#PySHL
Zdawałam sobie też w 100% z tego sprawę, że poznanie osoby w zbliżonym wieku która była bez żadnych przejść i która jednocześnie będzie dla mnie graniczyło z cudem. Koniec końców po wielu próbach udało mi się znaleźć tego w miarę "idealnego" i który jest moim aktualnym mężem. Mój mąż jest o 4 lat starszy ode mnie, zarabia naprawdę bardzo dużo pieniędzy (oczywiście nie jestem żadną gold-diggerką i nie był to aż taki priorytet - zresztą mamy podpisaną intercyzę) dba o siebie i jest dla mnie atrakcyjny, ale niestety jak się można domyśleć jest facetem po przejściach. Miał żonę, która z racji tego że jest lekarką zarabia bardzo dobrze - porównywalnie do mojego męża. Oczywiście to że miał żonę z którą się rozwiódł to jeszcze nic złego, problemem jest to że mają razem już 16-letnią córkę, Oczywiście to nadal nie jest duży problem, bo dziewczyna to nie niemowlak czy dziecko, ona już za chwilę będzie dorosła. No i właśnie gdzie leży konkretnie problem? Największy problem moim zdaniem leży w alimentach które on musi na nią płacić.
Zanim ktoś się oburzy i zapyta :"No, ale przecież to normalne że rodzic musi płacić alimenty na swoje dziecko, więc gdzie widzisz problem?" To już spieszę z odpowiedzią, że absolutnie nie mam żadnego problemu z alimentami, zgadzam się że to normalne, że on na nią płaci. Problem zatem nie jest w samych alimentach tylko w jej wysokości. To nie jest naturalna kwota którą zwykle się płaci typu 500-1000 zł, on płaci na nią aż 6000 zł miesięcznie. Dziewczyna dostaje wyższe alimenty od swojego ojca niż zarabia większość z nas na rękę i prawie napewno będzie takie dostawać przez najbliższe 2-3 lata.
Kiedy mu mówiłam że ta kwota to jakiś kosmos, to on mnie tylko zbywa tekstami że to nie jest moja sprawa itp. itd. dodam jeszcze że alimenty on sam w porozumieniu ze swoją byłą żoną dobrowolnie podwyższa. Dwa lata temu płacił 4500 zł, od 2023r podniósł do 5 tys. zł, no i teraz od 2024r płaci już 6 tys. zł, prawdopodobne od 2025r będzie przelewać swojej byłej na konto 7 tys. zł. Ja rozumiem, że można kochać swoje dziecko, ale powinna być jakaś granica po między miłością a dawaniem siebie wykorzystywać na pieniądze.
Ja nadal nie rozumiem Twojego problemu. Twój mąż ma dziecko, za które ponosi odpowiedzialność. Wydaje na nie swoje pieniądze, Ty na tym nic nie tracisz. Jak Cię tak to boli, to wyobraź sobie, że zarabia te 6 tysięcy miesięcznie mniej.
Tutaj nie ma wielkiej filozofii do rozumienia - problem autorki nazywa się "pazerność".
Związałaś się z facetem, który ma dziecko. To oczywiste, że jeśli mu zależy na młodej (a powinno), to będzie chciał jej zapewnić jak najlepsze warunki. Jeśli uważa, że jest potrzeba takich alimentów, to takie płaci. Mogłabyś mieć coś do powiedzenia gdybyście funkcjonowali w normalnym małżeństwie (w sensie domyślnie w polskim prawie małżeństwo = wspólność majątkowa), ale macie nowoczesny model każdy sobie, więc rzeczywiście - to nie Twoja sprawa
No nie wiem jak na gruncie normalnej dyskusji da się uzasadnić alimenty w kwocie 6tys zł ? Przypominam że co do zasady alimenty powinny iść zawsze na niezbędne potrzeby dziecka, a bardzo trudno jest udowodnić co dziecko potrzebuje za te 6tys zł miesięcznie ?
Prywatna szkoła, dodatkowe zajęcia, może jazda konno...to kosztuje i to sporo. A bogaci rodzice chcą zapewnić swojemu dziecku dobrobyt. Może przelewa taką kwotę żeby wysłać córkę na studia na Harvard czy inne jakieś widzimisię amerykańskie czy brytyjskie. Ma taką możliwość finansową, to tak robi. Jego sprawa, podpisałaś intercyzę czyli póki co nie masz prawa zaglądać do jego portfela (lub nowocześniej konta)
Uważam, że alimenty powinny iść na te niezbędne podstawowe potrzeby dziecka, ale dla mnie alimenty to minimum z minimum. Normalny kochający rodzic na miarę możliwości nie żałuje pieniędzy na dziecko (bez jakiegoś rozpieszczania oczywiście). Nawet w pełnych rodzinach, którym dobrze się wiedzie finansowo, dziecko nie jest utrzymywane na minimalnym poziomie przeżycia. To normalne, że rodzice chcą dla swojego dziecka jak najlepiej. Ma możliwość dbania o swoje dziecko, więc to robi. I przede wszystkim to nie twoja sprawa, bo to jego pieniądze. Za to jeśli w parze z wysokimi alimentami idzie też czas spędzany z tym dzieckiem, to twój mąż jest dla mnie wspaniałym człowiekiem.
A teraz postaw się w sytuacji Autorki i pomyśl, że Twój mąż wydaje masę pieniędzy na dziecko które nie jest Twoje. Ponieważ zarabia dużo kasy, to całkiem możliwe że pochłania to wiele godzin dziennie. A do tego każda wolną chwilę spędza z wyżej wymienionym dzieckiem. A potem pomyśl ile byś wytrzymała w takiej sytuacji, będąc zawsze tą drugą.
Dragomir po prostu bym się na to nie pisała. Ona wiedziała o sytuacji męża, bo takich rzeczy nie da się ukryć. Miała wybór. Podpisała nawet intercyzę, więc te pieniądze nie powinny jej nawet obchodzić. Dopóki jest w stanie się wspólnie z nią utrzymać, to nie widzę problemu.
A nie wiemy, ile czasu spędza ten człowiek z córką. Mam nadzieję, że choć trochę, ale autorka o tym nie wspomina, więc zakładam, że tu problemu nie ma.
No właśnie. Ty byś się nawet nie podjęła. Ona się podjęła ale sobie nie radzi z jego bagażem.
Jeśli kiedyś zechcesz ułożyć sobie z kimś życie posiadając dzieci, to może wtedy zrozumiesz ze nie wszystko jest zerojedynkowe. Jak na razie prezentujesz postawę przypisywaną Marii Antoninie (prawdopodobnie niesłusznie), która w reakcji na szturm głodnego tłumu, który skandował że nie ma chleba, odpowiedziała - nie mają chleba? Niech jedzą ciastka.
Dziękuję i nie mam więcej pytań.
Dragomir, gdyby było jej źle, że mąż tyle pracuje, zrozumiałabym. To głównie przekreśliłoby dla mnie taki związek. Ale ona sama mówi, że też dużo pracuje i... nie narzeka na to.
Gdyby problemem było to, że spędza za dużo czasu z córką i dla niej go już nie ma. Zrozumiałabym i współczułabym. Ale też o tym autorka nic nie wspomina.
I serio to są sprawy, które mogą przeszkadzać, choć niekoniecznie możemy coś z nimi zrobić. I nie twierdzę, że to wszystko jesy zero jedynkowe.
Ale litości! Jej przeszkadza, że jej mąż, z którym podpisała intercyze wydaje SWOJE PIENIĄDZE, które SAM ZAROBIŁ. Te pieniądze NIE SĄ JEJ, NIE SĄ nawet ICH. Są JEGO. I może sobie za nie kupować nawet miliony wykałaczek, a jej nic do tego. Wydaje za to kasę na SWOJE DZIECKO i nie jest to w porównaniu do jego zarobków dużo.
Jestem wielką fanką intercyzy i konta, na które małżonkowie przelewają określoną kwotę na wspólne życie. Ale z resztą kasy chcę móc robić sobie co mi się podoba bez wtrącania się kogoś, do kogo ta kasa nie należy. Mąż autorki też ma do tego prawo.
Gdyby ta kasa była wspólna, sytuacja wyglądałaby inaczej, ale to nie jest ICH kasa. Tylko JEGO. A ty ciągle ten fakt ignorujesz. Równie dobrze autor zamiast córki mógłby mieć drogie hobby i na nie wydawać tyle kasy mięcznie. Nadal zostają mu 24 tysiące.
Nie ściemniaj teraz. Kilka komentarzy wyżej piszesz że "2 tysiące trudno uzasadnić", a w wyznaniu, że "500-1000 złotych to naturalna kwota". O 2 tysiące też by cię bolał tyłek, bo jesteś pazerna, i to na cudze pieniądze.
Według mnie, "podwyższa dobrowolnie" nie jest tożsame z "daje się wykorzystywać na pieniądze".
Jeśli zawarta przez Was intercyza ustanawia Waszą rozdzielność majątkową, no to istotnie - nie Twoja sprawa.
Bardzo cięzko jest uzasadnić alimenty w kwocie 2tys zł, a co dopiero 6tys zł, więc też cięzko będzie bronic tezy że te alimenty są normalne.
@ olga: Której części "to nie twoja sprawa" nie rozumiesz?
@olga1234a nienormalne jest Twoje rzucanie się o nie swoje pieniądze, które też nigdy do Ciebie nie będą należeć. Poświęcaj tyle energii zarabianiu pieniędzy co gadaniu o cudzych pieniądzach to lepiej na tym wyjdziesz.
Trochę rozumiem jednak Autorkę. Wiem też z czego może wynikać jej postawa - po prostu zobowiązanie finansowe na dziecko z poprzedniego związku nie pozwala odciąć się grubą krechą od przeszłości, nikt tego nie lubi za bardzo. Nie będę jechał po niej bo tu nie ma dobrego rozwiązania tak, żeby wszystkie strony były zadowolone - Autorka ze swoją emocjonalnością (serio jestem w stanie to zrozumieć) oraz dziecko i jej matka z, nazwijmy zjawisko po imieniu - z ich materializmem (bo doją z gościa ile wlezie). A on się też zgadza jak kukoldowiec na to, dziwić się ze dziecko potem może nie mieć normalnych znajomych (bo wszyscy są za biedni i nie na poziomie) oraz może może znać wartości pieniądza ani szacunku do pracy. Tak sobie gdybam.
Faktem jest że te pieniądze nie są jej, może to ją boli że z nią ma intercyzę (bo sądzę że to była jego inicjatywa) a dziecku nie żałuje kasy...to nie jest łatwe. Ale zawsze mogła związać się z kasjerem z Biedry na przykład, który jeśli nawet by płacił alimenty to na pewno nie aż tak horrendalnie wysokie. Wtedy by udowodniła swoją miłość, bo do bogatego faceta kobiety się zlatuje jak muchy do kału a do przeciętniaka z niższej półki płacowej już niekoniecznie...ale ci przynajmniej wiedzą, że ich kobiety nie lecą na kasę.
Dragomir, no właśnie trudno powiedzieć czy doją, czy nie. Autorka sama napisała, że była żona zarabia porównywalnie do ojca dziecka (który zarabia jakieś 30k). Nie ma też słowa o tym, jakie jest to dziecko, jakie ma problemy, ani na co dokładnie idą te alimenty. Równie prawdopodobne jest, że idą na ubrania i kosmetyki, jak i edukację i jej hobby. Może nawet część trafia na konto oszczędnościowe.
Poza tym utrzymanie dziecka kosztuje i rodzice powinni się na to składać po połowie (nawet jeśli matkę stać, żeby to robić samemu). Część tych alimentów może iść na połowę tego, co dziewczyna zużyła w domu matki (woda, prąd, jedzenie).
Znamy tylko wersję osoby, która nie ma prawa do tych pieniędzy, a co za tym idzie raczej nie ma też informacji o tym, na co są wydawane.
Nie ma żadnych dowodów, że coś jest z tymi alimentami nie tak, mam tylko nadzieję, że nie są jedynym kontaktem ojca z córką.
Sugerujesz, że utrzymanie dziecka zdrowego (z wyznania nie wynika nic o specjalnych potrzebach typu drogie leczenie specjalistyczne) kosztuje 12 tysięcy złotych miesięcznie?
Może wyłazi ze mnie Janusz, ale skłaniam się ku przekonaniu, że to przesadzona kwota. Jeśli chodzi o dzieci z bogatych rodzin, to najczęściej jest że to pieniądze rodziców a nie dziecka, i że nie dziecko jest bogate tylko rodzice. A tutaj jest przesada. Rozumiem coraz bardziej autorkę. Skoro facet deklaruje związek z nią, a dobrowolnie łoży na dziecko z poprzedniego małżeństwa na przykład dwa razy więcej pieniędzy niż miałby obligatoryjnie ustalone, to jednak coś jest nie tak z jego podejściem do nowej partnerki. To dziecko nawet z nim nie mieszka, a on ładuje kupę kasy gdzie ma z tego tyle samo, co miałby gdyby dawał na przykład 3 tysiące.
W takiej sytuacji Autorka ma prawo czuć się niejako na bocznym torze, kiedy jej mąż przeznacza pieniądze na konsekwencje poprzedniego związku zamiast optymalizować obecny, do którego przecież nikt go nie zmuszał.
Niby rozumiem że to jego pieniądze. Dlatego powtarzam, ta sprawa nie jest łatwa do oceny i ja się powstrzymam od takiej ostatecznej (poprzednio to były dywagacje). Naprawdę nie wiem jak ja bym się zachował na miejscu Autorki, jak i jej męża.
Nie, nie jestem najwspanialszy na świecie jak większość tutaj, ani nie znam się najlepiej na wszystkim, dlatego nie wiem co ja sam bym zrobił.
@Dragomir nie 12. W kwestii tego ile ktoś powinien płacić na dziecko uwzględnia się tez w jakim stopniu się nim zajmuje - mówiąc krótko możesz płacić niższe alimenty, jeśli inwestujesz więcej czasu w dziecko. Dlatego w tym układzie matki nie należy liczyć w połowie, jeśli ona się głównie zajmuje córką, mieszka z nią, itd. Tak się oczywscie zapatruje na to sąd, jak oni to licza między sobą to już nie wiadomo
Dragomir, to co piszesz jest okropne: "on ładuje kupę kasy gdzie ma z tego tyle samo, co miałby gdyby dawał na przykład 3 tysiące." w co niby ładuje kasę i co miałby z tego mieć bo nie rozumiem. Dziecko nie jest od tego, żeby coś z niego mieć, finansowo jest zupełnie nieopłacalne, więc i tak nic by z niego nie miał. Może próbuje zadośćuczynić córce to, że z nią nie spędza czasu codziennie? A może 6k to dla niego niewielka kwota? Skoro autorka też zarabia porównywalnie jak on, to razem mają ponad 50k miesięcznie. Piszesz o jego córce "konsekwencje poprzedniego związku"
- to jest dziecko (nastolatka), a nie konsekwencja i w momencie rozwodu z jej matką nie przestał być jej ojcem i jego obowiązki nie kończą się na płaceniu kasy. I w jaki sposób miałby niby "optymalizować obecny związek" wykorzystując te zaoszczędzone dajmy na to 3k?
@Bulbulator, też mnie to uderzyło. Co to za paskudne myślenie , i patrzenie na relacje jak inwestycje. Na córkę z byłego związku już się nie opłaca wydawać pieniędzy, lepiej inwestować w nową partnerkę, bo przynajmniej coś z tego "ma" (?). Obrzydliwe. Swoją drogą, pełno jest komentarzy że na co dziecku tyle pieniędzy. A może on chce zadośćuczynić też żonie, bo z tego co rozumiem to córka jest z nią i to na żonę spada cały ciężar ogarniania rzeczywistości z dzieckiem. Dzięki temu gość może sobie łatwo układać na nowo życie z roszczeniowymi lalami
"Coś z tego mieć" czyli kontakt z dzieckiem na takim samym poziomie i z taką samą częstotliwością jak ma obecnie. Co was uderzyło znowu? Tak, w związek się inwestuje. A dziecko z poprzedniego związku czy małżeństwa to zobowiązanie oraz konsekwencja byłego już związku. W dvpę delikutaśni wszyscy jesteście, zobaczymy za 10 lat jak was życie oszlifuje.
Nie, nie mam obowiązku alimentacyjnego jeśliby komuś przyszły do głowy osobiste wycieczki w moją stronę.
Twój mąż ma rację - co Ci do tego? Dopóki starczy mu kasy na własne/Wasze utrzymanie to może przelewać Jej nawet 100k dziennie. To nie Twoje pieniądze tylko Jego
Napisałaś, że zarabia bardzo dużo, jeśli powiedzmy ma do dyspozycji 30k co miesiąc i 20% tego ma ochotę przeznaczyć na swoje dziecko i kobietę, która najwyraźniej nie jest mu całkiem obojętna, to co w tym złego? Co innego, jeśli jego zarobki są bliżej 10k i jego hojność miałaby sięgać 60% i rosnąć szybciej niż jego zarobki, wtedy może to się stać również Twoim problemem. Moim zdaniem najbezpieczniej będzie zapytać go o to, czy zamierza odciąć na pewnym etapie te alimenty i czy nie uważa, że nagle pozbawić kogoś tak dużego źródła wolnych przepływów gotówki, nie wpłynie negatywnie na przyszłość finansową tych osób. Wiemy, że ludzie bardzo nie lubią obniżać swojego poziomu życia i mogą wpaść na głupi pomysł finansowania swojego poziomu życia kredytem.
Z zarobkami trafiłeś, jest to około 30k zł (zwłaszcza tyle zaczął zarabiac po założeniu swojej wlasnej działalności) jednak nadal te alimenty to jakiś kosmos.
@NiezbytSprytny jezeli troska autorki wynika z powodow, o ktorych piszesz, to rzeczywiscie warto poruszyc ten temat. Pytanie jednak brzmi, czy autorce nie jest zal tej kasy, bo przeciez mogliby na jakies wakacje zamiast tego pojechac, albo auto nowe kupic.
@imtoooldforthisshirt
Tu nie chodzi o żal kasy, bo gdyby to były normalne aliemnty to byłoby wszystko ok, ale te alimenty normalne nie są.
Skoro "nie chodzi o żal kasy", to jaki jest powód dla którego w ogóle zastanawiasz się nad tym czy te alimenty są "normalne" czy nie?
Takie głupie rozdawnictwo (ponad 200k przez najbliższe 3 lata) dobre nie jest. Będzie to dla niej duży szok za te 3-4 lata kiedy kasa się skończy a ona żeby cokolwiek dostać będzie musiała pójść do pracy i zarobić.
Mhm, jasne. W wyznaniu nazywasz dziewczynę problemem (na szczęście nie takim dużym, bo zaraz dorośnie!) a teraz mamy uwierzyć że tak bardzo się troszczysz o nią i o to czy za kilka lat nie dozna szoku. Nie martw się, może twój mąż postanowi kupić jej mieszkanie i samochód i szok nie będzie tak duży? 🙃
Dokładnie, boli cię 200 tysięcy w 3 lata, to poczekaj aż postanowi jej kupić na studia mieszkanie w stolicy 🤭
@olga, a on ma tyle zasądzone, czy sam z siebie tyle daje?
@olga1234a
Piszesz, że dziewczyna przeżyje szok jak dorośnie i alimenty się skończą. A nie pomyślałaś, że ojciec dalej będzie chciał zapewnić swojemu dziecku dobre życie już nie zależnie od zasądzonych kwot? Skoro sam z siebie postanowił przelewać więcej pieniędzy niż musi, to chyba znaczy, że mu na córce zależy i ja bym się nie zdziwiła jakby dalej ją w ten sposób wspomagał lub jak ktoś wcześniej napisał - zainwestował dla niej w mieszkanie, studia, itp.
Żonę boli d..., że córka męża dostaje w ramach alimentów więcej niż ona zarabia i to po "poświęceniu się w 100% karierze zawodowej".
"Dziewczyna dostaje wyższe alimenty od swojego ojca niż zarabia większość z nas na rękę".
Mąż ma rację. To nie Twoja sprawa ani nie Twoje pieniądze. A jak Cię to tak boli to zrób coś żeby zarabiać więcej. Ale radziłabym popracować nad sobą, bo mąż nie będzie miał problemu żeby się rozwieźć z Tobą jeśli będziesz robić problemy z jego więzi z córką oraz z jego opieki nad córką.
Do końca płacenia alimentów bliżej niż dalej, dziewczyna jest prawie dorosła i sama niedługo wyfrunie z gniazda. Szokiem to będzie dla niej jak się okaże że na pieniądze trzeba ciężko pracować i z nieba nie spadają. Tylko że ona była całe życie uczona że 6tys zł to przeleje jej tatuś.
@olga1234a Ty się o jej szok nie martw. Po pierwsze tata ją kocha i nie ma znaczenia dla niego co jest zasądzone a co płaci. Po drugie wygląda na to, że nie masz świadomości jak działają alimenty w Polsce. Jak dziewczyna się będzie uczyła to bez problemu będzie je dostawała. A poza tym zgodnie z prawem polskim nie ma górnego wieku ustalonego do kiedy rodzice mają swoje dzieci alimentować.
@olga szokiem to może być dla ciebie że ojciec może chcieć sam dobrowolnie dalej dawać jej pieniądze, nie tylko dopóki się uczy (a to jej może jeszcze zająć dobre 8 lat), ale nawet i później, dopóki się nie usamodzielni i nie osiągnie sama odpowiedniego statusu. Nie wypowiadam się na temat czy to słuszne czy nie, ale po pierwsze jest to możliwe, a po drugie, nic ci do tego, bo to jego dziecko i jego (a nie wasze, skoro macie intercyzę) pieniądze. Więc dla własnego dobra raczej oswój się z tą myślą.
Przez najbliższe 3 lata dostanie ona tylko od swojego ojca 200tys zł, ona całe życie nie będzie dostawać kasy od ojca, dlatego będzie to dla niej szok jak będzie musiała pójść do pracy żeby cokolwiek zarobić.
A skąd wiesz czy będzie dostawać całe życie czy nie? Ojcostwo nie kończy się wraz z pełnoletnością dziecka. Poza tym, ciągle piszesz o tym jakby to córka dostawała te pieniądze do ręki. Pieniądze dostaje matka i pokrywa z nich koszty mieszkania, jedzenia, szkoły, zajęć dodatkowych, ubrań, wycieczek itp.
Wy chyba się byliście dziećmi typu "za hajs starych baluj". Natomiast nie byliście związani z kimś, na kim ciąży obowiązek alimentacyjny lub przynajmniej z dziećmi z poprzedniego związku partnera czy partnerki. Przejdźcie również tę drugą drogę, a potem dyskutujcie. Póki co macie takie same kompetencje w temacie jak ksiądz w WDŻ.
Nie byłem dzieckiem "za hajs starych baluj", wręcz przeciwnie.
A co do związku z osobą z obowiązkiem alimentacyjnym, może trzeba się zastanowić z czym to się wiąże ZANIM wejdziesz w taki związek, a nie próbować potem na siłę odciągnąć partnera od jego dziecka. Dorosła osoba wchodząc w związek podejmuje świadomą decyzję, w przeciwieństwie do dziecka, którego rodzice nie pytali się o zdanie zanim go ściągnęli na ten świat. Oni podjęli decyzję za niego, i dlatego są za niego odpowiedzialni. Wiążąc się z osobą ze zobowiązaniami typu dzieci czy alimenty, decydujesz za siebie. Jeśli potem nie potrafisz tego zaakceptować, to twoje decyzje były niedojrzałe. Porównanie trochę dziwne lecz dosadne: to tak jakbyś się związał z osobą która nie ma nóg, i zaraz zaczął mieć do niej pretensje, że nie chodzi. No sorry, wiedziałeś na co się piszesz. Jak nie umiesz z tym żyć, to odejdź.
A zaraz będzie labidzenie, że sami ruchacze milfów (i frywolne mamuśki) i nikogo poważnego do związku...
Ja nie byłem w dokładnie takiej sytuacji, więc nie oceniam. Ty nie byłeś ale do oceny jesteś pierwszy. Może powinieneś pochodzić w butach kogoś kogo tak ochoczo oceniasz, wtedy możesz być bardziej wiarygodny. No chyba że tylko Twój przypadek byłby "szczególny" a inne już nie...
Jedyne co oceniam, to fakt, że autorka nie ogarnia konsekwencji własnych świadomych decyzji. Świadomie związała się z mężczyzną z dzieckiem, świadomie zgodziła się na intercyzę. Teraz ma pretensje, że partner dba o dziecko i że partner sam decyduje na co wydaje SWOJE pieniądze.
Alimenty powinny być w takiej wysokości aby były w stanie zapewnić dziecku taki standard życia jaki by miało gdyby rodzice się nie rozwiedli. Jeśli Twój mąż zarażona około 30 tys. to ta kwota alimentów nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia.
Oczywiście że taka kwota alimnentó robi wrażenie, ponieważ alimenty co do zasady mają iść na niezbędne potrzeby dziecka.
olga - alimenty mają iść na potrzeby dziecka, a poziom życia dziecka powinien być porównywalny do poziomu życia rodziców. Jak rodzica stać na luksusy, to dziecko nie powinno chodzić w podartych ubraniach, bo "normalne alimenty to 500 zł miesięcznie". Alimenty są obliczanie na podstawie możliwości zarobkowych rodziców - a Twój mąż zarabia dużo, więc i dużo na dziecko płaci.
olga1234a Mam wrażenie, że chyba pomijasz podstawową i najważniejszą rzecz, że rodzice zwyczajnie kochają swoje dzieci i chcą im zapewnić coś więcej niż środki na przeżycie. A jak to jeszcze jest jedyna ukochana córeczka tatusia to naprawdę te 6 000 nie robi wrażenia przy takich zarobkach. Moi rodzice co prawda się nie rozwiedli, ale jestem takim oczkiem w głowie taty i wiem, że on by dla mnie góry przeniósł.
Nie, alimenty nie mają iść tylko na niezbędne potrzeby dziecka. Alimenty mają iść na potrzeby dziecka i zapewnienie mu jak najlepszych warunków. Dla zarabiających mało będą to podstawowe potrzeby, a dla zarabiających dużo oprócz niezbędnych potrzeb, będą to prywatne szkoły, prywatne zajęcia dodatkowe, kluby sportowe i tak dalej. Wiele osób Ci o tym napisało, a Ty dalej swoje...
Jeżeli to nie jest bait to tylko współczuć temu gościowi. Powinnaś wytrwać w swoim postanowieniu i dalej siedzieć sama. Gość płaci na córkę i jak będzie miał ochotę to będzie płacił jej nie 3 lata ale 30 następnych i tyle Tobie do tego.
Nie wiem jak można mieć taki ból dupy z powodu sprawy, która Cię zupełnie nie dotyczy. I jeszcze ta pseudo troska co to będzie jak się jej alimenty skończą. Nie wiem czy to bardziej śmieszne czy żałosne
Najlepsze jest to, że gdyby mąż - pomimo intercyzy - przeznaczał te 6 tysięcy miesięcznie dla ciebie, np. w postaci wyjazdów, kolacji, zabiegów, upominków - to w ogóle do głowy by ci nie przyszło że to za dużo, albo to zbędne wydatki, tylko stwierdziłabyś, że to normalne, bo jest twoim mężem i może cię tak "rozpieszczać" skoro ma ochotę i go stać. Ale jak on wydaje to na własne dziecko, to wyliczasz mu i masz ból d...! Sorry, ale ogarnij się kobieto. Jak byś się czuła, gdyby to jego córka zaczęła wyliczać mu ile wydaje na ciebie, i że to za dużo, bo przecież on nie ma takiego obowiązku, i że zamiast zabrać cię do dobrej restauracji mógł do baru mlecznego, bo przecież chodzi o to żebyś się najadła - nie ważne czym? Czy pomyślałabyś wtedy o niej, że jest zawistną chytrą wredą? No to właśnie tym jesteś.
Skąd wiesz co bym wtedy stwierdziła ? Osobiście powiem tak, że bardzo źle się czuła będąc na czyjeś łasce, wolę już być biedniejsza ale niezależna. No ale tego samego nie może powiedzieć córka mojego męża która dostanie tylko od swojego ojca przez najbliższe 3 lata ponad 200tys zł. Niezłe ma potrzeby ta nastolatka. Ciekawe jaka będzie jej mina kiedy kasa od ojca się skończy i żeby zarobić będzie musiała pójść do pracy..
Przeczysz sama sobie. Tak bardzo kochasz niezależność, ale bezustannie zaglądasz w portfel partnera, i jego wydatki (na córkę !) bolą cię tak bardzo, że przechodzisz płakać w internetach.
Tyle razy powtarzasz w komentarzach o tych 200 tysiącach, jakby co najmniej miało to być z twojego portfela. Chyba boli, że to nie pójdzie na luksusowe wakacje dla ciebie, albo bardziej wypasiony dom czy auto, z którego też byś korzystała, co? Bo jeśli to nie o to chodzi, to dlaczego cię to boli? Nie zgrywaj samarytanki, że to niby chodzi o dobro córki, żeby nie przeżyła szoku. Sama nazywasz ją problemem, a w dodatku problemem "nie tak dużym, bo wkrótce się usamodzielni". Niespodzianka, dziewczyna może się uczyć jeszcze i 10 lat. Ponadto przygotuj się jeszcze na "niespodzianki" w formie mieszkania, auta, wesela itp. Jeśli nie umiesz tego przeżyć, to zastanów się nad sensem tego związku. Chyba że szybciej zastanowi się mąż, bo będzie miał dość ględzenia chciwiej zawistnicy. Mam nadzieję, że nie przestanie wspierać swojego dziecka.
Mam te same refleksje.