#gBHTt

Mam na imię Sylwia. W I LO byłam w żeńskiej szkole. Miałam krótkie włosy i siostra dyrektor powiedziała publicznie na apelu, że mam je zapuszczać, bo w tej szkole nie toleruje się chłopięcych fryzur.
Jakiś czas potem, na święta, przyjechałam do niewielkiej miejscowości, w której mam rodzinę. Włosy już nieco odrosły i osoby z rodziny wysłały mnie do fryzjera: „Tu blisko, po schodkach”, aby nadać fryzurze bardziej dziewczęcy kształt. Wyszłam, szukam. Nic nie znalazłam. Poszłam na sąsiednią ulicę. Patrzę – jest fryzjer! I to po schodkach, co prawda w dół, co trochę mi nie pasowało. Wzruszyłam ramionami i weszłam. W środku był starszy pan w grubych okularach. Założył mi pelerynkę, wziął do ręki maszynkę i mówi zachrypniętym głosem: „To jak masz na imię, chłopcze?”. Byłam zszokowana. Zamarłam. Nie mogłam się ruszyć. Przełknęłam ślinę.
„Sylwek” – wyszeptałam.

Kiedy wróciłam do szkoły z włosami na poborowego, siostra dyrektor stwierdziła, że specjalnie złamałam regulamin. Do końca szkoły miałam przesrane i uważana byłam za buntownika :D A wszystko przez to, że wstydziłam się panu fryzjerowi MĘSKIEMU przyznać, że jestem dziewczyną.

PS  Fryzjer po schodkach był w tym samym bloku. Nie zauważyłam go po prostu...
Dodaj anonimowe wyznanie