Jestem w ciąży, właściwie już dość zaawansowanej. Czuję ruchy dziecka, widzę, że reaguje na mój i męża dotyk na brzuchu, na to, co jem itd. Czuję z nim więź, coraz większą. Od niedawna zaczęłam o sobie mówić jako „mama”. I co mnie bardzo zdziwiło, zarówno moja mama, babcia jak i mąż – wszyscy mocno wierzący katolicy, wojujący przeciwnicy aborcji – mówią mi, że jeszcze nie jestem mamą.
Nie rozumiem tego. Denerwuje mnie to! Używają tylko jakiegoś głupiego argumentu o tym, że dziecko jest jeszcze nieurodzone, niezarejestrowane w urzędzie, więc jeszcze nie jestem mamą. Ale dziecko jest dzieckiem od poczęcia (nauki kościoła)!
Tak to jest robić chu#a z logiki...
Dodaj anonimowe wyznanie
No bo teraz wg nauk kościoła to nie jesteś mamą, a inkubatorem
Jest mamą i nauka Kościoła się temu nie sprzeciwia
Jesteś mamą.
Bliscy może boją się komplikacji? Chcą Cię chronić budując dystans?
Natomiast jeśli faktycznie mają Cię tylko za inkubator - olać ich.
Ciesz się tym stanem, na pewno nie zapomnisz tego wyjątkowego czasu i rodzącej się więzi między Tobą i Twoim maluchem.
Znam kobiety, które już w chwili poczęcia wiedziały, że zaszły w ciążę, choć uprawiały seks regularnie. One to w tym momencie wiedziały i już. I od tej chwili czuły i nazywały siebie matkami. Dosłownie od poczęcia.
Znam takie, do których to uczucie przyszło na różnych etapach trwania ciąży.
Znam takie, do których przyszło po porodzie. Gdy po raz pierwszy zobaczyły dziecko. Albo gdy pierwszy raz je przytuliły. Albo podczas karmienia. Albo trochę później, gdy były już bezpieczne, w domu i któregoś razu zobaczyły uśmiechnięty buziak swojego dzieciątka.
A znam i takie, które nie poczuły tego nigdy. Które to wiedzą, oczywiście - w głowie. Ale tego NIE CZUJĄ.
To jest absolutnie indywidualna sprawa. I nikt nie ma prawa mówić kobiecie, kiedy i jak może to czuć i wyrażać. Nasze uczucia należą do nas i tylko do nas. Wszystkie.
To prymitywna protekcjonalność, gdy ktoś mówi drugiej osobie, co i kiedy wolno jej czuć, i jak ma samą siebie nazywać.
Ciekawe, kiedy według nich zostaniesz mamą. Gdy odejdą wody płodowe, gdy będzie widać główkę, gdy dziecko całkiem będzie już na zewnątrz, a może dopiero po pierwszym krzyku noworodka?
Napisała, jak zostanie urodzone i zarejestrowane w urzędzie 😆
Jesteś przyszłą mamą.
Nigdy mnie nie przekona mówienie o sobie "mama" przed porodem. Tak samo jak mówienie przez mężczyzn "jesteśmy w ciąży".
Noo, a jesli mezczyzna jest w ciazy gastronomicznej?
A ja myślę, że to może być już przygotowywanie się do nowej roli, budowanie więzi, czy po prostu cieszenie się ze swojego stanu. Kwestia indywidualna.
Myślę, że jeśli partner pomaga swojej partnerce, dba o nią i uczestniczy w życiu okołociążowym (chodzenie razem do lekarza, przygotowywanie domu na nowego członka rodziny) to mówienie samemu i akceptowanie, że ojciec dziecka mówi "jesteśmy w ciąży" jest bardzo miłym gestem. Takim, który mówi "przechodzę przez to ja, ale jesteś przy mnie i mnie wspierasz, więc jesteśmy w tym razem".
Ale to tylko moje zdanie (które dotyczy nawet konkretnego podejścia ojca).
Jeśli konkretne stężenie stężenie słodyczy w związku nie powoduje nudności, cukrzycy i próchnicy, to dlaczego by nie.
Choć zasadniczo podzielam zdanie @Postac.
Partner może pomagać i dbać, ale to wciąż tylko pomoc. Według mnie mówienie "jesteśmy w ciąży" umniejsza poświęcenia kobiety, która przez całą ciążę musi znosić wyrzeczenia. Podatawowa rezygnacja z używek, ale też rezygnacja z niektórych ćwiczeń i aktywności fizycznych, leków, wahania nastroju, mdłości, bóle kręgosłupa i brzucha, w ostatnich miesiącach mocne trudności z podstawowymi czynnościami, np wiązaniem butów. W ciele kobiety następują ogromne zmiany, czasem nie w pełni odwracalne, podczas gdy w ciele mężczyzny nie zmienia się nic.
Podobnie dla mnie z rodzicielstwem - rodzicem jest się dla mnie z dzieckiem na rękach. Jeszcze jest ten etap porodu, przełom, wyraźny punkt graniczny.
Niczego nic nie umniejsza jeśli tylko ciężarna partnerka tak nie myśli i jej to nie przeszkadza. Liczy się to co czuje ta konkretna Ona. Jeśli czuje, że mówienie "jesteśmy w ciąży" jest okej, to tak jest. Jeśli czuje, że to nie w porządku wobec niej, to tak jest (co powinna jak najszybciej zakomunikować).
Oczywiście masz prawo być przeciwna i jak najbardziej masz rację, jeśli czujesz, że takie mówienie jest nie w porządku. Ale pary, które tak mówią i ciężarnej to nie przeszkadza/też tak mówi, też ma racje czując, że jest to okej. Po prostu to rzecz indywidualnych odczuć. Dla mnie to po prostu metafora, którą odbieram w sposób wyżej wyjaśniony. Nie dosłowna wspólna ciąża. Nie potrafię tego odebrać bardziej dosłownie i w sposób jaki ty to odbierasz. I uważam, że to jest piękne, że każda (każdy) z nas odbiera coś na swój sposób, a dopóki wzajemnie szanujemy swoje odczucia odnosząc je wyłącznie do siebie (tj. głośną krytykę zachowując dla siebie - nie mylić z wymianą zdań, co zrobiłyśmy właśnie) to jest to jak najbardziej w porządku.
Co do nazywania się matką w ciąży, również to dla mnie bardzo indywidualne, ale nie mam tu zdania/interpretacji (zwłaszcza, że wchodzi to w mojej opinii bardzo na kwestię kiedy jest to dziecko/płód/zarodek/zlepek komórek/itd, a ta kłótnia nie jest w tym miejscu potrzebna). Jednak są sytuacje, gdy poczucie się matką przed porodem może być ważne psychicznie (w dosyć tragicznych sytuacjach). Nie powinno się odbierać nikomu tego prawa, bo porodu nie było (i nie będzie), byłoby to okrutne. Ale myślę, że to już zupełnie inna kwestia.
Solange, amen!
Uważam, że jedna kobieta poczuje się mamą kiedy poczuje ruchy dziecka w brzuchu, inna kiedy będzie musiała trzymać brzuch rękami, żeby w ogóle się przekręcić z boku na bok w łóżku pod koniec ciąży, a jeszcze inna jeszcze tak o sobie nie będzie myśleć. Bez wątpienia, poród to przełomowa chwila i nawet jeśli wcześniej się myślało „jestem mamą”, to dopiero jak się to maleństwo pojawi na świecie, to można to poczuć z całą mocą tak naprawdę i w pełni.
Nigdy nie zrozumiem dlaczego nie jest się mamą w momencie ciąży. Czułam to dziecko, dbałam o nie już wtedy, większość myśli skupiała się na nim. Poród nie zmienił wiele w kwestii myślenia o nim i o sobie. Ja stałam się mamą w momencie zobaczenia dziecka na USG, potwierdzenia ciąży, bo już wtedy zaczęłam o nie dbać i otoczyłam je opieką, tak samo jak teraz otaczam opieką już starsze dziecko.
Jestem też wierzący katolik i mam dla Ciebie dobrą wiadomość: nie przejmuj się, jesteś mamą tego dzieciątka
Jestem też wierzący, ale nie przejmuj się, jesteś mamą tego dzieciątka
Takie podejście chroniło kiedyś kobiety. Tak samo jak nie kupowało się ubrań i sprzętów, bo w razie tragedii ból był zdecydowanie większy. Jeszcze wcześniej, z tego samego powodu, nie nadawało się od razu dzieciom imion.
O ile rozumiem to podejście (a raczej intencje), to jednak po takiej tragedii odmówienie kobiecie powiedzenia o sobie "mamo", jeśli tego potrzebuje jest okrutne.
To nie chodziło o odmawianie komuś czegokolwiek. Bardziej o nie nastawianie się.
NieChceLoginu, wiem, ale czasem nie da się nie nastawiać i tylko się siebie i innych okłamuje. Wtedy takie podejście mogło skrzywdzić, bo jak cierpieć głośno, skoro wmówiło się innym, że że to i tak nie było nic pewnego? Choć intencje na pewno były dobre.