#eR475
Jestem z facetem prawie 2 lata i coraz częściej mam wrażenie, że jestem niepoważnie traktowana.
Przykład: dzwonię do niego, odbiera i mówi, że akurat jest zajęty. Rozumiem, wiadomo, zdarza się. Proszę, żeby zadzwonił później, jak będzie mógł rozmawiać, na co on odpowiada: „Tak, tak, wieczorem się odezwę”. I się nie odzywa. Dzwonię ponownie wieczorem – nie odbiera. Rozmawiamy następnego dnia i wspominam, że miał się odezwać albo że ja próbowałam się dodzwonić do niego, w odpowiedzi słyszę: „O matko, zasnąłem po prostu, chyba mogę”. To nie jest jednorazowa sytuacja, zdarza się 1-2 razy w tygodniu.
Kilka razy gdy wspomniałam, że mało ze sobą rozmawiamy, usłyszałam: „No przecież dzwonię do ciebie, o co ci chodzi”. Racja, dzwoni prawie codziennie – jak akurat jedzie do pracy, a większość tych „rozmów” polega na tym, że ja wysłuchuję, jak on się wścieka na innych kierowców, pieszych albo to, że musi jechać do pracy.
Widujemy się około raz w tygodniu, przy czym zwykle to ja przyjeżdżam do niego, bo na 30 km w jedną stronę to on by tyle paliwa spalił, a przecież nie zarabia wcale tak dużo. Ja jeżdżę komunikacją miejską, więc przebycie tych 30 km zajmuje mi jakieś trzy razy tyle czasu, co jemu przejazd samochodem. Nie przeszkadza mu, że jego dziewczyna wraca sama wieczorami autobusem albo uberem. Raz nawet sam zaproponował, że zamówi mi ubera, jak zapytałam, czy odwiezie mnie do domu.
Jest kibicem piłki nożnej i bardzo interesuje się okresem II wojny światowej. O tych dwóch rzeczach mógłby mówić godzinami. Ja przyznaję, że żadna z tych rzeczy nie jest moją pasją, ale naprawdę przyjemnie się go słucha, kiedy o tym mówi, widać, że dużo wie i do tego potrafi bardzo ciekawie tę wiedzę przekazać. Szkoda tylko, że kiedy ja opowiadam o tym, co lubię (literatura, genealogia, piesze wędrówki), rzadko mogę liczyć na zainteresowanie z jego strony. Niby słucha, ale ciągle wtrąca jakieś żarciki, a potem komentuje: „No przecież muszę się z tobą trochę podroczyć”.
Deklaruje, że myśli o nas na poważnie. Od kilku miesięcy rozmawiamy o wspólnym zamieszkaniu, przy czym to ja miałabym wprowadzić się do niego. Dla mnie nie jest to problem, żeby się spakować i stanąć z walizką w jego drzwiach, ale oczekuję jakiejś inicjatywy z jego strony. Czegoś w stylu: „Słuchaj, dorobiłem dla ciebie klucz do mieszkania, przyjeżdżaj kiedy tylko będziesz chciała, tu jest dla ciebie przygotowana półka w szafie” itp. Nic takiego nigdy nie usłyszałam, zwykle jest to: „No przecież ci mówiłem, że możesz się wprowadzić”. I nie wiem czemu, ale jakoś bardziej mnie to zniechęca niż zachęca do przeprowadzki.
Może to tylko czepialstwo z mojej strony, a te wszystkie rzeczy są zupełnie normalne. A mimo to czuję się lekceważona i jakby mniej ważna.
W sumie to facet się nieźle ustawił: w miarę regularne bzykanko raz w tygodniu, gratis a nawet z własnym dowozem, gość nawet na paliwo nie marnuje kasy. Minusem pewnie są te męczące telefony nie w porę i ględzenie o "stabilizacji" ale jak widzę facet to też jakoś w miarę ogarnia: czasem przebąknie jakąś nic nie znaczącą deklarację i ma potem spokój.
Założę się, że jak facet sobie znajdzie poważną kandydatkę na żonę to pannę puści w trąbę i mu nawet brewka nie drgnie.
A autorka, no cóż, ślepa, głucha, bez węchu, smaku i wyobraźni, skoro tak się daje traktować. Pewnie po ślubie (o ile....) z dzieciakiem na ręce zacznie czaić, że chyba coś nie halo. Klasyka gatunku.
Nom, też o tym pomyślałam.
Trochę wygląda to tak, jakby był z Tobą z braku laku.
Ja bym nie mogła tak funkcjonować, ale wiadomo, to indywidualna kwestia. Mało macie w ogóle ze sobą kontaktu jak na dwuletni związek.
Myślę, że trochę się czepiasz i stosujesz zasadę: domyśl się - do granic możliwości. Macie ustalone, że możesz się do niego przeprowadzić. W czym problem? Dla niego sytuacja jest jasna i nie wymaga dalszych wyjaśnień. No ale Ty masz oczekiwania i odczucia...
Mówisz, że mało ze sobą rozmawiacie, a później dodajesz, że rozmawiacie codziennie.
Właściwie jedyne co mam do zarzucenia chłopu to to, że nie dotrzymuje słowa. Jeśli nie chce mu się wieczorem słuchać pierdół i chce po prostu po robocie odpocząć, mógłby być po prostu szczery i to powiedzieć. Jest to jeden zarzut, ale poważny, bo nie można polegać na kimś, kto sam nie szanuje swoich słów.
Z drugiej strony może mu na Tobie aż tak nie zależeć i dlatego nie przywiązuje wagi do jakości Waszej komunikacji. Trudno mi ocenić na podstawie kartki tekstu, ale tak tak czy siak, szybko wyjdzie w praniu, gdy razem zamieszkacie. Choć ja na Twoim miejscu bym sobie poszukał nowego partnera, nie wyobrażam sobie, by bliska mi osoba lekceważyła moje pasje i zainteresowania. To jak negowanie fragmentu mnie.
Rada: komunikuj prosto i klarownie swoje potrzeby i uwagi, ale zwracaj też uwagę na to, co ma do powiedzenia Twój parter.
Ja bym się tego zaśnięcia nie czepiała. Wrócił zmęczony do domu, może nawet chciał zadzwonić - ale zmęczenie zwyciężyło. Gadanie o głupotach to nie żadna kryzysowa sytuacja, w której zawiódł Autorkę.
To powiedz mu to wszystko, o czym tutaj piszesz. Najlepiej powiedz mu o tym wszystkim, a nie licz na to , że się domyśli, bo się nie domyśli. Wspólne mieszkanie pozwoli wam się poznać jeszcze lepiej i stwierdzić, czy chcecie być ze sobą. A widywanie się raz w tygodniu to mało.
Widywanie się raz w tygodniu to nie jest mało, jeśli jest zachowany jakiś codzienny kontakt i zainteresowanie nawzajem sobą i swoim życiem.