieć pod kontrolą swoje potrzeby i ich realizowanie, bo mam wtedy taką "czystą" głowę, a i żyje się mi o wiele łatwiej :)
Ale, on ma przynajmniej kontrolę nad przydasiami - ma listę. W większości domów nie ma nad tym kontroli. Wiadomo, że gdzieś to było, pytanie tylko gdzie. I takiego przydasia, który był potrzebny w danym momencie znajduje się przypadkowo po 2 miesiącach.
Jak skończy robić porządek w piwnicy, powiedz żeby podjechał do mnie. Też trzeba w końcu ogarnąć zapasy robione od lat przez mamę.
Po co wam brzoskwinie ważne do 2012?