#dbPYc
Na jednej z przerw, podczas palenia fajki w męskim kiblu, poznałem grupę fajnych gości. Długie pióra, czarne koszulki, glany. Bujałem się trochę z nimi. Pożyczali mi płyty z mocnym graniem, a pewnego dnia zaproponowali, abym poszedł z nimi na koncert. Zgodziłem się.
Nie mam pojęcia co to była za kapela. Jej nazwa werbalnie brzmiała jak odgłos godowy zapowietrzonego indyka, natomiast logo zespołu przypominało trochę pajęczynę pająka z zaburzonym zmysłem orientacji. Mniejsza o to. W każdym razie - muzyka ekstremalna.
Na sali z pół tysiąca potężnych wikingów ze srogimi minami przebijającymi się przez mroczne brody. Koncert rozpoczął się, a z moi nowi kumple pobiegli gdzieś w młyn. Ja – niewysokie chucherko w okularach i z aparacikiem na zębach zostałem przy wejściu.
Chciałem się jakoś odnaleźć na tej imprezie, więc nieśmiało tupałem sobie nóżką i potrząsałem głową udając, że moja (nie dłuższa niż wykałaczka) grzywka, zamiata kurz z podłogi. W pewnym momencie, stojący na scenie wokalista ryknął do mikrofonu: „Let’s do the wall of deaaaath!!!”.
Tłum zbrojnych orków rozstąpił się.
Teraz sala była podzielona na dwie grupy, między którymi ciągnął się dwumetrowy korytarz. Myślałem, że lider zespołu wbiegnie w publikę i kłusując stworzonym przejściem, będzie wszystkich pozdrawiał. Jak prawdziwy papież metalu!
Wcisnąłem się więc między ludzi i zacząłem brnąć w kierunku pierwszego rzędu. „Ależ mi będą zazdrościć, gdy typ przybije mi piąteczkę!” - myślałem. Udało się. Stałem już z przodu, gotowy do akcji. Nie takiej się jednak spodziewałem...
Plaaask!!! Obie „armie” natarły na siebie tak mocno, że dosłownie – siła uderzenia wystrzeliła mnie w górę. Zanim odleciałem w nieznane, ktoś mnie złapał i cisnął niczym kukiełkę gdzieś na bok. Konkretnie - wprost na podeszwę buta przelatującego w pobliżu, bardzo zdziwionego swoim położeniem, metalowca. Upadłem na glebę. Jakiś pijany grubas po mnie przebiegł, ktoś się potknął, ktoś nadepnął.
W końcu pewna dobra, brodata dusza podniosła moje zbezczeszczone zwłoki z ziemi i trzymając za kołnierzyk podartej koszulki, wyniosła z tłumu niczym wymiętoszoną szmatę do podłogi. Koleś walnął mnie niedbale przy drzwiach i wrócił w tany.
Jeden z ochroniarzy wezwał karetkę.
Gdy później leżałem w domu oblepiony gipsem od stóp do głów, z słuchawek discmana sączyły się dźwięki honduraskiej muzyki medytacyjnej. Metal chyba jednak nie był dla mnie...
Pierwsza zasada mosh pitu - jak brat w mosh picie upada, trzeba go podnieść. Nie wiem, gdzie i na jakim koncercie byłeś, ale to aż dziwne, że tak nie zareagowali od razu.
bo historyja albo zmyslona, albo moooocno podkoloryzowana i ozdobiona brokatem.
poza ty -co ma ekstremum pewnego gatunku muzycznego do tego, jak jedna waska grupa sie do niej bawi?
ot - pozer.
Zmyślona czy nie, w końcu coś nowego :v
to sobie wyobraz, ze na Woodstocku podczas tej samej akcji weszla tam matka z dzieckiem w wozku. bo sie miejsce zrobilo.
A jak nie widziałaś wypadku samochodowego to znaczy, że takie zdarzenia nigdy nie mają miejsca?
@Yannika kropka stalkowania tematu
O kurna XD
W tym roku, podczas koncertu Judas Priest, widziałam gościa przepychającego się przez tłum z niemowlakiem na rękach... Ludzie naprawdę nie mają wyobraźni.
niieee, na kncercie Prodigy , 2011
ChildOfTheDamned pewnie bez sluchawek?
@bazienka Niestety... Co gorsza, z wyglądu dzieciak mógł mieć max pół roku :/
Piszesz na początku, że to historia o tym jak zostałeś metalowcem. Na końcu metal jednak chyba nie był dla Ciebie. To zostałeś nim, czy nie?
Ściana śmierci to jeszcze nic w porównaniu do pogo, które odwaliło się na koncercie Mansona, tam był wir śmierci.. Wszyscy spod sceny latali na przeróżne strony, twarze tych osób wyglądały jakby wszyscy byli na takim samym ogromnym haju (ok, o to właśnie niby chodzi), miałem wrażenie jakbym wpadł w wodny wir, nie miałem jak się uwolnić, ludzie padali jak muchy, non stop ktoś kogoś wynosił. W związku z tym, że jestem wielkim fanem nie mogłem się tak łatwo poddać mimo tego, że czułem jakbym zaraz miał się utopić w morzu potu osób zgromadzonych..Prawie umarłem xd Ale mimo przykrych konsekwencji na drugi dzień w postaci wielkich siniaków i obtarć, to zdecydowanie jest to jedne z moich ulubionych wspomnień.
Który koncert? Ja rok temu w Katowicach postanowiłam się wycofać już na Paradise Lost, bo myślałam, że mnie tam rozerwą. A miałam takie piękne miejsce w trzecim rzędzie na środku... W tym roku w Warszawie już nawet się nie pchałam na przód :/
Na codzień słucham metalu, ale przez takie historie nie mam odwagi chodzić na koncerty xD
A tam, im większy mosh tym lepsza zabawa a na warszawskim koncercie ostatnim było zajebiście 😄
DepresyjnaRealistka A mówię właśnie o tegorocznym koncercie na Torwar. Uwierz, lepiej dla Ciebie, że się tam nie pchałaś. Nie wiem jak to wyglądało z trybun, ale w centrum był kosmos.. i to zajebisty.
Whereru Jak usiądziesz na trybunach lub staniesz na tyłach to nic Ci nie grozi ;) a przynajmniej nie powinno..
karaibskirum Prawda. Chyba, że przed koncertem dostaniesz lekkie zaćmienie umysłu z podniecenia całym koncertem i założysz TRAMPKI zamiast glanów.. nie polecam.
E tam, duże koncerty to jeszcze nic. Gorzej jak jest małe pomieszczenie wyładowane ludźmi po brzegi i wszyscy idą w pogo a ty stoisz pod ścianą i modlisz się, żeby cię nie zmiażdżyli. Teraz to bym też poszła pogować ale to był mój pierwszy koncert i trochę się bałam :v
PS Chodzi o koncert Zenka w Cementery Pubie w Krakowie
Tak jak mówi peniswrowiu - nie wiem, co to był za koncert, a uwierz mi, ze byłam na wieeelu i nigdy mi się nie zdarzyło żeby ktoś nie podniósł od razu leżącego. Sama nieraz zaliczyłam glebę, raz przypadkiem dostałam glanem, bo w momencie mojego upadku ktoś się za mocno wczuł obok, ale zaraz zostałam przeproszona i za każdym razem podniesiona... no ale jak zobaczyli, ze nie jesteś w klimacie to może się nie przejęli tak. Nie wiem. W każdym razie chyba właśnie ten aspekt mnie naprawdę zdziwił. I z tego miejsca pragnę pozdrowić wszystkich anonimowych napierdalaczy moshu
Też mnie to dziwi. Przecież normalnie to nawet się nie zdążysz przewrócić, a już ktoś cię podnosi :D
Potwierdzam, sama podnoszę ludzi jak tylko ktoś się obok wywali. Również pozdrawiam \m/
Nieraz (nie raz?) zdarzały się tłumy rąk, az nie wiadomo które złapać :D spadając z fali na Woodstocku również nie zdążyłam nawet dotknąć ziemi. Ale historia fajna
Pozdrawia małe chucherko w okularach które jest zawsze w pierwszej linii na ścianach :)
Ściana śmierci to małe miki w porównaniu do młyna. Za to na każdym koncercie po upadku podnosi się ludzi. Ktoś mógł na Ciebie wpaść przypadkiem. Wyznanie mocno podkoloryzowane, ale napisane przez osobe która nie czuje klimatu więc nie ma co się dziwić.
Straszne mnie wkurza przekonanie, że na każdym metalowym koncercie trzeba tańczyć pogo. Jeśli to jest rzeczywiście cięższa odmiana, black, death - to spoko. Ale kurde nie na melodyjnej muzie w stylu Iron Maiden (w tym roku w Krakowie Bruce aż musiał powiedzieć publiczności, żeby się ogarnęła) albo Judas Priest... Człowiek chce posłuchać muzyki na żywo, zobaczyć swoich idoli i nacieszyć się scenografią, a tu nagle jakieś półmózgi rozkręcają młyny na takich utworach jak "For the Greater Good of God". Dlatego, jeśli jest taka możliwość, to wybieram miejsca na trybunach.
Bez przesady, na IM było niezbyt duże pogo z przodu a z tyłu na płycie ludzie sobie normalnie spokojnie stali. Jak ktoś nie chce pogować to przeważnie wystarczy się trochę odsunąć do tyłu. Niektórzy lubią sobie trochę poszaleć nawet przy spokojniejszej muzyce i mają do tego prawo tak samo jak Ty masz prawo tego nie robić.
@ChildOfTheDamned: Serdeczne pozdrowienia od półmózga. Byłam jedną z wielu osób pogujących np. do "Baranka" Kazika nie raz i niczego nie żałuję... I tak, jak pisze @ciasteczkowaa12: nikt nikogo do tego nie zmusza, zawsze można się nieco odsunąć. Raz byłam na koncercie przy samych barierkach, nie miałam ochoty tańczyć i, zabawna sprawa, wystarczyło nie wpadać w ten rozbrykany tłumek, który się niemal o mnie ocierał. Wtedy tylko raz jednego chłopaka wyrzuciło prosto na mnie (i tak tylko lekko na mnie "wpadł", czy właściwie podparł się na moim ramieniu), ale szybko przeprosił i poszedł dalej się bawić. Koncert to okazja do zabawy, która dla każdego znaczy coś innego. Wystarczy odrobina zrozumienia, wyobraźni i dobór odpowiedniego dla swoich potrzeb miejsca. Nawet jeśli ktoś nie potrafi się zdecydować, to znajdzie sobie jednocześnie spokojne i "z możliwością wyskoku" miejsce w tłumie... Wystarczy chcieć.
Na IM ludzie mdleli i tracili zęby, ci z przodu byli rozgnieceni na barierkach. Polecam poczytać relacje z tego koncertu. Sam fakt, że wokalista musiał zwracać publiczności uwagę po zaledwie trzech utworach o czymś świadczy. Pewnie, pogo można sobie robić nawet na Deep Purple, ale wygląda to groteskowo i ludzie biorący w tym udział sprawiają wrażenie, jakby nie mieli pojęcia o muzyce zespołu.
Prawda jest taka, że niektórzy faktycznie nie chcą w tym uczestniczyć, ale bardzo chcą stać pod sceną, bo chcą zobaczyć swojego idola z bliska.. Moim zdaniem, mimo, że pogo jest dla mnie zajebiste, na sali, czy w miejscu w którym odbywa się koncert powinny być wyznaczone konkretne miejsca dla ludzi, którzy chcą po sobie skakać i tych, którzy chcą się po prostu nacieszyć koncertem w nieco inny sposób.
Orki... Orki z Majorki...
Poryczałem się do łez, serio... Koleś, powinieneś pisać jakieś felietony czy coś. Chcę Cię czytać <3