#W0MFn

Mieszkam w internacie, do domu mam 3 godziny drogi. Żyję za grosze, wracam do domu raz na 2 tygodnie.

Pewnego razu poszłam do pobliskiej Biedronki po jakieś drobne zakupy. Gdy czekałam w kolejce stała przede mną kobieta z dzieckiem. Widać było na pierwszy rzut oka, że nie przelewa im się. Gdy jej córeczka poprosiła mamę o najtańszego batonika, ta zaczęła (za przeproszeniem) "drzeć mordę" i zarzekać się, że naprawdę nie ma pieniędzy.

Gdy przyszło im już płacić, matka poprosiła jeszcze ekspedientkę o paczkę polskich papierosów. Aż się we mnie zagotowało... Niewiele myśląc kupiłam tej dziewczynce 5 batonów. Dogoniłam ją i wcisnęłam w jej małe rączki zakupione szczęście. Nie obyło się bez awantury i histerii ze strony jej matki. Powiedziałam tylko na odchodne, że gówno z niej nie matka, skoro dziecku żałuje batona, a sobie sama dogadza, i szybkim krokiem odeszłam.

Nie żal mi straconych pieniędzy.
bazienka Odpowiedz

no super i pewnie dziecko tych batonow nie dostanie tylko z takim podejsciem matka sama zezre
i pokazujesz patusowi, ze nie musi o dziecko dbac, bo zawsze sie ktos ulituje
tez mnie wkurzaja tacy ludzie, na cos tam nie, ale na papieroski czy alko zawsze jest
ostatnio na Widzialnej rece typ zbieral dla jednej znajomej w zasadzie cala wyprawke do mieszkanie- meble, sztucce, garnki, lozko itp. i instrumenty muzyczne, ludzie sie zaczeli odzywac, ze instrumenty nie sa towarem pierwszej potrzeby i okazalo sie, ze babka pali papierosy- to kilkaset zlotych miesiecznie ma by puscic z dymem, ale na podstawowe sprzety typu talerze juz brakuje i musi zebrac?
absolutnie nic nie zasponsoruje nalogowcom, to ladowanie z pustego w prozne

rutabo Odpowiedz

Nie stac cię na uzywki, drogie hobby, zachcianki to nie kupujesz kosztem bliskich. Dlatego jeżeli patusów stać na bycie nawalonym przez kilkanascie dni w tygodniu to nie powinni dostawać zadnej pomocy. Dzieci do osrodka, rodzice na terapie i dopiero wtedy mozna pomagać. A tak lenie bujaja się jak rezusy za pieniadze pracujacych ludzi.

nictozeniema Odpowiedz

Dla mnie to wyznanie to jest wpychaniem nochala w nie swoje sprawy. Tak owszem: wydawanie kasy na używki to wywalanie pieniędzy i matka nie powinna na dziecko krzyczeć.
ALE batonik nie jest artykułem pierwszej potrzeby. Dziecko do prawidłowego rozwoju nie potrzebuje tony cukru powodującego uzależnienie i tłuszczu palmowego. To dziecko nie było głodne i autorka go nie nakarmiła. Ona je nauczyła że można wykorzystać obcą osobę do zaspokojenia swojej zachcianki.

Jest jeszcze kwestia, której nikt nie wziął pod uwagę (mała szansa ale zawsze): dziecko mogło nie móc jeść tych batonów z powodów zdrowotnych i kasa była wymówką.

Nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo jak często to dziecko prosi żeby mu coś kupić słodkiego i jeśli to jest przy dosłownie każdych zakupach: zapominasz kupić masło i po nie idziesz i dziecko chce batonika i przychodzi "bohater" i kupuje mu 5, bo próbujesz dziecko oduczyć, że nie kupisz mu.

bazienka

no to ale po co oklamywac dziecko? mowi sie- nie mozesz tego jesc, masz uczulenie
a nie przeczy sama sobe, bo nie ma kasy, ale na fajki starczy
papierochy rowniez nie sa artykulem pierwszej potrzeby

nictozeniema

@bazienka bo matka ma zły dzień i nie ma ochoty na n-tą dyskusję w sklepie na ten temat kiedy wie, że dziecko ma problem ze zrozumieniem tematu jak widzi, że inne dzieci mogą a ono nie i dzieciak przy temacie wpadnie w histerię?

bazienka

nie trzeba dyskutowac, mowisz
- dostales rano batona
i koniec, nie wdajesz sie w zadna dyskusje, tylko mowisz NIE
bo potem dziecko ma dysonans wlasnie taki,z e zlotowki na batona nie ma, ale 15 na fajki juz tak

w przypadku zdrowia- nie mozesz jesc czekolady, pamietasz jak spuchles na urodzinach Janka?
na ten przyklad

nie jest powiedziane, ze przy "nie mam pieniedzy" tez dyskusji nie bedzie, zwlaszcza ze starszym dzieckiem, ktore kojarzy, ze papierosy tez kosztuja

Mamadwoch

Może właśnie ta matka, tłumaczyła to dziecku przed wyjściem do sklepu, żeby nie prosiło o słodycze bo już je jadło/ nie może ich jeść/ mają ich dużo w domu, ale dziecko to dziecko, czasami się uprze i koniec. Automatycznie w sklepie też mogła powiedzieć, że nie ma kasy na batona, bo tak najłatwiej. Zmęczeni rodzice czasem działają jak automat. Natomiast ludziom w sklepie tłumaczyć się nie musi. Papierosy mogła palić, a mogła je kupować dla kogoś, kto jej za to odda kasę. Płaciła swoimi pieniędzmi więc nikomu nic do tego.
Jednak kiedy by dziecko chciało bułkę, bo jest głodne, wtedy to by mogło wyglądać niepokojąco.
Nic nie tłumaczy natomiast zachowania Autorki, że nazwała obcą kobietę, której nie zna gównem.

ad13

Zgadzam się z bazienką - tu nie chodzi o dyskutowanie z dzieckiem, ani jakieś zawiłe tłumaczenia, wymagające wysiłku większego, niż wypowiedzenie jednego zdania, tylko o to, żeby to jedno zdanie zawierało taki argument, który dziecku przypomni o tym, co mówiliśmy wcześniej, a ludziom z kolejki nie da powodu, do jakichś dziwnych spekulacji.
Oczywiście, że nikomu z kolejki nie musi się matka tłumaczyć, ale po co zostawiać niedomówienie tam, gdzie można go zwyczajnie i prosto uniknąć? Zwykłe "nie, mamy słodycze w domu", całkowicie załatwia sprawę.

TylkoNaChwilke

Ja was szczerze podziwiam, jeżeli naprawdę wierzycie, że spokojne wyjaśnienie dziecku wystarczy.

Dajcie znać jak powtórzycie to jakieś 30 razy podczas 5-minutowych zakupów... a później zapomnicie masła i powtórzycie jeszcze 20 razy... a wtedy zadzwoni mąż, czy jesteście jeszcze w sklepie, bo mleko się skończyło... i wiecie co? Dzieciak dalej robi awanturę to tego batonika!

ad13

TylkoNaChwilke, ale o czym Ty mówisz? Jakie powtarzanie? Powiedzieć raz, jasno, dlaczego i niezależnie od reakcji nie ulegać, bo ulegając uczysz dziecko, że robienie cyrku w sklepie to świetna metoda, i będzie takie zachowania powtarzać. Natomiast konsekwentne ignorowanie tego zachowania, choć początkowo wzmaga bunt, finalnie powoduje jego wygaszenie (nawet zwierzę nie powtarza czynności, z których nie ma korzyści). Pisałam już niżej, ale mogę i tu wkleić:
Każde ulegnięcie powoduje kolejną taką akcję, a im więcej ulegasz, tym więcej dziecko wymusza - czysty behawior, który działa tak samo u trzylatka, jak u psa, a dokładniej warunkowanie instrumentalne (inaczej sprawcze). I nie, to z wiekiem nie ustaje, tylko się nasila, ewoluując w postawę roszczeniową. W pewnym momencie rodzic przestaje mieć wpływ na dziecko i wtedy zaczyna się bieganie po specjalistach, bo sobie nie radzi, zupełnie nie rozumiejąc, że sam tę sprężynę nakręcił. I z takimi dziećmi jest później kupę roboty, a wymagania rodzica oczywiście wielkie. Skąd wiem? Bo się tym kiedyś zawodowo zajmowałam.

TylkoNaChwilke

Ad13 ale ja doskonale rozumiem o czym ty mówisz... ja twierdze tylko, że w końcu zmęczony człowiek potrafi dojść do momentu, kiedy nie ma siły dłużej tłumaczyć i odpowiada dziecku „nie mam pieniędzy”.

Bo dziecko, w odróżnieniu od psa, rozumie różnice między „nie kupię” (może jak powrzeszcze to kupi?), a „nie mam” (nie ma i nie będzie, wrzaski nic nie pomogą).

groszkigroszek Odpowiedz

A skąd wiesz, że dla tej matki kwestia pieniędzy nie była tylko dobrym argumentem? Wygląd to nie wszystko, niektórzy nie zwracają uwagi na posiadane rzeczy. A może to dziecko za każdym razem tak prosi? Póki ta matka tego dziecka nie biła, to nie rozumiem wtrącania się do jego wychowania. Sama za dzieciaka prosiłam mamę o lizaka za 10 groszy, marudząc w sklepie a mama używała tego samego argumentu (czekolada w domu leżała). I wtrącanie się obcych tylko sprawiało to, że jak pomarudzę to dostanę co chcę.

Mondziolek

Aha, czyli póki dzieciaka nie leje publicznie, to wszystko jest okej? 🤔

jakasnazwaniewiem

Bez sensu, skoro mówi, że nie ma kasy na przyjemności, to niech się tego trzyma i nie kupuje fajek przy dziecku, a nie odwala taką głupotę. Dziecko pewnie tego nawet nie zarejestruje, ale ludzie dookoła już tak. Poza tym mogła powiedzieć, że ma słodycze w domu/młoda wymarnowała swój limit na kupowanie głupot/cokolwiek i koniec dyskusji, niech się nawet spłacze kilka razy, takie jest życie i musi nauczyć się z tym żyć.

PinkRoom

Nigdy nie mogłam zrozumieć jak mama nie chciała mi kupić żelek czy lizaka, bo "w domu czekolada leży". No i co mi po tej czekoladzie skoro w smaku ani trochę nie przypomina lizaka, a ja właśnie na lizaka miałam chęć.

ad13

jakasnazwaniewiem - zgadzam się z Twoim komentarzem. Wystarczy użyć jednego, adekwatnego do sytuacji i czytelnego dla wszystkich argumentu, nic więcej. A dziecko cóż... musi się nauczyć, że próby wymuszania nie prowadzą do osiągnięcia celu.

Puszmar Odpowiedz

I na to idą moje pieniądze z podatków czyt. 500+

Mamadwoch Odpowiedz

Jak czytam takie komentarze, to aż nie wiadomo jak się zachować z rozhisteryzowanym dzieckiem w sklepie. Moje dzieci przeważnie są grzeczne, ale czasami, najczęściej niestety w sklepie im odbija na widok słodyczy i zabawek. Dwa tygodnie po świętach, podczas których moje dzieci dostały karton słodyczy, poszłam z trzyletnim synem do sklepu, przed wyjściem do sklepu mąż poprosił o dwa piwa smakowe na weekend, akurat miał ochotę (mąż pije sporadycznie alkohol z racji wykonywanego zawodu, jest kierowcą ciężarówki). Przy kasie jak to zwykle w sklepach porozkładane są słodycze, między innymi były Kinder niespodzianki. Moje dziecko poprosiło o nią, a na odmowę zaczęło reagować krzykiem i płaczem. Ludzie spoglądali na nas z niesmakiem i wiecie co!? Kupiłam mu tą nieszczęsną zachciankę. Kupiłam, mimo, że w domu czekały dwie półmetrowe Kinder czekoladki, żelki, czekolady itp., przez to jak ludzie patrzyli na mnie spojrzeniem mówiącym, patrzcie, sobie to piwka kupiła i to dwa, a dziecku żałuje mimo, że 500+ pobiera i na co wydaje, na piwka. To nic, że z mężem pracujemy, utrzymujemy się przecież tylko z kasy od Państwa i to właśnie za te pieniądze kupujemy alkohole i zapewniamy sobie rozrywki.

ad13

Nie rozumiem. Przecież w taki sposób uczysz dziecko, że robienie cyrku w sklepie to świetna metoda. Dlaczego nie pogadałaś z nim i nie przypomniałaś o słodyczach, które czekają w domu? Nawet jeżeli nie przestałoby krzyczeć, to może chociaż ludzie z kolejki przestaliby mieć te jakieś-tam miny. No chyba, że mieli je dlatego, że dziecko zachowywało się w ten sposób i zwyczajnie uznali je za rozpuszczone jak dziadowski bicz, co też wcale by mnie nie zdziwiło.

Mamadwoch

ad13 wiesz, tak to prawda, dziecku można zawsze wszystko wytłumaczyć, np. taki trzylatek to już praktycznie dorosły jest. Każde dziecko jest inne. Czasami, w wieku trzech lat jest takie, że możesz zrobić mu koszmarny cały dzień, bo dostało jabłko w kawałkach, a chciało w całości. Wytłumaczenie czegokolwiek graniczy z cudem, a jeszcze jak dojdzie do tego długa kolejka to już w ogóle koszmar... Tak, jestem złą matką, bo chcę odobiny spokoju w sklepie, a jeszcze ludziom mam po drodze tłumaczyć swoją sytuację, że dziecko ma słodycze w domu. Ja nie mam na przykład na to kompletnie ochoty ani czasu aby obcym ludziom coś tłumaczyć. Gdyby to było coś drogiego to bym nie kupiła. Autorka też przyczyniła się do tego, że pokazała temu dziecku, że może wymuszać w sklepach i jeszcze pokazała jaka ta matka jest zła, bo dziecku słodyczy nie kupiła. Błagam nie wchodźmy w kompetencje rodziców jak nie znamy sytuacji, ktoś w komentarzach wyżej napisał, że nie należy się wtrącać jak dziecku nie dzieje się krzywda, a chyba dziecko nie zaznało krzywdy z braku słodyczy.
Papierosy natomiast mogła kupować nie dla siebie, a dla kogoś znajomego, kto jej za nie ma oddać pieniądze. Jak ja bym wychodziła do sklepu i sąsiadka poprosiłaby mnie o kupno papierosów, to dlaczego miałabym jej ich nie kupić.
Odnosząc się natomiast do rozpuszczania jak dziadowski bicz, w domu, przed wyjściem do sklepu zawsze mówię synowi, że dzisiaj nie kupujemy słodyczy ani zabawek. Tłumaczę mu, że jak spodoba mu się jakaś zabawka w sklepie to niech mi ją pokaże i na najbliższą okazję mu ją kupię, bo zabawki kupuje się na jakąś okazję, ale dziecko to jest tylko dziecko, to nie jest maszyna, którą zaprogramujemy jak jakiegoś robota. I wyobraź sobie, że moje dziecko w domu jest niezwykle inteligentne i mówi, że tak, nie kupujemy słodyczy, bo mamy, a w sklepie mogę mu powtarzać, że mamy, ale on tego nie rozumie, a jak ma mi się kłaść na podłodze w sklepie i robić cyrk to już wolę poświęcić te 3 zł i mieć spokój.

ad13

Świetnie, tylko bierz pod uwagę, że to sytuacja rozwojowa - każde ulegnięcie powoduje kolejną taką akcję, a im więcej ulegasz, tym więcej dziecko wymusza - czysty behawior, który działa tak samo u trzylatka, jak u psa, a dokładniej warunkowanie instrumentalne. I nie, to z wiekiem nie ustaje, tylko się nasila, ewoluując w postawę roszczeniową. W pewnym momencie rodzic przestaje mieć wpływ na dziecko i wtedy zaczyna się bieganie po specjalistach, bo sobie nie radzi, zupełnie nie rozumiejąc, że sam tę sprężynę nakręcił. I z takimi dziećmi jest później kupę roboty, a wymagania rodzica oczywiście wielkie. Skąd wiem? Bo się tym kiedyś zawodowo zajmowałam.

ad13

Chodziło mi również o to, że wystarczy użyć nieco innego argumentu, żeby ludzie z kolejki przestali "patrzeć złym okiem", co jest istotne o tyle, że odbierasz to jako presję i temu ulegasz. Nie o jakieś rozbudowane argumenty i dyskusję z małym dzieckiem.

Puszmar

Właśnie, notabene błąd wychowawczy zadział się bo "ludzie patrzą" coz nie każdy rozumie że w miejscach publicznych należy się zachowywać życzliwie (reagować na krzywdę, ale serio to nie ta sytuacja, dziecku nic się nie działo, ew uśmiech, rozmowa o pogodzie z nieznajomymi np w kolejce, jeśli widać że obie strony mają z tym luz) ale to tyle i aż tyle. W drugą stronę - po co się przejmować nachalnymi spojzeniami?

karlitoska Odpowiedz

Fajnie, że są na świecie ludzie wrażliwi na innych. Myślę, że warto pomagać, oczywiście nie tej matce, bo dla mnie taka, co papierosy stawia przed dzieckiem to dno, ale oczywiście maluchowi. Nawet jeśli połowę czy większość, tych batonów zeżre matka, jak pisze Bazienka, to i tak lepiej pomóc, niż nie działać w ogóle. Może dla tego dzieciaka, taki baton ma naprawdę dużą moc.

Mamadwoch

Ja natomiast uważam, że nie należy się wtrącać tam gdzie nas nie zapraszają, czyli uważasz, że nie kupienie w sklepie dziecku batonika to jest zbrodnia i należy je przed taką matką chronić. Dobrze, że Autorka nie wezwała jeszcze policji na tę kobietę. W dodatku śmiała kupić papierosy 😱. Ja też i to nie raz kupowałam papierosy w sklepie i to będąc w ciąży (swoją drogą to dopiero zbrodnia, dobrze, że nie spotkałam w sklepie Autorki), jednak nie dla siebie, tylko dla mojego taty, ja nigdy nawet papierosa nie spróbowałam. Uważam, że ta kobieta nie miała też w obowiązku tłumaczyć się w sklepie ze swojej decyzji, czy kupiła dziecku batonika, czy nie i dlaczego. Ja też czasami mówię, że mamy mało pieniążków, bo tak najszybciej i najłatwiej wytłumaczyć, a innym razem kupuję to co chce dziecko (w granicach rozsądku oczywiście) by mieć spokój w sklepie. Wiem, że źle robię, że spełniam zachciankę dziecka, bo powinnam być nieugięta, ale każdy jest tylko człowiekiem.
Co innego gdyby to dziecko było przez matkę szarpane, bite, miało ślady pobicia lub było wyzywane wtedy wiadomo, że należy wkroczyć i chronić dziecko.
Pani natomiast pochwala autorkę za to, że nazwała kobietę na ulicy gównem?

TylkoNaChwilke Odpowiedz

Też trafiłam na takiego „obrońcę uciśnionych”...
Do dzisiaj pamietam, jak odmówiłam synowi kupna lizaka... kupując jednocześnie 2 wagony fajek, 4 butelki wódki i zgrzewkę piwa (tej listy zakopów nie zapomnę do końca życia).

Do dzisiaj pamietam też jak faceta opierdzieliła kasjerka. Ona, w odróżnieniu od obcego człowieka w kolejce, wiedziała, że zakupy nie są dla mnie... i że syn tego dnia dostał już lody, więcej cukru na raz nie potrzebował (pół godziny wcześniej, jak robiłam „swoje” zakupy).

nietrzebanawetemalia Odpowiedz

ogólnie rzecz biorąc nie mówi się przy dziecku takich rzeczy. może sprawiłaś jej przykrość, pewnie nie było jej do śmiechu jeść te batoniki "zamieniając" mamę na przypadkową panią. nie wiesz też, ile to dziecko je słodyczy. dzieci bywają rozkapryszone, a rodzice często używają braku pieniędzy jako niepotrzebnego argumentu.

Dodaj anonimowe wyznanie