Będzie trochę wstydliwie i obrzydliwie. Parę tygodni temu wracałem z wakacji samolotem. Wiadomo, przez parę godzin podróży zachciało się jedynaczkę, a jako iż mam węża, robiłem na stojąco. Niestety nie przewidziałem nagłych turbulencji. Efekt? Spodnie, buty, podłoga oraz sam kibelek mokry, a głowa z guzem po spotkaniu ze ścianą. Bardzo przepraszam serwis sprzątający, ale uderzenie w głowę tak odczułem, że skapnąłem się dopiero po paru minutach, co odwaliłem.
Dodaj anonimowe wyznanie
Ale w sumie po co ryzykować w pociągu czy samolocie i nie usiąść?
Ryzykować może ktoś, kto zdaje sobie sprawę z zagrożenia.
Kto o nim pojęcia nie ma, zachowuje się po prostu bezmyślnie.
To wyznanie musiał napisać ktoś, kto nigdy samolotem nie leciał. Załoga samolotu wie, kiedy mogą być turbulencje i już za wczasu ostrzegają, każą zapiąć pasy i blokują na ten czas toalety. Nie ma czegoś takiego, jak nagłe turbulecje, szczególnie tak mocne.
@ elbatory: Najwyraźniej miałaś sporo szczęścia w życiu.
Na super bezpiecznej i doskonale monitorowanej trasie Hamburg-Bruksela zdarzyła się taka dziura powietrzna, że samolot po fakcie skasowano. Brak zabitych bądź ciężko rannych okrešlono (małym) cudem po tym wydarzeniu.
Dosłownie miesiąc temu miałam sytuację, gdzie najpierw zaczęło trząść, a dopiero za chwilę włączyli sygnalizację zapiąć pasy i poinformowali o możliwych turbulencjach. Wydaje mi się, że pierwszy raz, podczas mojego lotu, odbyło się w takiej kolejności, te turbulencje też nie były jakieś mega mocne, ale zdarzyło się.
Takie drobne turbulencje mogą się zdarzyć, ale nie ma szans, żeby się ktoś przy nich osikał i guza nabił.
Turbulencje czystego nieba mogą zdarzyć się zupełnie niespodziewanie i być bardzo mocne.