#g2mJh
Ból brzucha złapał mnie na plaży, jakąś godzinę drogi od domu. Szybka ocena sytuacji nie zwiastowała niczego dobrego. To ewidentnie oznaka nadciągającej biegunki, a ubikacji w zasięgu wzroku nie było. Spiąłem więc dolną część ciała i poszedłem szukać taksówki.
Już wkrótce stałem w korku, a miły pan kierowca zasypywał mnie gradem pytań, na które z wielkim wysiłkiem odpowiadałem. Czułem coraz większe parcie, a kropelki zimnego potu oblepiały mi czoło. Problemem był też fakt, że nie do końca pamiętałem adres miejsca docelowego, więc poprosiłem taksówkarza, żeby wysadził mnie na jednej z ulic w tej samej dzielnicy, gdzie spałem.
Następne 40 minut biegałem po uliczkach pojękując cichutko, a każdy krok coraz bardziej zbliżał mnie do nieuchronnej erupcji. Było mi tak bardzo źle, że co kilka metrów musiałem przykucnąć i zwinąć się w kulkę, aby przetrzymać falę napierającą na mój odwłok. Miałem dreszcze i pociłem się jak grubas po przebiegnięciu maratonu.
W końcu udało się - znalazłem dom kumpla. Niczym huragan wpadłem do klatki schodowej i po chwili stałem już przed drzwiami mieszkania.
I wtedy zaczął się prawdziwy koszmar. Wyjąłem z kieszeni pęk kilkunastu kluczy. Za ich pomocą musiałem otworzyć dwie pary drzwi, w których to znajdowała się niezliczona ilość zamków. Część kluczy służyła do otwierania komórki, piwnicy, kłódki od roweru, skrzynki na listy oraz suszarni położonej na ostatnim piętrze.
Za Chiny nie miałem pojęcia, które klucze pasują do których zamków. Dwadzieścia minut spędziłem na, przerywanej konwulsjami, walce z tym nieludzkim wyzwaniem. Otworzyłem dwa zamki i nawet nie dostałem się do drugich drzwi.
Presja była już zbyt mocna. W ostatnim odruchu desperacji chwyciłem doniczkę, która stała na parapecie w korytarzu, szybkim ruchem wysypałem jej zawartość, czyli ziemię i kwiatek, a następnie ordynarnie wepchnąwszy w donicę swój zad wypełniłem ją zawartością moich kiszek. To było straszne.
I kiedy tak siedziałem na tej przeklętej doniczce i ciskany torsjami robiłem swoje, drzwi mieszkania otworzyły się i moim załzawionym oczom ukazała się głowa mojego kumpla. Spojrzał na mnie zdegustowany i zapytał: "Co ty, kur#a, robisz?"
Przez cały czas mojej nierównej walki z drzwiami i desperackimi próbami niepopuszczenia w spodnie, mój przyjaciel był w domu. Siedział w drugim pokoju i jak sam powiedział "miał wrażenie, że coś słyszał, ale nie chciało mu się ruszyć dupy sprzed komputera". Dopiero po jakimś czasie uznał, że warto by było jednak zobaczyć, czy listonosz nie puka...
A nie mogłeś poprosić taksówkarza, żeby zawiózł Cię do najbliższego fast fooda albo na stację benzynową? Najpewniejsze ubikacje za granicą - mówię z doświadczenia :P
Byłoby mądrzej, gdybyś jednak zapukał, a nuż by ci otworzył 😂
Popłakałam się ze śmiechu przy ,,Co ty, kur#a, robisz?"
Szaleńczy bieg do tronu :D
Litości, w pracy jestem, nie mogę ryczeć ze śmiechu 😂
Tyle czasu z biegunką wytrzymałeś? Ja ostatnio nie dałam rady wrócić ze spaceru do domu, to było dosłownie 5-10 minut. Musiałam iść o pizzerii pod blokiem.
Doniczki mają dziurę na dole. Chyba ta biegunka nie była zbyt rzadka, bo wyznanie nie skończyło by się w takim momencie XD
Ale wtedy to są osłonki a nie doniczki
Właśnie jem zupę pomidorową z bułką
Przesrane miiałeś